Biały Wywiad.Gibraltar. Zamach na Gen Władysława Sikorskiego.
Samolot swobodnie wzniósł się na wysokość 10-15 m, a następie, lecąc nad wodą, miękko osiadł na powierzchni morza. Nie runął do wody, ale po prostu wodował. Tonął od sześciu do ośmiu minut, po czym przechylił się do wody przez dziób i kapotował. Nie było więc wstrząsu, w którego wyniku ktokolwiek mógłby ponieść śmierć. Pasażerowie i załoga mieli dość czasu, by bezpiecznie opuścić maszynę...
DLACZEGO BYŁO INACZEJ ?
UWAGA !
BLOG ZAWIERA FRAGMENTY MOGĄCE UCHODZIĆ ZA DRASTYCZNE I NIE POLECAM GO OSOBOM MAJĄCYM SŁABE NERWY !
Zabieram Państwa w podróż do Gibraltaru. w 2015 r jadąc służbowo do Maroka miałem okazję odwiedzić Gibraltar. To tutaj wtedy 77 lat temu 3.07.1943 r zginął w niewyjaśnionej do końca , katastrofie lotniczej, były Premier rządu Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie, śp gen Władysław Sikorski.
Do Gibraltaru to nawet z Barcelony jest prawie 1200 km…Po drodze mamy Andaluzję ..krainę niezwykle górzystą i obfitującą w liczne formy skał. Świetna sceneria do kręcenia westernów i filmów o Dzikim Zachodzie..:)))
Trzeba uważać żeby się nie pomylić.. Hiszpania jest wielkim krajem i objazd lub cofnięcie się będzie od nas wymagać nałożenia wielu kilometrów…
Mijamy drogowskazy informujące nas ile mamy jeszcze do Algeciras i Gibraltaru:))
Można się rzeczywiście zastanawiać jak jechać..tak..hmm..to jest zjazd na Algeciras.. jedziemy dobrze…
Z portu Algeciras dostaniemy sie do Maroka via Ceuta lub Tanger. .Po drodze będzie Gibraltar.
Ta część tzw Imperium Brytyjskiego ze względu na swe położenie i kontrolę nad Cieśniną Gibraltarską była zawsze w cieniu polityczno-militarnych zainteresowań.
Usłyszeliśmy wszyscy o Gibraltarze w momencie kiedy było referendum w Wielkiej Brytanii dotyczącej Brexitu. Gibraltar zagłosował podobnie jak Szkocja i Irlandia Północną za pozostaniem w Unii Europejskiej a wiec przeciwko Koronie Brytyjskiej włączając się w walkę o niezależność od Londynu.
Co z tej walki o niepodległość Gibraltaru wyniknie trudno dziś przewidzieć. Z racji tego ze miałem przyjemność i okazje być w Gibraltarze postanowiłem Państwu ten najdalej wysunięty geograficznie punkt Europy przybliżyć.
Pod ręką zawsze mam program Google Earth.
Gibraltar przede wszystkim znany jest te części Polaków która tamtędy podróżuje chcąc się dostać przez Tanger bądź Ceutę do Maroka i w góry Atlas lub na Saharę.
Zapraszam Wszystkich Państwa na Gibraltar. :))
Minąwszy granicę z Hiszpanią spojrzałem na flagę Gibraltaru..
Od razu poczułem się swojsko.:)))
Znajome kolory sprawiły że przypomniałem sobie o gen Władysławie Sikorskim i cząstce naszej polskiej historii.
Jednostka monetarna jest oczywiście funt. To sprawia że ci Hiszpanie którzy blisko mieszkają Gibraltaru a dostana tu prace są w wyjątkowo w komfortowej sytuacji. Można tu spotkać angielskie skojarzenia..
Wybierzmy się wiec w przejażdżkę angielskim piętrusem..na piętrze są oczywiście najlepsze widoki 🙂
Zaczynamy od drogi – pasa startowego..
Zdjęcia są dobre ale lepsze wyobrażenie miejsca daje jednak technika 2D /3D.
Gibraltar był zawsze naturalnym lotniskowcem dla brytyjskiego RAF u czyli brytyjskiego lotnictwa wojskowego.. wtedy droga jest zamknięta..
Patrzymy na ten budynek o wszystko jest dla nas proste i logiczne. Od razu wiadomo czym jest Gibraltar dla Wielkiej Brytanii. Ważnym punktem strategicznym. Dodajmy Cieśninę Gibraltarska łączącą Morze Śródziemne z Atlantykiem i od razu wiadomo że jeżeli ma się kontrolę nad tą enklawą ma się też kontrolę nad Cieśniną i tym wszystkim co przez nią przepływa..
Zmierzamy do miejsca w którym kolejką linowa ..bodajże za 8 funtów zawiezie nas na skałę 🙂
Po drodze odwiedzimy ważne miejsca w historii tego miasta.
Honorowa warta żołnierzy brytyjskich przed budynkiem gubernatora Gibraltaru w którym w 1943 r urzędował Mason Mac Farlane
Aha ..zanim wybierzemy się na masyw Gibraltaru zapoznajmy się z tą tablicą i przy okazji poznajmy jego wolnych w w pełni autonomicznych mieszkańców :))
A wiec wiemy kogo tam spotkamy…wsiadamy do kolejki i jazda na górę :))
Widoki są przednie.. zwłaszcza jak jest pogoda :).Wysiadając z kolejki od razu praktycznie natkniemy się na pierwszego mieszkańca ..małpy są wyjątkowo uczulone na plastykowe reklamówki ..spodziewając się tam jedzenia.. uważajmy bo mogą nagle doskoczyć i szybko wyrwać nam reklamówkę …
One są dosłownie wszędzie ..Proszę się do nich nie zbliżać !! Mogą zaatakować a krzywdy im zrobić nie wolno!!! Są pod ochroną ..i co jest ważne -są u siebie !
Nie zwracając uwagi na małpy wybierzmy się na punkty widokowe:)))
Tutaj mamy widok ze skały na pas startowy i Hiszpanię..
Oczywiście spotkamy cały szereg fortyfikacji .Masyw Gibraltarski to jedna wielka forteca!
Takich miejsc na górze jest sporo i dobrze jest mieć ze sobą parę wygodnych butów do długiej, intensywnej wycieczki bo teren jest niezwykle rozległy…
Zauważmy ze głównie się wychwala męstwo żołnierza brytyjskiego a o generale Władysławie Sikorskim poza jednym tylko miejscem …ani słowa.. Było mi bardzo przykro i tak musi być dla Polaka które odwiedzi to odległe miejsce w Europie.
W końcu jesteśmy w pewnym miejscu..
Kupujemy kolejny bilet wstępu i wchodzimy do środka..
Zdjęcia są archiwalne ..za szybą i do tego nie są najlepszej jakości za co z góry przepraszam..
Jest śp GENERAŁ WŁADYSŁAW SIKORSKI
Zdjęcie przedstawia generała podczas inspekcji fortyfikacji i wewnętrznych korytarzy kutych w skale.. Wychodząc poszedł do samolotu…:((((((((((((
Z wzruszenia zadrgała mi wtedy ręka podczas robienia zdjęć a serce biło bardzo mocno ..wybaczcie:(((
Śmierć generała Władysława Sikorskiego miała wiele wątków. Oto oryginalne zdjęcie z katastrofy.
Foto i prawa autorskie Ian Dunster
OBIEKTYWIZM to podstawa więc w tym blogu przedstawię Państwu nie tylko zeznania świadków ale wszystkie wersje również te spiskowe dotyczące kulisów śmierci nie tylko gen Władysława Sikorskiego ale też pozostałych osób z nim związanych, pozostawiając Państwu ocenę i opinie.
Zanim zajmiemy się tematem Katastrofy Gibraltarskiej trzeba pokazać cały polityczno-historyczny kontekst innej tragedii-Katynia.
Polski wywiad ZWZ/AK dotarł na miejsce pod Smoleńskiem w drugiej połowie 1940 roku. Wysłańcy znaleźli groby, rozkopali jeden z nich i postawili krzyż. Był z nimi Zbigniew Koźliński, syn Edwarda Koźlińskiego i wnuk ostatniego przed bolszewickim przewrotem właściciela folwarków koło Smoleńska.
Już w czerwcu 1940 roku Zbigniew przyjechał do Warszawy z wyuczonym na pamięć raportem swojego ojca, Edwarda:
„Melduję, zostałem aresztowany w Lidzie przez NKWD. Na badania przewieziony do Smoleńska, w rodzinne strony. W połowie kwietnia zabrano mnie na konfrontację lokalną do Gniezdowa. W lesie Katyń nad Dnieprem są masowo rozstrzeliwani nasi jeńcy, oficerowie. Masowa zbrodnia. Potworne”.
Piotr Koźliński, ostatni właściciel Gniezdowa, ledwie uszedł z życiem z powstania styczniowego. Przed bolszewickim przewrotem 1917 roku został właścicielem klucza folwarków Iwiszcze koło Smoleńska, a więc także Gniazdowa, żył rytmem prac gospodarskich i wizyt u sąsiadów. Objeżdżał spokojnie swój majątek, nie mając pojęcia, że z wolna nadciaga koniec jego świata, a posiadłość, podobnie jak lasek katyński, należący do dobrego sąsiada Aleksandra Lednickiego, stanie się w nieodległej przyszłości złowieszczym symbolem sowieckich zbrodni popełnionych na Polakach. Jego syn Edward, urodzony około 1890 roku, walczył w rejonie Smoleńska po stronie „białych”. Po wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku musiał opuścić rodzinne strony, które przypadły Rosji, i osiąść w Nowogródzkiem, w niewielkim majątku żony, Czarnowszczyźnie. Często wracał stamtąd w okolice swego dzieciństwa jako „Edward Dnieprowski”, ponieważ współpracował w międzywojniu z referatem „Rosja” Oddziału II Sztabu Głównego WP, czyli osławionej „dwójki”. Zbierał tam informacje, budząc podejrzenia bolszewików, którzy daremnie zastawiali na „Dnieprowskiego” zasadzki. Po 17 września 1939 roku ukrywał się, organizując pod pseudonimami „Bieriozka” i „Edek” strukturę dywersyjną. Cały czas pracował jako „Dnieprowski” dla sowieckiego referatu „dwójki”. Z początkiem 1940 roku wpadł w ręce GRU – wywiadu wojskowego.
Wtedy dopiero zorientował się, że od lat jest poszukiwany jako carski oficer oraz białogwardzista. Na domiar złego sowiecki wywiad „rozpracował” jego rodowód i dotarł do legendy rodzinnej, według której pułk „białych” zakopał w lesie katyńskim broń i przede wszystkim ogromny skarb w złocie – w czasie, gdy okolice lasu katyńskiego należały jeszcze do Koźlińskich.
Przesłuchiwany i torturowany najpierw w Lidzie, potem przewieziony do Smoleńska i dalej do Mińska rotmistrz Koźliński uległ i zgodził się dla ratowania życia wskazać miejsce, gdzie miał znajdować się „skarb”.
Kiedy agenci dotarli z nim do Katynia w połowie kwietnia 1940 roku, oczom Koźlińskiego ukazały się doły wypełnione zwłokami w polskich mundurach. Masakra w Katyniu prowadzona była od 3 kwietnia do 11 maja 1940 roku – Edward Koźliński został tam więc dostarczony przez wywiad w momencie, gdy machina NKWD już pracowała. Zdezorientowani funkcjonariusze GRU, którzy o niczym nie wiedzieli, zamknęli Edwarda w areszcie w Gniezdowie.
Świadom wagi tego, co widział, uciekł i dotarł do Grodna, ponaglany przekonaniem, że to, co widział powinno zmienić stosunek władz londyńskich i aliantów do Rosji. Świadomość, że jest jedynym świadkiem zbrodni i poczucie, że musi jak najszybciej kogoś zaalarmować, by postawić na nogi Rząd RP na Uchodźstwie, sprawiło, że wezwał syna Zbigniewa do wsi Siemiany.
Zbigniew Koźliński, rocznik 1923, dorastał w sielskiej atmosferze kresowego staropolskiego dworu, któremu poświęcił wiele stron w książce Czerwoni z dobrego domu. Opowieść znad Niemna, opublikowanej w 2007 roku. Naukę w grodzieńskim gimnazjum przerwał mu Wrzesień. Przydzielony do formacji Ligi Obrony Powietrznej, brał udział w obronie miasta – także przed bolszewikami po 17 września 1939 roku. Później wrócił do Czarnowszczyzny, gdzie nie zastał ojca, zmobilizowanego z końcem sierpnia. W tworzących się konspiracyjnych strukturach został zaprzysiężony jako kurier ps. „Gryf”.
W połowie maja 1940 roku niespodziewanie otrzymał rozkaz stawienia się w Kiemianach pod Grodnem. Tam czekał już na niego ojciec. Obaj nie widzieli się od miesięcy, ale czasu na rodzinne rozmowy mieli mało.
Ojciec kazał Zbigniewowi złożyć meldunek o tragedii w Katyniu szefom konspiracji w Grodnie, a następnie przedrzeć się przez granicę i zgłosić z tym samym meldunkiem pod kilka adresów – przedwojennych kontaktów ojca – w Warszawie. Koźliński junior nauczył się krótkiego raportu na pamięć, zapisał go w książeczce do nabożeństwa, nakłuwając odpowiednie litery, a także zaszyfrował na karcie pocztowej.
Tymczasem Zbigniew dotarł z meldunkiem do Grodna, a stamtąd został przerzucony do Generalnego Gubernatorstwa do Warszawy – przejechał granicę sowiecko-niemiecką pociągiem wraz z drugim łącznikiem, Bolesławem Misiuro ps. „Świerk”, a potem obaj ruszyli pieszo do stolicy. Odesłano go jednak do Krakowa, gdzie w strukturach ZWZ powstał specjalny zespół do zbadania sprawy pod kierownictwem Antoniego Hniłki. W czerwcu 1940 roku Koźliński junior wiernie powtórzył informację ojca o mordzie na polskich żołnierzach. Przesłuchiwano go wiele razy, bowiem wiadomość o masakrze była dla władz podziemnych, obawiających się prowokacji, mało wiarygodna. Wreszcie z Warszawy odesłano go do Sygneczowa pod Wieliczką, do majątku Zygmunta Klemensiewicza. Odkrycie, za które prawdopodobnie zapłacił życiem Edward Koźliński, okazało się wówczas nikomu niepotrzebne.
Najwyraźniej elity Polskiego Państwa Podziemnego za mało wiedziały o bolszewickich metodach, o czym może świadczyć całokształt polityki dowództwa ZWZ/AK i polskiego Londynu wobec ZSRR .
Pułkownik Jan Cieślak, oficer kontrwywiadu Armii Krajowej, przekazał swemu synowi Andrzejowi relację, według której polski wywiad już latem 1940 roku zameldował centrali w Londynie o zlikwidowaniu polskich oficerów przez NKWD.
Dotarłem do niezwykle ciekawej analizy śp Tadeusza Kisielewskiego od której trzeba koniecznie zacząć analizę aby wszystko w miarę zrozumieć choćby w kwestii współpracy polskiego wywiadu z brytyjskim Special Operations Executive / SOE/ a szczególności Oddziału VI Specjalnego Sztabu Naczelnego Wodza. Płk Jan Cieślak przekazał raport z 25.05.1940 płk Kraszkiewiczowi oraz rosyjskojęzyczny odpis meldunku kapitana smoleńskiego obwodu NKWD , Rumiańcewa / lub Riumina/ dotyczącego przebiegu i rozstrzeliwania polskich jeńców wojennych.
To właśnie relacja płk Cieślaka złożona synowi Andrzejowi że w 1940 r polski wywiad przekazał do Londynu raport o Katyniu stanowi jeden z najważniejszych elementów weryfikacji wspomnień Zbigniewa Kożlińskiego. Płk Cieślak odpowiadał też za kontrwywiadowcze zabezpieczenie operacji MOST III/ Wildhorn III/- transport wielu ważnych osób do Londynu oraz rakiety V-2.
Wiosną 1943 roku generał Sikorski odbył podróż w celu kilkutygodniowej inspekcji wojsk polskich na Bliskim Wschodzie. W tym celu w dniach 24–25 maja odbył przelot do Kairu samolotem transportowym Liberator Mk II z 511 Dywizjonu transportowego RAF, o numerze fabrycznym AL616, pilotowanym przez czeskiego pilota Eduarda Prchala. Samolot ten nie był przypisany do Sikorskiego, lecz wykonywał regularne loty komunikacyjne. Gdy Sikorski dowiedział się, że pilot jest Czechem, postanowił wykorzystać ten fakt politycznie jako przyjazny gest, mający poprawić wizerunek Polski, mając na względzie kiepskie stosunki między emigracyjnymi władzami Polski i Czechosłowacji. Zwrócił się on z prośbą do głównodowodzącego alianckimi siłami powietrznymi na Bliskim Wschodzie marszałka Arthura Teddera, żeby Prchal pilotował również jego samolot w drodze powrotnej. Wymagało to zmiany załóg, gdyż Prchal przyleciał do Kairu 29 czerwca „swoim” samolotem AL616, który odleciał 2 lipca, po czym przesiadł się jako pierwszy pilot na przewidziany dla Sikorskiego samolot AL523, o nazwie własnej \”St Anthony\”. 3 lipca 1943 roku wystartował tym samolotem po raz pierwszy razem z Sikorskim i 10 pasażerami oraz ładunkiem poczty i bagaży do Gibraltaru, gdzie doleciał o godzinie 14.37, po 10,5 godzinach lotu.
Ciężkie samoloty bombowe Liberator zaadaptowane do celów transportowych były pozbawione uzbrojenia i oferowały jedynie minimalne wygody dla pasażerów. Miały one 6 miejsc siedzących dla pasażerów w tylnej części kadłuba, w formie dwóch wzdłużnych ławek skierowanych oparciami do siebie[4]. Środkowa część kadłuba z komorą bombową i nosowa część z zaślepionym oszkleniem przeznaczone były do transportu ładunków; w tym celu w komorze bombowej była zabudowana drewniana podłoga. W razie transportu większej liczby osób, podróżowały one leżąc na bagażach w komorze bombowej i przykrywając się kocami.
W dniu przed wylotem do Anglii Sikorski uczestniczył w przyjęciu pożegnalnym u gubernatora. Po południu na samolot załadowano pocztę i bagaże. Około godziny 22.25 samochodami przywieziono Sikorskiego i pasażerów, po czym załadowano ich bagaże i do godziny 22.45 pasażerowie wsiedli do samolotu i samolot rozpoczął kołowanie z miejsca postojowego na zachodni koniec pasa. O godzinie 23.05 Liberator po zezwoleniu z wieży kontroli lotów rozpoczął start w kierunku na wschód. Samolot w 16 sekund po starcie z gibraltarskiego lotniska zetknął się z powierzchnią morza około 600 m na wschód od końca pasa startowego, co stało się około godz. 23:23.
W wyniku wypadku śmierć ponieśli:
Pasażerowie
- Victor Cazalet, col., brytyjski oficer łącznikowy
- Jan Gralewski, domniemany kurier AK
- Tadeusz Klimecki, gen. bryg., szef Sztabu Naczelnego Wodza
- Adam Kułakowski, adiutant gen. Sikorskiego (ciała nie odnaleziono)
- Zofia Leśniowska, córka gen. Sikorskiego (ciała nie odnaleziono) ?
- Walter Heathcote Lock, cywil (ciała nie odnaleziono)
- Andrzej Marecki, płk dypl., szef III Oddziału Operacyjnego Sztabu Naczelnego Wodza
- Harry Pinder, telegrafista RAFu
- Józef Ponikiewski, por. mar., Adiutant gen. Sikorskiego
- Władysław Sikorski, premier i Naczelny Wódz PSZ
- John Percival Whiteley, brygadier, doradca wicekróla Indii
Członkowie załogi
- C.B. Gerrie sierżant , radiooperator/strzelec
- W.S. Herring, drugi pilot (ciała nie odnaleziono)
- D. Hunter, sierżant, radiooperator/strzelec (ciała nie odnaleziono)
- F. Kelly, sierżant, mechanik
- L. Zalsberg, warrant officer, nawigator
Katastrofa samolotu Liberator AL523 z 1943 roku była katastrofą lotniczą, w wyniku którego zginął generał Władysław Sikorski– głównodowodzący Wojska Polskiego i premier polskiego rządu na uchodźstwie. Sikorski Liberator II rozbił się u wybrzeży Gibraltaru niemal natychmiast po starcie 4 lipca 1943 roku. Zginęło około szesnastu osób, w tym wielu innych wysokich rangą polskich przywódców wojskowych. Pilot samolotu był jedynym ocalałym. Katastrofa miała być wypadkiem, ale śmierć Sikorskiego pozostaje nierozwiązaną tajemnicą. Katastrofa była punktem zwrotnym dla polskich wpływów na ich angloamerykańskich sojuszników w czasie II wojny światowej.
W 1972 roku pilot, porucznik Eduard Prchal,opisał wydarzenia: \”Otrzymałem zielone światło z wieży i zaczęliśmy nasz start. Wyciągnąłem drążek z powrotem i samolot zaczął się wspinać. Kiedy byłem na 150ft pchnąłem samolot do przodu, aby uzyskać prędkość. Nagle odkryłem, że nie jestem w stanie odciągnąć drążka. Mechanizm kierowniczy był zacięty lub zablokowany.\” Samolot szybko stracił wysokość.
Prchal zamknął cztery przepustnicę i ostrzegł innych przez domofon \”Uwaga, katastrofa\”. Samolot rozbił się w morzu. Miała zginąć też córka szefa sztabu Tadeusza Klimeckiego ale nie wsiadła do samolotu . Podczas gdy oficjalna liczba ofiar śmiertelnych obejmowała 11 ofiar śmiertelnych, dokładna liczba pasażerów nie była znana. Z sześciu członków załogi na pokładzie, tylko Prchal przeżył. Prchal był później kilka razy przesłuchiwany na temat katastrofy. Stosunki między Związkiem Radzieckim a Polską były w najlepszym razie niepewne podczas II wojny światowej z różnych powodów, a stało się to bardziej, po zbrodni katyńskiej w 1940 roku, w której wyszło na jaw ponad 20 tysięcy polskich żołnierzy. Jednak pragmatyczny generał Władysław Sikorski był nadal otwarty na jakąś formę normalizacji stosunków polsko-sowieckich, podczas gdy generał Władysław Anders był zdecydowanie przeciwny. Żeby podnieść morale, Sikorski rozpoczął w maju 1943 r. objazd polskich sił stacjonujących na Bliskim Wschodzie, w razie potrzeby opiekując się sprawami politycznymi.
7 lipca 1943 r. brytyjski sąd śledczy zwołał dochodzenie w celu zbadania katastrofy na polecenie marszałka lotnictwa Sir Johna Slessora z dnia 5 lipca 1943 r. 25 lipca 1943 trybunał stwierdził, że wypadek był spowodowany \”zakleszczeniem kontroli windy\”, które doprowadziło do niekontrolowanego sterowania samolotem po starcie w raporcie zauważono, że \”nie udało się ustalić, w jaki sposób doszło do zagłuszania\”, chociaż wykluczył sabotaż. Slessor nie był zadowolony ze sprawozdania i w dniu 28 lipca nakazał Trybunałowi kontynuowanie dochodzenia w celu zbadania, czy kontrole były rzeczywiście zablokowane, czy też nie, a jeśli tak, to z jakiego powodu. Pomimo dalszych dochodzeń Trybunał nie był w stanie rozwiać wątpliwości Slessora. Polski rząd odmówił poparcia tego sprawozdania ze względu na przytoczone w nich sprzeczności i brak jednoznacznych ustaleń.
\”Wnioski
a) Liberator AL 523, całkowita waga 54,608 lbs, wystartował z Gibraltaru o godzinie 23.07 w dniu 4 lipca 1943 r. w kierunku Wielkiej Brytanii. Pogoda była dobra, światło wiatru, bez chmur, widoczność 10 mil. Samolot został w powietrzu po biegu około 1100 metrów, wspiął się na około 150 stóp w zupełnie normalny sposób, a następnie stopniowo stracił wysokość, uderzając w morze na nawet kil około 1200 metrów po opuszczeniu ziemi. Dowody wskazują, że pilot cofnął się chwilę przed uderzeniem i że jego silniki działały normalnie do tego czasu. Pilot został odzyskany przez ponton ratowniczy stacji w ciągu sześciu minut od katastrofy i był jedynym ocalałym.
b) Zdaniem Trybunału przyczyną wypadku było to, że samolot stał się niekontrolowany z przyczyn, których nie można ustalić. Pilot, po złagodzeniu kolumny kontrolnej do przodu, aby nabrać prędkości po starcie, stwierdził, że nie był w stanie przenieść go z powrotem w ogóle, sterowanie windą jest praktycznie zablokowane gdzieś w systemie. Z dostępnych dowodów i badania wraku nie można podać żadnego konkretnego powodu, dla którego system wind powinien się zakleszczyć.\”
\”… Ustalenia Trybunału i uwagi funkcjonariuszy, których obowiązkiem jest dokonanie przeglądu i skomentowania tych ustaleń, zostały rozpatrzone i wynika, że wypadek był spowodowany zakleszczeniem kontroli windy krótko po starcie, w wyniku czego samolot stał się niekontrolowany.
Po dokładnym zbadaniu wszystkich dostępnych dowodów, w tym dowodów pilota, nie udało się ustalić, w jaki sposób doszło do zagłuszania, ale ustalono, że nie doszło do sabotażu.
Oczywiste jest również, że kapitan samolotu, który jest pilotem z wielkim doświadczeniem i wyjątkową zdolnością, nie był w żaden sposób winny.
W trakcie całego postępowania uczestniczył oficer Polskich Sił Powietrznych\”.
Polskie śledztwo w 2008r.
W 2008 r. komisja do spraw ścigania zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej wszczęła śledztwo w tej sprawie. Sikorski został ekshumowany, a jego szczątki przebadali polscy eksperci sądowi, którzy stwierdzili w 2009 roku, że zmarł w wyniku wielu obrażeń spowodowanych katastrofą lotniczą, a być może utonięcia jako dodatkowa przyczyna. Do obrażeń doszło, gdy Sikorski żył . Nie wykluczono, że Sikorski został postrzelony, uduszony lub dźgnięty nożem. Ekshumowano również Tadeusza Klimeckiego, Andrzeja Mareckiego i Józefa Ponikiewskiego, a ich obrażenia miały podobny charakter. W ten sposób wykluczono teorie, że polska delegacja została zamordowana przed incydentem. Nie wykluczyli jednak możliwości sabotażu, który był nadal badany. W dniu 30 grudnia 2013 r. Instytut Pamięci Narodowej zamknął dochodzenie na zasadzie, że dowody nie wystarczą, aby potwierdzić, ani wykluczyć sabotażu. Materiały z ekshumacji zamieszczam poniżej.
W 2012 r. Jerzy Zięborak ponownie przeanalizował materiały dowodowe zebrane przez Sąd Śledczy w 1943 r. oraz inne dotychczas udostępnione materiały. Jego wniosek był taki, że wypadek wynikał z kombinacji czynników. Po pierwsze, samolot był przeciążony, a jego środek ciężkości został przesunięty poza dopuszczalną granicę. Po drugie, prędkość samolotu przy starcie była zbyt niska ze względu na nadmierną masę. Wreszcie, autopilot został włączony tuż po starcie – w przeciwieństwie do instrukcji lotu i to spowodowało efekt podobny do zagłuszania kontroli, jak widać drugiego pilota. Znaleziono dowody na to, że ocalały pilot Eduard Prchal wykonywał obowiązki drugiego pilota podczas startu, czego nie ujawnił w czasie dochodzenia. Zięborak odrzuca opinię generała Nöela Masona-MacFarlane\’a, że przyczyną wypadku był stan psychiczny Prchala podczas startu. Prchal nie tylko napisał nieprawdziwy opis wypadku, ale pominął kilka szczegółów, o których wcześniej wspominał podczas spotkań z pilotami. Różnice obejmowały szczegóły jego obrażeń wymienionych w artykule i te zgłoszone w badaniu lekarskim po wypadku. Autor rozważył, czy możliwe jest, że Prchal całkowicie zapomniał o takich szczegółach wypadku, jak na przykład liczba ofiar. Nie mówi się o przyczynie tych różnic, czyli o tym, czy Prchal kłamał celowo w swoim artykule, czy też cierpiał na amnezję w wyniku urazu. Zięborak uważa, że Prchal kłamał celowo na temat kamizelki ratunkowej Mae West. Pomimo niedociągnięć w sprawozdaniu, wyniki dochodzeń Trybunału zostały ostatecznie zaakceptowane. Autor doszedł do wniosku, że jest to wygodne rozwiązanie zarówno dla rządu brytyjskiego, jak i polskiego, ponieważ szczegóły procedury lotu VIP nie mogły zostać opublikowane w raporcie Trybunału w czasie wojny.
W 2016 roku pilot Mieczysław Jan Różycki również przeprowadził analizę katastrofy na Gibraltarze i towarzyszących im okoliczności. Zgodził się, że samolot był przeciążony, a jego masa startowa znacznie przekroczyła limit ustalony przez producenta i DOWÓDZTWO TRANSPORTU RAF. Naruszenie przepisów dotyczących wagi było jednak tolerowane ze względu na trudności wojenne w transporcie, a piloci byli zachęcani do wzięcia odpowiedzialności za loty przeciążonymi samolotami. Ponadto niewielki przemyt rzadkich towarów przez personel latający był powszechny, a bagaż ważnych pasażerów nie był w ogóle sprawdzany ani ważony. W związku z tym piloci musieli oszacować masę samolotu. W toku dochodzenia przyjęto, opierając się na formie RAF, że waga ładunku, w tym pasażerów, wynosiła 5324 funty, co doprowadziło do wniosku o ciężar startu. Zdaniem M. Różyckiego istnieją jednak mocne przesłanki wskazujące na to, że forma zawierająca taką wagę została sfabrykowana przez komisję w celu przyjęcia braku nadmiernego przeciążenia samolotu. Według tego autora, na podstawie szacunków i danych porównawczych, rzeczywista masa startowa samolotu wynosiła około 63 000 funtów i potrzebowała ponad 1600 jardów do startu, czyli więcej, ponad 1530 , dostępnych na Gibraltarze.
Dopiero w sierpniu 1943 roku ukończono budowę nowego pasa 1800 lotniska. Głównym problemem na tym lotnisku były złe warunki pogodowe ze względu na górskie środowisko, wpływy morskie i wiatry, a wypadki były często tam, w tym dwóch innych Liberatorów w 1942 i 1943 roku.
Sam Eduard Prchal miał opinię dobrego pilota ale mimo wszystko nie był doświadczonym pilotem ciężkich maszyn transportowych. Był najpierw pilotem myśliwca i rozpoczął szkolenie na Liberatorze dopiero 22 grudnia 1942 roku i latał 292 godziny i 10 minut na tym typie aż do wypadku. Stanley Herring, choć doświadczony pilot , nie miał doświadczenia w samodzielnym pilotowaniu Liberatora. Z drugiej strony samoloty Liberator były trudne do latania i nie tolerowały błędów, co spowodowało znaczny wskaźnik wypadków podczas treningu. Ponadto poszczególne samoloty z dwóch pierwszych serii produkcyjnych AL i AM miały określone właściwości lotu. Zarówno Prchal, jak i Śledź nie znali dobrze samolotów AL523 i odbyli na nim tylko jeden dzień startu i lotu z Kairu. Sam Prchal nie był osobistym pilotem Sikorskiego, ale Sikorski po raz pierwszy poleciał z nim z Anglii do Kairu i wyraził życzenie, aby pilotował samolot w drodze powrotnej. W rezultacie Prchal został przydzielony do Liberatora AL523.
Po starcie zbyt wcześnie samolot zaczął tracić wysokość, a Prchal mógł mieć wrażenie zakleszczonych wind z powodu podmuchu wiatru . Samolot stanął w płomieniach i rozbił się w ciągu dwunastu sekund od startu. Podsumowując, wypadek, zdaniem M. Różyckiego, był zwykłą katastrofą spowodowaną startem z lotniska o niekorzystnej konfiguracji pogodowej, niewystarczającej długości taśmy i na przeciążonym urządzeniu – oprócz charakterystyki lotu Liberatora, zwiększonej trudności nocnego startu, umiarkowanego doświadczenia pilota i braku wiedzy na temat charakterystyki tego konkretnego samolotu.
Zdaniem M. Różyckiego głównym celem brytyjskiego Trybunału Śledczego było zbadanie możliwości sabotażu w Gibraltarze, co miało kluczowe znaczenie dla innych dowódców sojuszniczych i polityków. Kwestia ta została dokładnie zbadana i sabotaż został wykluczony. Dlatego mniej ważne było określenie prawdziwej przyczyny wypadku. Zdaniem M. Różyckiego ostateczny wniosek, że wypadek był spowodowany zakleszczeniem kontroli windy o nieznanej przyczynie, był celowym niedopowiedzeniem, aby nie obwiniać pilota, który mógł napięte stosunki polsko-czechosłowackie – a z drugiej strony nie ujawniać zaniedbań w szkoleniach i procedurach pilotów transportowych, za które odpowiedzialny był RAF.
W 1967 roku Rolf Hochhuth, niemiecki dramaturg, zawarł jedną z teorii katastrofy z 1943 roku w swojej sztuce Soldiers: An Nekrolog dla Genewy. Tutaj był to \”wypadek\” zainicjowany przez Winstona Churchilla, który polecił brytyjskim tajnym służbom dokonanie niezbędnych ustaleń. Nie wiedząc, że Prchal jeszcze żyje, Hochhuth oskarżył pilota o udział w tej intrydze. Sprawa o zniesławienie zakończyła się, a sąd w Londynie uznał na korzyść Prchala i przyznał mu znaczne odszkodowanie i koszty (50 000 funtów). Hochhuth przeniósł się do Szwajcarii i uniknął płatności.
Prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie zakończył śledztwo w sprawie sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w komunikacji powietrznej w dniu 4 lipca 1943 r. w Gibraltarze
\”W dniu 30 grudnia 2013 r. prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie zakończył śledztwo w sprawie sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w komunikacji powietrznej w dniu 4 lipca 1943 r. w Gibraltarze, w wyniku której na pokładzie Liberatora MK II nr ewid. AL 523, należącego do 511 dywizjonu brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych, ponieśli śmierć: Premier i Naczelny Wódz Sił Zbrojnych RP gen. broni Władysław Sikorski, gen. bryg. Tadeusz Klimecki, płk Andrzej Marecki, por. Józef Ponikiewski, por. Zofia Leśniowska, Adam Kułakowski i Jan Gralewski.
Śledztwo w przedmiotowej sprawie wszczęła w 2008 r. Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach wobec ukazujących się opracowań technicznych oraz historycznych, podważających rzetelność wyników prac brytyjskiej komisji powypadkowej z 1943 r., uzasadniających podejrzenie przestępczego spowodowania śmierci gen. Władysława Sikorskiego oraz osób mu towarzyszących.
W toku śledztwa zebrano całość dostępnej dokumentacji źródłowej związanej z katastrofą gibraltarską, zarówno z archiwów i instytucji na terenie Polski, jak i Wielkiej Brytanii. Przeanalizowano, obok materiałów archiwalnych, wszelkie dostępne zapisy, pod kątem wyselekcjonowania tych najistotniejszych w celu ich procesowego pogłębiania poprzez przesłuchanie świadków oraz przeprowadzenie przez biegłych sądowych ekspertyz specjalistycznych. Doprowadzono do ekshumacji szczątków gen. Władysława Sikorskiego, gen. Tadeusza Klimeckiego, płk Andrzeja Mareckiego i por. Józefa Ponikiewskiego. Zasięgnięto opinii specjalistów z zakresu medycyny sądowej. Przeprowadzono liczne badania dodatkowe, pozwalające na uzyskanie jak największej ilości dowodów, mogących dostarczyć wiedzy na temat okoliczności tejże katastrofy. Przesłuchano w charakterze świadków bliższych i dalszych członków rodzin ofiar, głównie pod kątem uzyskania informacji, umożliwiającej ich dalszą procesową weryfikację. Ustalono dane ostatnich dwóch żyjących świadków zdarzenia, w tym radiooperatora na brytyjskim okręcie ratunkowym, który uczestniczył m.in. w podniesieniu z morza zwłok gen. Władysława Sikorskiego. Osoby te w ramach międzynarodowej pomocy prawnej przesłuchano w charakterze świadków poza granicami Polski.
W efekcie podjętych na szeroką skalę działań procesowych wykluczono ponad wszelką wątpliwość, aby śmierć Naczelnego Wodza oraz pozostałych poddanych badaniom pośmiertnym osób została spowodowana w sposób przestępczy, przed wylotem z Gibraltaru. Obraz sekcyjny oraz wyniki badań dodatkowych ukazały, że śmierć pokrzywdzonych nastąpiła w przebiegu wypadku komunikacyjnego w okolicznościach zbliżonych do tych ustalonych przez komisję brytyjską z 1943 r., których to ustaleń polskie organy państwowe na emigracji nigdy nie kwestionowały. Wówczas jako przyczynę katastrofy przyjęto zablokowanie sterów wysokości samolotu, do którego doszło z przyczyn niemożliwych do ustalenia. Przeprowadzone w toku śledztwa dowody nie dostarczyły podstaw do potwierdzenia, ale i jednocześnie wykluczenia tezy, iż do katastrofy doszło wskutek zawinionego działania człowieka, a więc sabotażu. Idąc dalej, w przebiegu postępowania nie zebrano dostatecznych danych przemawiających za przyjęciem znamion zbrodni komunistycznej.
Śledztwo – zgodnie z postanowieniami art. 45 ust. 3 ustawy o IPN-KŚZpNP przyczyniło się do możliwie najpełniejszego wyjaśnienia okoliczności tej sprawy, zebrania wszystkich istotnych dowodów, przede wszystkim wywołania specjalistycznych opinii biegłych z zakresu medycyny sądowej, które pozwoliły na przecięcie wielu, wysuwanych na przestrzeli lat, hipotez dotyczących rzeczywistych przyczyn katastrofy. Było jedynym polskim śledztwem w sprawie śmierci Prezesa Rady Ministrów i Naczelnego Wodza\”.
Rozstrzygnięcie końcowe nie jest prawomocne.
Naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie
prok. Marcin Gołębiewicz
Nie wierzę że gen Władysław Sikorski zginął w katastrofie lotniczej i też jestem zwolennikiem tezy którą przez 16 lat badał śp dr Dariusz Baliszewski że generała zamordowano na Gibraltarze a reszta to mistyfikacja i dziwny konglomerat współdziałania polskich i brytyjskich służb specjalnych aby pozbyć się nie tylko generała ale też jego córki , por Zofii Leśniowskiej której jeden z elementów biżuterii osobistej znaleziono w hotelu w Kairze gdzie przebywał sowiecki ambasador Majski który też był na Gibraltarze w czasie kiedy zamordowano polskiego Premiera i Naczelnego Wodza.
Co na ten temat powiedział nie żyjący już jeden z historyków ku pamięci przyszłych pokoleń ?
\”Dlaczego go zabili?\”
Nie ulega bowiem wątpliwości, że generał Władysław Sikorski zginął w wyniku przeprowadzonego na niego zamachu ale nie sabotażu na samolocie i jest to obojętne czy zamordowano go w pałacu brytyjskiego gubernatora Gibraltaru czy też wszedłszy do samolotu .
Najpewniej historia odnajdzie na to pytanie wiele różnych odpowiedzi. I zapewne będą one prawdziwe lub bliskie prawdy. Wbrew temu wszystkiemu co zapisała biała legenda o Generale, w dniach gibraltarskich 1943 roku, Sikorski był już politykiem przegranym, niewygodnym i w najwyższym stopniu nikomu niepotrzebnym. Rzewne opowieści o jego przyjaźni z Churchillem czy Rooseveltem w świetle faktów można i należy włożyć wreszcie między bajki. Próbowano go usunąć, a więc zabić już od dawna. Po raz pierwszy w marcu 1942 roku, gdy na pokładzie Liberatora, którym Sikorski leciał na spotkanie z Rooseveltem, znaleziona została i w ostatniej chwili rozbrojona, świeca zapalająca ogromnej mocy. Świeca, która z samolotu i polskiej ekipy pozostawiłaby w falach Atlantyku niewielką garstkę prochów. Kanadyjscy eksperci, którzy badali tę bombę, nie mieli najmniejszej wątpliwości – Sikorski tylko cudem ocalał.
Niewielu historyków pamięta, że owego zamachu na polskiego przywódcę dokonano, gdy próbował poprzez Roosevelta zapobiec porozumieniu brytyjsko-sowieckiemu, sankcjonującemu i legalizującemu zabór połowy ziem Rzeczypospolitej przez Rosję / pózniejsze Traktaty w Teheranie i Jałcie na mocy których Churchill \”sprzedał \” Polskę , Stalinowi zgadzając się na wschodnią granicę Rzeczypospolitej wg tzw linii Gersona/ . Jak wiadomo, ta misja Sikorskiego się w pełni powiodła i choć w sierpniu 1942 roku Anglicy podpisali układ z Sowietami, to jednak nie zawierał on jeszcze wyroku na Polskę.
Powtórnie próbowano usunąć Sikorskiego w końcu 1942 roku, gdy na lotnisku w Montrealu nagle odmówiły pracy oba silniki samolotu, którym Sikorski udawał się do Waszyngtonu. Sikorski znów cudem ocalał. O zamach na swoje życie wprost oskarżył Brytyjczyków. Co zapisuje relacja jego adiutanta, kpt. Główczyńskiego, Sikorski zwracając się do gratulującego mu ocalenia marszałka brytyjskiego lotnictwa sir Fredericka Bowhilla miał powiedzieć :
Gdyby zechciał pan towarzyszyć mi jutro w drodze do Waszyngtonu, miałbym pewność, że nic mi nie grozi\”.
Tym razem, w przeddzień konferencji w Casablance, polski generał leciał do Roosevelta z nadzieją, że zdoła uzyskać dla Polski na przyszłej konferencji pokojowej, obok zwrotu ziem wschodnich Rzeczypospolitej, także ziemie zachodnie. Jak wiadomo, tym razem nie uzyskał nic poza wyrazami sympatii dla Polski i Polaków. Ale tym razem, jak świadczą odnalezione w Kongresie USA dokumenty, Sikorski jednoznacznie zaszantażował prezydenta możliwością polskiego porozumienia z Niemcami. Polska zgłosiła w tym momencie swoją wyraźną obawę przed Teheranem i Jałtą.
W maju 1943 roku, gdy udawał się w podróż bliskowschodnią, polityczna pozycja Polski, a także samego Sikorskiego, wydawała się już zupełnie przegrana. Sowieci po tzw. kryzysie katyńskim, nie dość, że zerwali stosunki z Polską, to jeszcze zażądali usunięcia \”faszysty\” Sikorskiego i rekonstrukcji rządu polskiego, tak aby nie znaleźli się w nim ludzie nieprzychylni Rosji Sowieckiej i pokojowi na świecie. Równolegle, o czym historia nie zawsze pamięta, Niemcy zwrócili się do Sikorskiego z zaproszeniem do Katynia, obiecując pełne bezpieczeństwo. Historia nie pamięta także tego, iż Sikorski lecąc na swój tragiczny Gibraltar, otwarcie mówił, iż zamierza przenieść rząd polski z Londynu do Kairu lub może do USA. W każdym razie ostentacyjnie już manifestował swój brak zaufania do Brytyjczyków. O czym historia nie wie, a co zapisują minister Tadeusz Romer i ambasador Michał Sokolnicki, Sikorski nie życząc sobie brytyjskiej \”opieki \”, sam płacił za podróż. Podobnie nie ufając Brytyjczykom zażądał, by cała polska korespondencja przekazywana była wyłącznie przez polskich kurierów. Coś się zdarzyło podczas tej podróży?
O czym historia nie wie i nawet się nie domyśla?
Oto gen. Ludomił Rayski, przedwojenny dowódca polskiego lotnictwa, a w latach wojny zwyczajny pilot brytyjski, na zapytanie prof. Janusza Zawodnego, co takiego się wydarzyło, czyli dlaczego zginął generał Sikorski, miał odpowiedzieć:
Katastrofa na Gibraltarze była zorganizowana przez Anglików. Ja byłem na Gibraltarze. Sikorski, mówiąc otwarcie, był agentem niemieckim od czasu Legionów. Coś tam zrobił na Middle East i Churchill wykończył go\”.
Być może historia nigdy nie dowiedziałaby się, co takiego strasznego Sikorski zrobił na Middle East, gdyby nie niemieccy historycy, którzy niedawno odnaleźli dokumenty współpracy polsko – niemieckiej z owych dni. Jak wynika z dokumentów przechowywanych w Politisches Archiv des Ausvartigen Amtes, Aktengruppe Inland, a także depesz Franza von Papena, ambasadora Rzeszy w Stambule, Polacy zgłosili się do Niemców i otrzymali materiały w sprawie Katynia. Czyli Sikorski nie przyjął niemieckiego zaproszenia do Katynia, natomiast wyraźnie podjął z Niemcami współpracę w tej sprawie. Wszystko wskazuje na to, że to te materiały, w świetle relacji posła Tadeusza Zażulińskiego, Brytyjczycy próbują odebrać Sikorskiemu w Kairze i to tych materiałów, w świetle relacji por. Ludwika Łubieńskiego, poszukują na Gibraltarze, trzykrotnie w ciągu nocy rewidując samolot generała Sikorskiego.
Generał Sikorski został zabity na Gibraltarze. Historia nigdy nie odnalazła owych dokumentów katyńskich, które wiózł ze sobą, by przedstawić je światu, a przede wszystkim Polakom podczas kolejnej kampanii wyborczej prezydenta Roosevelta. I być może nigdy się nie dowiemy, czy te dokumenty po śmierci generała znalazły się w tajnych sejfach Londynu, czy może w postaci prezentu dla marszałka Stalina, wraz z ambasadorem Majskim z Gibraltaru trafiły do Moskwy?\”.
Śp red DARIUSZ BALISZEWSKI.
Historyk zmarł ale postaram się przekazać w tym blogu co on ustalił a co jest niewiarygodną ale wielce prawdopodobną spiskową teorią że generała Władysława Sikorskiego zamordowano w siedzibie gubernatora Gibraltaru a jedną z osób współodpowiedzialnych był por Ludwik Łubieński widoczny na tym filmie jeszcze przed swoją śmiercią kiedy udzielił wywiadu red Baliszewskiemu. W filmie który był produkcją dyrektora TVN red Edwarda Miszczaka jest przedstawionych dużo faktów i dokumentów z 16-letniego śledztwa które śp red Dariusz Baliszewski przeprowadził w sprawie katastrofy lotniczej na Gibraltarze. Naprawdę polecam wszystkim Państwu którzy go nigdy nie widzieli żeby zobaczyli ten wstrząsający dokument którego niektóre fakty i dokumenty poniżej Państwu przedstawię bo nie można nigdy przejść obok tragicznej śmierci jednego z największych polskich bohaterów II Wojny Światowej i osoby która odegrała jedną z najważniejszych ról w 1943 po odkryciu zbrodni NKWD w Katyniu.
Jeśli z jakiegoś powodu ten film się Państwu nie otworzy to poniżej prezentuję zdjęcia i skany dokumentów za wyjątkiem jednego zdjęcia na którym red Baliszewski pokazuje red Miszczakowi resztki zwłok generała. To zdjęcie jest na tym filmie ale tutaj go nie pokażę ponieważ widok byłby zbyt drastyczny.
Przez 16 lat śp red Dariusz Baliszewski prowadził śledztwo, rozmawiał z wieloma świadkami i zebrał wiarygodną dokumentację. Jedną z osób z którą rozmawiał był Antoni Chudzyński który był agentem brytyjskich służb specjalnych.
Antoni Chudzyński /MI 5 / był przyjacielem Ludwika Łubieńskiego , sekretarz ministra polskiego spraw zagranicznych, Tadeusza Romera stwierdził, że nie było… katastrofy gibraltarskiej! . Generała Sikorskiego nie było na pokładzie samolotu, który miał ulec wypadkowi !. W wywiadzie dla red Baliszewskiego zeznał także Łubieński będąc na Gibraltarze szefem polskiej misji morskiej był też oficerem brytyjskich służb specjalnych a więc podwójnym agentem !. W Londynie utworzono specjalną tajną komórkę \”Wydział do spraw Ewakuacji\” którą umieszczono w I Sztabie Naczelnego Wodza a więc blisko gen Sikorskiego.
Kłamstwo gibraltarskie
Dodano: 20 lipca 2008, 22:00 / Zmieniono: 22 stycznia 2016.
Wielu od początku wiedziało, że to kłamstwo. „Ta śmierć dramatyczna w przełomowej chwili wojny – pisał w swym dzienniku ambasador Polski w Wielkiej Brytanii Edward Raczyński – kiedy najważniejsze i najbardziej odpowiedzialne decyzje miały zapaść przy naszym współudziale i kiedy, jak się zdaje, dochodzi do skutku od dawna zapowiedziane spotkanie Stalina z Rooseveltem i Edenem (w miejsce Churchilla), jest dziwnym dopustem Opatrzności. Tak dziwnym i tak dla nas groźnym, że powszechnie między Polakami powstało podejrzenie, czy Opatrzności nie wyręczyła zbrodnicza ręka\”.
Polacy od początku, od 4 lipca 1943 r., kiedy z Gibraltaru przyszła wiadomość o tragicznej śmierci generała Sikorskiego i towarzyszącej mu ekipy, zaczęli stawiać pytania. Początkowo, gdy jeszcze nie znano podstawowych faktów, pytania naiwne. Przede wszystkim o czarną teczkę Sikorskiego, która zaginęła, a w której miały się znajdować dokumenty o kapitalnym znaczeniu dla powojennej niepodległości i integralności ziem Rzeczypospolitej. Wierzono, że Sikorski woził zawsze przy sobie jakieś brytyjskie gwarancje, a także po otrzymaniu w czerwcu 1943 r. tajemniczego listu od Roosevelta – gwarancje amerykańskie. Polacy wierzyli, że sprawa polska była na najlepszej drodze do dobrych rozwiązań przy pomocy Ameryki i Anglii. Gdyby nie ta tragiczna katastrofa.
Przestępstwo pospolite
Dzisiaj gdy już wiemy, że mityczna czarna teczka generała była w istocie pusta, a w tajemniczych listach Roosevelta i Churchilla nie było nic tajemniczego, wiemy także, że sprawa polska w tym momencie wbrew polskim nadziejom nie była już na żadnej drodze. Poza drogą do Teheranu, gdzie została zakończona zaocznym wyrokiem skazującym. Jest znamienne, że natychmiast po konferencji w Teheranie, 9 grudnia 1943 r., polskie Ministerstwo Sprawiedliwości mimo zakończonego śledztwa brytyjskiego, brytyjskich oficjalnych oświadczeń i komunikatów wykluczających sabotaż, a cóż dopiero zamach, rozpoczyna śledztwo w sprawie śmierci Sikorskiego na Gibraltarze z artykułu 1. Dekretu Prezydenta RP z 29 kwietnia1940 r. o zabezpieczeniu i zbieraniu dowodów w sprawach o przestępstwa pospolite. To nie błąd korektorski ani redakcyjna pomyłka. Prokurator Sądu Najwyższego dr Tadeusz Cyprian rozpoczął przesłuchania w sprawie śmierci gen. Sikorskiego, kwalifikując zdarzenie jako przestępstwo pospolite.
Czyje przestępstwo? Tego nie wiadomo. Znamy tylko jeden protokół przesłuchania. Dla badacza nie ulega jednak wątpliwości, że nie rozpoczyna się całego procesu dla jednego przesłuchania, jednego świadka. Nie ulega też wątpliwości, że polskich świadków tragicznych zdarzeń na Gibraltarze było wielu, a może nawet bardzo wielu. Wbrew dotychczasowym ustaleniom Polska była na Gibraltarze reprezentowana nie wyłącznie przez ppor. Ludwika Łubieńskiego (notabene wysokiego oficera służby kontrwywiadu brytyjskiego MI5), oficjalnie pełniącego tu służbę oficera łącznikowego do gubernatora gen. F.N. Masona MacFarlane’a, ale także przez grupę polskich oficerów Oddziału VI, grupę oficerów Oddziału II, grupę oficerów obsługujących tzw. Wydział do spraw Ewakuacji oraz grupę oficerów Polskiej Misji Morskiej na Gibraltarze.
Stała obecność kilkudziesięciu polskich oficerów w tym newralgicznym punkcie jest oczywista dla każdego, kto cokolwiek wie o tej wojnie. Tu bowiem, na Gibraltarze, na co dzień pojawiają się polskie okręty, tędy przechodzą do Anglii setki i tysiące polskich żołnierzy ze wszystkich zakątków Europy. Jest ich tak wielu, że w kwietniu 1943 r. trzeba było na Gibraltarze powołać na stałe pluton polskiej żandarmerii. Ale to właśnie, co ukryto przed nami, to owa liczna polska obecność w tym miejscu w pierwszych dniach lipca 1943 r., podczas wizyty gen. Sikorskiego – obecność równie liczna jak zawsze.
Kłopotliwe pytania
Skoro katastrofa zdarzyła się o 23.07, to jak było możliwe, by pierwsze depesze skierowane do Londynu, że „wszyscy zginęli\”, zostały wysłane tuż po północy, czyli po 40-50 min. Pytanie to wydaje się o tyle zasadne, że kutry ratunkowe wyruszyły z portu gibraltarskiego w kierunku tonącego samolotu natychmiast po wypadku. A skoro miały do przepłynięcia (w prostej linii, nie licząc kluczenia po torach wodnych między gęsto ustawionymi minami) w jedną stronę 15 km i z powrotem z ciałami do portu drugie 15 km (wokół skały), to razem musiały przepłynąć około 30 km. Przyjmując, że poszukiwanie i wyławianie ciał również musiało pochłonąć w nocy choćby kilka minut, to z wyliczeń wynikałoby, że kutry musiałyby rozwijać prędkość 50-60 km/h. Nawet dzisiaj najnowocześniejsze jednostki nie potrafiłyby tego dokonać.
A nawet gdyby brytyjskie dane dotyczące akcji ratowniczej przyjąć za prawdopodobne, to czy w ciemną noc po znalezieniu dwóch osób żywych (pilot i brygadier Whitley, który zmarł na łodzi ratowniczej) i dwóch ciał (Sikorski i Klimecki) można było godzinę po wypadku wiedzieć ponad wszelką wątpliwość, że wszyscy zginęli i informować o tym Londyn? Wydaje się, że ktoś, kto wysyłał depeszę tej treści pięć minut po północy, musiał już wówczas widzieć wszystkie ciała i znać całą prawdę.
Dziwna akcja ratownicza
Mało wiarygodne są oświadczenia brytyjskie o zaginięciu kilku ciał, m.in. córki generała, Zofii Leśniowskiej. Te ciała rzekomo miały unieść prądy morskie. W zatoce po wschodniej stronie skały prądy morskie są minimalne. Co ważniejsze, Gibraltar w obronie przed włoskimi miniaturowymi łodziami podwodnymi operującymi z hiszpańskiego Algeciras był otoczony stalową siatką. Gdyby któreś z ciał rzeczywiście uniósł prąd morski, znalazłoby się najpewniej na owej siatce.
Nie potrafimy też wyjaśnić innego fenomenu. Oto po rzekomej katastrofie ogromnego samolotu (24 tony), jego rozbiciu i zatonięciu 450-500 m od brzegu, gdy w wodzie znalazły się tony benzyny lotniczej, bo liberator już bez międzylądowania miał dolecieć pod Londyn, a więc był zatankowany do pełna, do wody z benzyną, do unoszących się nad falami oparów paliwa samoloty brytyjskie zrzucały race, by oświetlić miejsce wypadku. Ku zdziwieniu nawet brytyjskiej komisji śledczej nie włączono reflektorów, które z morza mogły oświetlić przestrzeń, natomiast zrzucano race, które powinny pomnożyć ofiary, zabijając w płomieniach uczestników akcji ratowniczej. Morze nie zapłonęło być może dlatego, że żaden z pytanych o to świadków wypadku i akcji ratowniczej nie pamięta, by czuł wówczas zapach benzyny. Jak gdyby ten samolot już w założeniu dowódców miał przelecieć najwyżej kilkaset metrów, a tym samym nie był zatankowany do pełna.
Akcja ratownicza zasługuje na szczególne zdziwienie i uwagę prokuratora. Oto bowiem gibraltarskie lotnisko było wówczas przede wszystkim lądowiskiem dla wodnopłatów. Dlaczego nie użyto w akcji ratowniczej jednego z kilkudziesięciu samolotów zdolnych do lądowania na wodzie? Mógłby się znaleźć przy tonącym liberatorze w ciągu kilku minut, tym bardziej że – jak wskazują wszystkie świadectwa – pogoda była znakomita, a morze spokojne.
Tajemnica kalendarza
Z perspektywy 65 lat gibraltarskiego śledztwa wszystko w tej wymyślonej czy skłamanej historii wydaje się zagadkowe. Dlaczego polski „Orkan\”, który przybył do Gibraltaru po ciała poległych, zabrał na pokład tylko trumnę gen. Sikorskiego. Dlaczego, o czym świadczą jednobrzmiące relacje marynarzy z „Orkana\”, brytyjska warta honorowa przy trumnie nie dopuszczała do jej otwarcia, choć żądał tego dowódca okrętu, komandor Hryniewiecki? Dlaczego, o czym mówią dokumenty, wszystkie znalezione polskie ciała „są pozbawione jakiejkolwiek odzieży na sobie\”? Dlaczego obraz rozległych śmiertelnych obrażeń w relacji tych, którzy wkładali Sikorskiego do trumny na Gibraltarze w 1943 r., całkowicie różni się od obrazu zwłok generała w relacji tych, którzy wyjmowali Sikorskiego z trumny w Newark w 1993 r. i nie zauważyli jakichkolwiek obrażeń?
Dlaczego tyle pytań? Można z pokorą publicysty wskazać wielkim polskim historycznym umysłom maleńką wskazówkę prowadzącą do istoty tej śmierci czy, jeśli ktoś woli, tej zbrodni. O tym, że gen. Sikorskiego zamordowano, świadczy nie fakt, że gdzieś oto porwana przez Anglików zaginęła czarna teczka, z którą się nie rozstawał, a w której zawarte były dokumenty na wagę polskiej niepodległości. W rzeczywistości zaginął bowiem kalendarz generała, w którym zapisywał każdego dnia wszystko, co ważne. Wszystkie spotkania, rozmowy, plany i nadzieje. I ten bezcenny dokument, z którym Sikorski rzeczywiście nigdy się nie rozstawał, zaginął.
Jeśli ktoś uwierzy, że ów dziennik zatonął nieopodal Gibraltaru, to nie uwierzy, by w tej samej chwili znikły kalendarze Sikorskiego z notatkami z lat 1942, 1941, 1940 czy 1939. A znikły. Z Londynu. Z gabinetu naczelnego wodza. I nikt ich więcej nie widział. I nikt nie miał już o nich więcej pamiętać. W czyje trafiły ręce? Brytyjskie czy polskie? Zapewne na te pytania kiedyś da się odpowiedzieć.
Tajnym wydziałem do spraw ewakuacji od strony brytyjskiej dowodził komandor Wilfred \”Biffy\” Dunderdale .
Znalazłem ciekawy dokument opisujący działanie polskiej sekcji w SOE . Poniżej link i wybrane, obszerne fragmenty raportu zaznaczyłem pogrubioną czcionką.
The Polish Country Section of the Special Operations Executive 1940-1946: (stir.ac.uk)
vdocuments.site_the-polish-country-section-of-the-special-operations-thesispdfthe-polish-country.pdf
\”Patrick Howarth w Kairze w telegramie :\”[…] Na Bliskim Wschodzie pojawiają się również pogłoski, że jeśli generał Sikorski złoży wizytę na Bliskim Wschodzie, zostanie zamordowany przez grupę pro-Sosnkowskich ekstremistów pod przywództwem generała Andersa.\”
\”Po śmierci Sikorskiego polska kontrola nad Armią Krajową, która do tej pory dobrze funkcjonowała, zaczęła słabnąć. Sikorski był w przyjaznych stosunkach zarówno z Churchillem, jak i Rooseveltem i był lubiany i zaufany przez obu. Jako premier i Naczelny Wódz był w stanie kontrolować zarówno wojskowych, jak i politycznych Polaków, ale po jego śmierci było między nimi znacznie więcej niezgody, co utrudniało pracę SOE, a czasami musiało ukrywać przed jednym to, co robił drugi. Sikorski umiejętnie utrzymywał równowagę sił między rywalizującymi frakcjami, a SOE obawiało się teraz poważnego kryzysu wewnętrznego. Sosnkowski nie był uważany za tak mądrego i dobrego polityka jak Sikorski i nadal naciskał na powstanie powszechne, które z powodu niemożności jego realizacji nie było przychylnie postrzegane przez szefów sztabów. Dodatkowym problemem było to dla SOE, które uważało go za swojego \”niedźwiedzia \”, wiedząc o nieprawdopodobności jego sukcesu, ale nie przekonując do tego Polaków\”.
\”Hazell wyraził opinię, że śmierć Sikorskiego prawdopodobnie nie wpłynie na bieżące operacje, ale zdał sobie sprawę, że wojskowi Polacy nie polubiliby Mikołajczyka, następcy Sikorskiego, i że radykalne zmiany po zmianie kierownictwa mogą wpłynąć na interesy i stosunki SOE. W wiadomości dla Gubbinsa – Hazell napisał : \”Innym razem Sosnkowski byłby kandydatem na następcę Sikorskiego, ale nie sądzę, by Polacy zaakceptowali go teraz, ponieważ jego antysowieckie poglądy mogą wydawać się nieuzasadnioną prowokacją Rosji. Najmniej kontrowersyjnym kandydatem na naczelnego dowódcę byłby Anders. Przywództwo polityczne wpadłoby w ręce Raczyńskiego, Kota czy Mikołajczyka\”. Ten pierwszy był brany pod uwagę przez SOE jest najmniej kontrowersyjny, podczas gdy Kot był uważany za najzdolniejszego, ale nie najbardziej popularnego.\”
Polska na uchodźstwie – Armia Krajowa i SOE (polandinexile.com)
A więc wiadomo już jak wyglądała sytuacja za zamachu na Sikorskiego.
Kmdr Wilfred \”Biffy\” Dunderdale prowadził też \”stację\” MI6 w Paryżu i był przyjacielem Iana Fleminga – autora powieści o Bondzie. Jego dokumenty i sprawy związane z tajnym \”Wydziałem do spraw Ewakuacji \” nie będą opublikowane nawet po odtajnieniu akt dotyczących katastrofy gibraltarskiej po 2050 roku . Wielka Brytania jeśli odtajni to co najwyżej więcej informacji o polskich oficerach którzy pracowali również dla brytyjskich służb specjalnych tak jak Łubieński i inni to nie odtajni wszystkiego. Niech nikt się nie łudzi. To nie polski IPN który ujawnia akta osobowe polskich oficerów wywiadu pracujących też dla CIA i innych zachodnich służb specjalnych ponieważ dla kilku \”historyków\” skupionych wokół Antoniego Macierewicza jest i będzie wieczna wojna z lewactwem . Wielka Brytania wyznaje poniższą maksymę :
Kiedy kogoś zatrudniasz, mówisz: \”Twoje imię jest u nas bezpieczne w nieskończoność\”.
Który był oficerem łącznikowym a z strony polskiej –płk Jerzy Kamiński
Tak naprawdę bezwzględnie rządził wydziałem- komandor Tadeusz Stoklasa . Był zdecydowanym Piłsudczykiem i śmiertelnym wrogiem gen Sikorskiego.
Kmdr Tadeusz Stoklasa na zdjęciu z /pierwszy z lewej / w środku adm Jerzy Świrski stojący z Premierem Winstonem Churchillem.
W 1906 rozpoczął naukę w gimnazjum klasycznym OO. Jezuitów . 3 maja 1922 roku został zweryfikowany w stopniu porucznika marynarki ze starszeństwem z 1 czerwca 1919 roku i 13. lokatą w korpusie rzeczno-brzegowym. W 1923 roku był oficerem flagowym Dywizjonu Torpedowców. W 1924 roku pełnił funkcję oficera flagowego Dowództwa Floty. 3 maja 1926 roku został mianowany kapitanem marynarki ze starszeństwem z 1 lipca 1925 roku i 7. lokatą w korpusie oficerów morskich. W 1928 roku pełnił służbę w Kierownictwie Marynarki Wojennej w Warszawie. 12 marca 1933 został mianowany komandorem podporucznikiem ze starszeństwem z 1 stycznia 1933 i 4. lokatą w korpusie oficerów morskich. W latach 1934-1935 kierownik II Kursu Oficerów Sygnałowych. Od 16 listopada 1935 roku był komendantem Centrum Wyszkolenia Specjalistów Floty. 10 października 1937 roku został komendantem Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej w Toruniu, a września następnego roku w Bydgoszczy. Jednocześnie, od 7 stycznia 1938 roku do 31 marca 1939 roku był kierownikiem Wyższego Kursu Taktycznego 1 sierpnia 1939 roku został attaché morskim przy Ambasadzie RP w Londynie.
Od 1944 członek wojskowej Komisji Studiów nad Zagadnieniem Rozejmu i Pokoju przy Sztabie Naczelnego Wodza. 28 czerwca 1946 uzyskał dyplom kapitana żeglugi wielkiej. W latach 1954-1968 prezes Stow. Polaków w Federacji Rodezji i Niasy (Południowej Rodezji), a także był prezesem założonego przez ciebie Stow. Polskich Kombatantów. Zmarł nagle 25 maja 1968 i po śmierci został pochowany w Salisbury….Był jedną z tych osób który obok Ludwika Łubieńskiego z całą pewnością musiał wszystko wiedzieć o katastrofie na Gibraltarze…tylu oficerów polskiego wywiadu \”nagle\” umarło bądz zginęło w tajemniczych okolicznościach w Wielkiej Brytanii że śmierć komandora wcale mnie nie dziwiła.. Dziś też giną ludzie którzy za dużo wiedzą o nieformalnych kontaktach brytyjskich służb specjalnych z sowieckimi. Pisałem o tym w jednym z blogów o tajemniczej śmierci brytyjskiego kryptologa Garetha Williamsa..
Według informacji red Baliszewskiego w tajnej operacji likwidacji gen Władysława Sikorskiego o kryptonimie \”MUR\” brali też udział :kpt John Perry, adiutant gubernatora Gibraltaru i oficer brytyjskich służb specjalnych ,mjr Steven King oficer brytyjskich służb specjalnych, z-ca Gubernatora który też mógł wymyślić mistyfikację z aktorami którzy także zginęli na Gibraltarze w lipcu 1943 roku..
Na poniższym zdjęciu zaznaczony na niebiesko od lewej stoi kpt Anthony Quayle w środku gubernator Gibraltaru Mac Farlane a z prawej John Perry który jest również podejrzany o udział w zamachu na gen Sikorskiego.
Szukając informacji i kpt Perrym znalazłem ciekawe informacje ..
Redaktor Dariusz Baliszewski miał jednak ogromne szczęście dotrzeć do Mariana Utnika -szefa VI Specjalnego Oddziału w Londynie który też przed śmiercią udzielił mu wywiadu
Marian Utnik zeznał ważną informację że ktoś powiedział na płycie lotniska że \”samolot czekał 50 minut na rozkaz do startu\” .
Łubieński już po 40 minutach wysyła tajną depeszę do Londynu że gen Sikorski i wszyscy zginęli.
Gubernator Gibraltaru , Mason Mac Farlane w depeszy na drugi dzień rankiem , wysyła informując Churchilla że \”trwa akcja ratunkowa\”… Ktoś tu kłamie…albo Łubieński albo Gubernator albo obaj…
Jednak obok meldunku Łubieńskiego były też wysyłane z Gibraltaru tajne meldunki a pod jednym z nich podpisał się agent o ps \”Klemens\”
Wiadomo że kapral Ted Ross który zmarł w marcu 2020 r był operatorem telegrafu i on też w dniu 4.07.1943 powiadomił z Gibraltaru o katastrofie lotnicznej i śmierci gen Sikorskiego.
Łubieński zeznał że gen Sikorski miał długą cięta ranę z lewej strony która biegła od tylu do przodu nad lewym uchem przez lewe oko do ust z mózgiem na wierzchu. Generał był zawinięty w koc w jednym bucie i jednej skarpetce i koszuli\”. Generał Klimecki był w mundurze polowym.
Tajny raport Łubieńskiego 20 .07.1943 opisuje pierwszą relację ratowników z miejsca wypadku.
\”Jeden żyjący to był definitywnie pilot ,rozpoznany po mundurze, inne trudne do rozpoznania z powodu braku jakiejkolwiek odzieży na sobie. Udałem się z Gubernatorem do portu. Za chwilę przybyła motorówka z tymi pierwszymi wyciągniętymi ciałami. Zbliżyłem się do Gubernatora wolno, bardzo wolno jakbym chciał odroczyć ten moment, ku mojemu przerażeniu i z pustką w sercu i w głowie rozpoznałem zwłoki naszego Naczelnego Wodza i Jego szefa sztabu gen Klimeckiego. Świat zawirował dookoła mnie\”.
Podwójny agent polskich i brytyjskich służb specjalnych , Ludwik Łubieński przed śmiercią udziela wywiadu red Dariuszowi Baliszewskiemu.
Jeszcze jedno zdjęcie Ludwika Łubieńskiego . Proszę zwrócić uwagę że nie dość że siedzi bokiem do pytającego go dziennikarza a więc łatwiej mu kontrolować swoje reakcje to jeszcze prawie cały czas zasłaniał usta a jego wypowiedzi były szarpane. On nie opowiada w emocjach jako oficer że zginął Premier i Naczelny Wódz .Wyraz jego twarzy mówi wyrażnie że on bardzo dużo wie ale nie chce tego powiedzieć i musi się kontrolować co mówi aby się z czymś nie wygadać . To twarz brytyjskiego szpiega i zdrajcy a nie polskiego oficera!
Łubieński zeznał że \”gen Sikorski pływał na powierzchni\” Na pytanie dziennikarza dlaczego był zdziwiony, Łubieński użył słowa \”Nieprz..zabity i nie zatonął \”…widać wyraznie na filmie że się przez moment przejęzyczył ale zdążył się zreflektować.
Czy o mały włos nie wygadałby się że gen Władysław Sikorski był nieprzytomny ?
Łubieński bardzo uważał i starannie dobierał słowa a mimo to było widać na tym filmie że po latach już pląta się w tym co mówi. Mimo że wywiadzie wyparł się jakichkolowiek dokumentów to red Baliszewski dotarł do dokumentów na których są podpisy Łubieńskiego.
W tym wszystkim jest jeden bardzo ważny fakt. Przeciągnięto o 50 minut odlot samolotu do momentu kiedy on wystartował o 22.30 w zupełnych ciemnościach. Oczywiście wiadomo że była wojna a lotnisko na Gibraltarze nie należało do bezpiecznych ale dopiero rekonstrukcja wydarzeń tamtego wieczoru w filmie \”MISTYFIKACJA \” uświadamia nam fakt jak naoczni świadkowie niewiele w tych ciemnościach widzieli.
Oto rekonstrukcja / widok z góry/ podjazdu dwóch aut do stojącego samolotu Liberator na płycie lotniska..
Do samolotu wsiadają oficerowie….
Czy w takich ciemnościach naoczni świadkowie mogliby rozpoznać kto wsiadał do samolotu i w jakiej kolejności ?
Świadkowie są zgodni. Samolot tonął 6-8 minut a na końcu skapotował. Jeśli to prawda że ratownicy wyławiali unoszące się na wodzie ciała to nie topielców więc albo wszyscy zginęli oprócz pilota od uderzenia w wodę albo byli martwi wcześniej zanim samolot wystartował.
Brytyjski lekarz , Mjr Daniel Canning stwierdził przed komisją wielokrotne uszkodzenia ciała.
\”Mason Mac Farlane był bardzo polityczny \”…… Doktor Canning przyznał po latach w rozmowie z Davidem Irvingiem że podczas jego pierwszych oględzin ciała generała Sikorskiego było rozcięcie o długości 1 cala w okolicy przedczołowej a polski pilot Ludwik Martens który widział ciało z odległości 1.5 m mówi jedynie o drobnej okrągłej ranie na czole. Mecenas Kamieniecki który brał udział w 1943 w otwarciu trumny nie zauważył na twarzy generała żadnych obrażeń. To z skąd więc wzięły się straszliwe obrażenia odkryte po ekshumacji z Wawelu przez ekspertów sądowych z Instytutu Sehna w Krakowie? Dwóch brytyjskich żołnierzy z wieży kontroli lotów mówiło o wodowaniu samolotu z małą prędkością…
Na jednym z skanów zeznania Łubieńskiego: \”Zwłoki generała wykazywały złamanie podstawy czaszki, z mózgiem na wierzchu, połamane ręce i nogi i poważne obrażenia wewnętrzne\” a pilot samolotu który teoretycznie powinien być najbardziej poszkodowany był w kamizelce ratunkowej i odniósł zadrapania. Czy ktoś jest to wstanie logicznie wytłumaczyć dlaczego pasażerowie samolotu siedzący z tyłu kabiny pilotów w głębokich fotelach byli bez odzieży i odnieśli wielonarządowe obrażenia jakby samolot pikując w dół , spadł z znacznej wysokości i zderzył się z taflą wody ?
Kolejny przesłuchany świadek przez red Baliszewskiego – Tadeusz Leonowicz
Tadeusz Leonowicz który miał pierwszą nocną wartę w kościele przy trumnie gen Sikorskiego zeznał po latach red Dariuszowi Baliszewskiemu :
\”Po chyba 15 minutach pełnienia warty , zauważyliśmy jakby coś kapało z zalutowanej trumny.\”
\”Mirandczyk\” Porucznik Jan Różycki , dowódca kampanii na Gibraltarze który pisał swoje pamiętniki , napisał:
\” O godzinie 2.45 w nocy budzi mnie dwóch żołnierzy którzy meldują że pękła trumna generała Sikorskiego. Ubieram się i idę tam pisząc kartkę do Łubieńskiego\”
Oto fragment meldunku o g. 2.45 , porucznika Różyckiego do por Łubieńskiego w którym informuje o pęknięciu trumny , wycieku cieczy i wnioskuje o jak najszybsze jej zalutowanie.
Pęknięcie trumny mogło być spowodowane szybkim rozkładem zwłok przy wysokiej temperaturze która była w lipcu 1943 r na Gibraltarze.
Podsumujmy wątpliwości śp redaktora Dariusza Baliszewskiego. Z cała pewnością nie dochowano wielu procedur bezpieczeństwa na lotnisku. W ekspertyzie przeprowadzonej na zlecenie IPN przez Instytut Sehna w Krakowie w czaszce generała znaleziono drzazgi z kalifornijskiej sosny , stwierdzono też zmiażdżenie prawej kości piętowej. Nie jest wiarygodne to że jeśli w samolocie był rzeczywiście generał, to mógł zamiast przypływie odruchu ,instynktownie skulić się w fotelu to wyprostował się . Czy sam sobie mógł zmiażdżyć piętę ? To uszkodzenie mogło powstać jedynie na skutek uderzenia zadanego z potworną siła od dołu. Podobnie nie stwierdzono podczas sekcji zwłok w Krakowie braku okrzemków na ciele i resztkach ubrania co wskazuje że nie znalazło się ono w wodzie morskiej ani nie zostało ono wyłowione.
Kolejny artykuł / fragmenty /
T.A.Kisielewski: Pilot „Johnson wystartował, wzniósł maszynę na wysokość około 30 stóp (9 metrów), następnie zszedł tuż nad powierzchnię morza, aż wreszcie wyłączył silniki i „przywalił\” maszyną w wodę. Nie ma dowodów, by uratował się ktoś poza nim i kapitanem Prchalem. Johnson był znakomitym pilotem. Wiedział, że tajemnica „skuteczności\” wodowania tkwi w pasach bezpieczeństwa. Jeśli są one właściwie zapięte, istnieje niemal pewność przeżycia. Było rzeczą powszechnie znaną, że Sikorski i pozostali pasażerowie nie zapinają pasów, a ponadto nie wszyscy nimi dysponowali. To stwarzało kolosalne ryzyko śmierci.\” Trumny Generała nie wolno do dziś otwierać. Początkowo miało to obowiązywać przez 50 lat. Brytyjczycy w latach 90. przedłużyli tajność archiwów dotyczących dokumentacji gibraltarskiej do 2050 roku. Ukrywają, że Sikorski zginął w zamachu, a nie na skutek wypadku. Obawiają się kompromitacji, ponieważ nie upilnowali go, i to na własnym terytorium. To brytyjscy obywatele byli organizatorami i wykonawcami zamachu. Naczelny Wódz stał się solą w oku wraz z zacieśnieniem się współpracy Stalina, Churchilla i Roosevelta.
Naczelny wódz wracał z podróży bliskowschodniej, przegranej we wszystkich aspektach – nie udało mu się nawet spotkać z Rosjanami i nie miał złudzeń, że Polska po wojnie stanie się republiką sowiecką. Gdy przybył na Gibraltar, Anglicy ściągnęli tam Iwana Majskiego – sowieckiego ambasadora w Londynie. Po rozmowach z nim, które niczego nie mogły już zmienić, generał poszedł się położyć w przygotowanej dla niego sypialni w pałacu brytyjskiego gubernatora. Tam – wedle moich ustaleń – między godziną 15.30 a 16 został zamordowany. W tym samym miejscu zginęli także jego współpracownicy: płk Andrzej Marecki, gen. Tadeusz Klimecki oraz ppor. Józef Ponikiewski. …Anglicy, chcąc ukryć zbrodnię, wpadli na pomysł zmistyfikowania katastrofy lotniczej. Wszystko po to, by nie było przesilenia rządowego we władzach polskich, by w świat nie poszła wiadomość o puczu i żeby nie było konfliktu z Rosją Sowiecką. A taki konflikt groził, ponieważ – jak się łatwo domyślić – Niemcy od razu rozgłosiliby, że Sikorski to ostatnia ofiara Katynia.
… samolot pilotowany przez Czecha Edwarda Prchala – niewątpliwie uczestnika spisku, – wystartował w pełni sprawny z trupami Sikorskiego i jego współpracowników na pokładzie. W takim samym stanie osiadł na wodach Morza Śródziemnego kilkaset metrów od pasa startowego. Ponad wszelką wątpliwość potwierdza to ekspertyza zespołu prof. Jerzego Maryniaka z Politechniki Warszawskiej, przeprowadzona – uwaga! – w bardzo ścisłej współpracy z zakładami Lockheeda, które wyprodukowały tamtą maszynę, czyli Liberatora. Cała \”katastrofa w Gibraltarze to jedynie mistyfikacja…. zamach wykonany przez Polaków… trzeba pamiętać, że jego sprawcy realizowali żołnierskie zadanie. Oni naprawdę byli przekonani, że działają w imię polskiej racji stanu i usuwając Sikorskiego, ratują ojczyznę. …zleceniodawcy i wykonawcy zamachu wierzyli, że działają w najlepszej wierze…
\”Józef Beck\” był jednym z zabójców generała Władysława Sikorskiego – twierdzi Dariusz Baliszewski, historyk, dziennikarz, który od prawie 20 lat zajmuje się wyjaśnianiem zagadki śmierci premiera RP, Naczelnego Wodza.
– Wiem, jak brzmi prawdziwe nazwisko \”Becka\” i pozostałych uczestników mordu na generale. To są polscy żołnierze z liczącej 95 osób kompanii mirandczyków, którzy, co nadaje tej zbrodni tragicznego wymiaru, mordując, kierowali się pobudkami patriotycznymi. Liczyli na to, że generał Kazimierz Sosnkowski, który dojdzie do władzy po Sikorskim, zmieni niekorzystny dla Polski bieg historii. Niestety, nie zdawali sobie sprawy z tego, że byli inspirowani do zbrodni przez Brytyjczyków.
Nasz rozmówca nie chce podać nazwisk osób, które brały udział w zabójstwie. – Ujawnię je w filmie i książce, która ukaże się prawdopodobnie wiosną przyszłego roku. Wcześniej podam je prof. Pawłowi Wieczorkiewiczowi. Tydzień temu wróciłem z Gibraltaru, gdzie uzyskałem odpowiedzi na ostatnie nękające mnie od lat pytania. – Dopiero teraz mogę powiedzieć, że wiem, kto zabił i kto stał za zabójstwem ówczesnego szefa rządu.
Zdaniem Dariusza Baliszewskiego żołnierze z kompanii mirandyczyków udusili gen. Władysława Sikorskiego przed pałacem gubernatora brytyjskiego na Gibraltarze. Do zabójstwa doszło 4 lipca między godziną 15 a 16. W godzinach rannych premier RP nie uczestniczył jak zwykle we mszy św., gdyż w tym czasie prowadził rozmowy z Iwanem Majskim, ówczesnym wiceministrem spraw zagranicznych ZSRR.
Największe sekrety/Krótka historia sabotażu lotniczego – cz. 21 : Operacja \”Mur\”
Ilustracja muzyczna: Two Steps From Hell – Aura
\”Gralewski Jan pseudonim Pankracy wyjechał z Polski 8 lutego na rozkaz ZWZ, wyjechał 23 (czerwca) – odwołany z puczu na Gibraltar celem ewakuacji do Londynu pod nazwiskiem Nowakowski Jerzy, w Lizbonie nie był\”
depesza płka Stanisława Karo z Oddziału II N.W. w Lizbonie do płka Michała Protasewicza, dowódcy Oddziału VI N.W. z 25 czerwca 1943 r.
„Z brytyjskich dokumentów wynika, że Anglicy od początku nie wierzyli w katastrofę. Wiedzieli o przygotowywanym zamachu. Jeden z tajnych dokumentów wywiadowczych przesłany przez Intelligence Service do Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza, w którym Brytyjczycy wyliczają znane im i udokumentowane w ciągu trzech lat wypadki kontaktów Polaków z Niemcami, kończy się stwierdzeniem: „Istnieje jakiś drugi aparat wojskowy i cywilny w aparacie gen. Sikorskiego o innych celach i zamiarach, ukrywanych pilnie przed władzami polskimi i angielskimi. Tylko wzajemną i szczerą współpracą Intelligence Ser. i O II można to niebezpieczeństwo usunąć zarówno ze względu na interes Polski, jak i W. Brytanii.\”
Być może uwierzyłbym w wersję wypadku komunikacyjnego, gdyby nie jeszcze jedna rana Sikorskiego zidentyfikowana przez lekarzy. Zmiażdżenie prawej kości piętowej. Można uwierzyć w latające po samolocie skrzynki z daglezji (sosna amerykańska), we wbijające się w majtki i koszulę generała drzazgi wiązu i cyprysu. Można, choć to trudne, uwierzyć, że zamiast się instynktownie skulić w fotelu, wyprostował się. Tylko nie w to, że sam zmiażdżył sobie piętę. Podobne uszkodzenie – zmiażdżenie kości pięty prawej nogi powstać mogło jedynie wskutek uderzenia zadanego z potworną siłą z dołu. A co mogło uderzyć z dołu w nogę człowieka siedzącego w fotelu? Tego obrażenia nie da się logicznie wytłumaczyć. Podobnie jak braku okrzemków na ciele i ubraniu generała, co wskazuje, że nie znalazło się ono w wodzie morskiej ani nie zostało z niej wyłowione.\”
Jest też również druga anomalia.Dr Daniel Cannig, lekarz,który dokonał w lipcu 1943 r. oględzin ciała gen. Sikorskiego, przyznał po latach w rozmowie z Davidem Irvingiem, że na głowie generała widoczne było tylko rozcięcie o długości jednego cala w okolicy przedczołowej. Ludwik Martel, polski lotnik, który widział ciało z odległości 1,5 m mówi jedynie o drobnej okrągłej ranie na czole. Mecenas Andrzej Kamieniecki który brał udział w 1943 r. w otwarciu trumny gen. Sikorskiego w Londynie mówi o tym, że nie zauważył na twarzy generała żadnych obrażeń. Skąd się więc wzięły straszliwe obrażenia odkryte podczas IPN-owskiej sekcji? Załóżmy, że świadkowie się mylą. Jak powstały wówczas takie rany skoro analiza naukowców z Politechniki Warszawskiej dokonana przez zespół prof. Jerzego Maryniaka wykluczyło, że doszło do wypadku komunikacyjnego. Liberator unosił się bowiem jeszcze przez jakieś 6-8 minut na wodzie – co jest niemożliwe, jeśli uderzyłby z dużą szybkością w morze. Gdyby oficjalna wersja była prawdziwa, pilot zostałby zmiażdżony, a wyszedł z zadrapaniem i skręconą kostką. Zresztą zeznania świadków przeczą oficjalnej wersji. Dwóch Brytyjczyków z wieży kontroli lotów mówiło o wodowaniu z małą prędkością. Jak wspominał brytyjski sierżant Henryk Karbowski vel Henry Carr:
\”W relacji Carra wielka maszyna, w pełni sterowna, lecąc bardzo nisko, po prostu \”wpadła do kałuży\”, czyli wodowała. Na ten widok wszyscy zaczęli się śmiać i żartować z nieudolności pilota. W tym, co oglądali, nie było nic tragicznego ani niezwykłego. Podobne wypadki zdarzały się na Gibraltarze często – tutejsze lotnisko należało do bardzo niebezpiecznych. Nikt w nich nie ginął, a następnego dnia niefortunne załogi stawały się obiektem żartów. Zresztą kilkadziesiąt minut później Carr i jego żołnierze rozmawiali z żywym i całkowicie zdrowym drugim pilotem, który o własnych siłach dopłynął do plaży. Przyglądali się jeszcze przez chwilę akcji ratunkowej, ale nie znajdując w niej nic specjalnie ciekawego, poszli spać. Rano czekała ich praca.\”
Nikt nie słyszał zresztą huku uderzenia samolotu o wodę. Podczas akcji ratunkowej na miejscem wodowania zrzucano flary. Nie obawiano się wybuchu paliwa – wiedziano, że samolot leciał \”na oparach\”. Zwłoki gen. Sikorskiego były ubrane tylko w podkoszulek i spodenki. Czemu rozebrał się w zimnym samolocie, podczas nocnego lotu? Podobnie rozebrane były zwłoki innych osób z polskiej delegacji. Wersja oficjalna nie wyjaśnia dlaczego. Ani tego jak można zginąć w wypadku, którego nie było. Skąd się więc wzięły straszliwe rany na ciele gen. Sikorskiego odkryte podczas ostatniej ekshumacji?
Utajnione są dokumenty z sekcji i zdjęcia zwłok ofiar katastrofy gibraltarskiej. Utajnione są też fotki i filmy z pobytu gen. Sikorskiego na Gibraltarze – skonfikowane prywatnym osobom. Fotki żywego generała. Dlaczego? Ostatnia wiarygodna relacja dotycząca polskiego premiera na Gibraltarze pochodzi z 4 lipca 1943 r. z godz. 15.00. Skończył on wówczas przegląd kompanii mirandczyków (polskich żołnierzy, którzy przedostali się na Gibraltar z hiszpańskiego obozu internowania Miranda del Ebro) i udał się na spoczynek do pałacu gubernatora gen. Noela Masona Mac-Farlane\’a. Wieczorem miał zjeść kolację z mirandczykami. Ten posiłek nagle odwołano.
Kluczową postacią dla całej sprawy jest jednak Jan Gralewski, młody kurier AK z Warszawy, traser mający wyznaczać nowe przejścia w Pirenejach. 4 lipca po południu widziano jak żandarmeria wyprowadza go z pałacu gubernatora, gdzie miał czekać na audiencję u gen. Sikorskiego. Później niespodziewanie \”dostaje zaproszenie do Liberatora\” i ginie w katastrofie. 5 lipca w londyńskim gabinecie płka Protasewicza pojawia się dwóch agentów SOE i pytają się: \”Co teraz zrobicie z Gralewskim?\”. Prowadzono gorączkowe śledztwo w trakcie którego badano m.in. próbki pisma Gralewskiego. Gen. Elżbieta Zawacka \”Zo\” została przesłuchana w tej sprawie. Pokazano jej niewyraźne zdjęcie martwego Gralewskiego leżącego na pasie startowym gibraltarskiego lotniska.
Gralewski oficjalnie wyruszył z kraju do Hiszpanii 27 marca 1943 r. Tego dnia pisał on jednak do swojej narzeczonej; \”popijam likier na tarasie kawiarni w Paryżu\”. Oddajmy ponownie głos drowi Baliszewskiemu:
\”Najwyraźniej w tej historii pojawia się jakiś drugi Gralewski. Tak wynika z relacji Wandy Wolskiej, blisko związanej z rodziną Żarnowskich, którzy mieszkali na Wyspie św. Ludwika w Paryżu, gdzie mieścił się jeden z punktów kontaktowych \”Zagrody\”. Pewnego dnia pojawił się w ich domu dziwny kurier z Polski. Przedstawił się jako Jan Gralewski. Jechał prosto z dworca i był w mundurze niemieckiego oficera. (Gralewski, jeśli wierzyć oświadczeniu jego żony, nie znał niemieckiego i wydaje się mało prawdopodobne, by jechał z Warszawy jako Niemiec). Co jednak najbardziej zdziwiło Żarnowskich, człowiek ten przywiózł bardzo dużo jedzenia (masło, wędliny) i wręczył je ze słowami: \”Wiem, że tu w Paryżu cierpicie głód, my w Generalnym Gubernatorstwie jednak mamy łatwiejsze życie!\”. Dla ludzi, którzy często kontaktowali się z polskimi kurierami i świetnie wiedzieli, jak wygląda życie w Warszawie, słowa te zabrzmiały jak niepojęta prowokacja. Od tej chwili traktowali tego \”Gralewskiego\” z najwyższą ostrożnością, czekając, by jak najszybciej opuścił ich dom. Jego pobyt trwał jednak długo, kilka tygodni, gdyż ten dziwny kurier zdawał się nie mieć żadnych adresów kontaktowych w Paryżu.
Jeszcze bardziej zastanawiającą historię zapisał we wspomnieniach Wojciech Wasiutyński. Przekazał mu ją w końcu 1943 r. Zbigniew Lang, jeden z mirandczyków, którzy przez Gibraltar trafili do Londynu. \”Jak mi się udało wreszcie wydostać z Mirandy, mieszkałem w hotelu Prado w Madrycie w oczekiwaniu drogi na Portugalię. Tam dali mi pokój z (nieznanym mi wcześniej) Gralewskim. On przejechał całą Europę jako kurier, stracił masę czasu w Hiszpanii, klął w okropny sposób na Szumlakowskiego (polskiego posła w Madrycie), który mu nie ułatwił dalszej drogi. Bał się, że się spóźni, bo wiedział, że Sikorski poleciał na Wschód, że będzie wracał przez Gibraltar i tam miał mu złożyć sprawozdanie. (…) Potem, któregoś dnia przyszedł radośnie podniecony: >>Awantura u Szumlakowskiego poskutkowała, wyjeżdżam jutro okrężną drogą do Gibraltaru<<\”.
Jeśli ta historia jest prawdziwa – a jest prawdziwa, bo także dokumenty brytyjskie informują o wizycie kuriera Gralewskiego u ambasadora Wielkiej Brytanii w Madrycie, domagającego się pomocy w drodze na Gibraltar – oznacza to, że jakiś kurier z Polski znał trasę i daty przelotu Sikorskiego, a więc najtajniejsze informacje związane z bezpieczeństwem naczelnego wodza. Czy był nim jednak Jan Gralewski, \”Pankrac\”, filozof z Warszawy?
W niewielu punktach tej tajemniczej sprawy historia potrafi powiedzieć coś na pewno. Potrafi jednak ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, że młodym człowiekiem, który przybył w przeddzień katastrofy na Gibraltar, nie był Jan Gralewski. Nie mógł nim być, skoro jego zapiski do żony, ujawnione w latach 80., pod datą 24 czerwca 1943 r. zaczynają się od słów: \”… drugi dzień na Gibraltarze\”. Prawdziwy Gralewski przybył więc na Gibraltar 22 czerwca. Pod jakim nazwiskiem i jaką drogą, trudno ustalić.
Licząca 95 żołnierzy tzw. kompania mirandczyków, płynąc z portugalskiego portu Villa Reale, wylądowała w Gibraltarze 24 czerwca. Jej dowódca, por. Jan Benedykt Różycki, późniejszy cichociemny \”Busik\”, sporządził pełną listę powierzonych mu żołnierzy. Podobną listę opracował por. Łubieński, który w porcie gibraltarskim przyjmował transport z Portugalii. Dotarcie do tych dokumentów, zachowanych w prywatnych szufladach, pozwoliło na nieoczekiwane odkrycie. Obie listy zawierają nazwiska nie jednego, a czterech kurierów z Polski: Nowakowskiego, który przedstawia się jako Jan Gralewski i pod tym nazwiskiem będzie się poruszał po Gibraltarze (choć prawdziwy Gralewski na Skale jest już od dwóch dni), Pantaleona Drzewickiego, które to nazwisko ukrywa Stanisława Izdebskiego, dziwnego, nikomu nieznanego, ale pojawiającego się w dokumentach kuriera z Warszawy, oraz Pawła Pajkowskiego, który przybędzie na Gibraltar w przeddzień katastrofy.
Wszelkie próby ustalenia, kim był Stanisław Izdebski, nie przyniosły żadnego wyjaśnienia. Przedstawiał się jako liczący 48 lat kapral podchorąży broni pancernej. Twierdził, że jest kurierem PPS, który wyszedł z Warszawy 27 marca 1943 r. Już z Londynu Jan Kwapiński 30 lipca 1943 r. zapytywał w depeszy Zygmunta Zarembę: \”Przybył z kraju Stanisław Izdebski. Powołuje się na Ciebie (…). Ponieważ zeznania jego są mętne, proszę o odpowiedź, czy go znasz i czy jest naszym człowiekiem\”. 19 września Zaremba z Warszawy odpowiadał: \”Nikt z naszych towarzyszy nie orientuje się, o kim może być mowa\”. Podobnie dzisiaj najwybitniejszy znawca podziemnej PPS Jan Mulak nie potrafi powiedzieć, kim był ów tajemniczy kurier. Według jego wiedzy na pewno nie miał nic wspólnego z PPS, a po śmierci Sikorskiego, już w Londynie, nagle znikł.
Nie mniej tajemnicza wydaje się postać młodego kuriera, który jako Pajkowski pojawił się na scenie gibraltarskiej w nocy z 2 na 3 lipca. Wiele szczegółów wskazuje na 21-letniego Jerzego Miodońskiego z Krakowa. Opuścił Polskę 24 grudnia 1942 r. w towarzystwie Trudy Heim, siostry SS-Obersturmbannführera Güntera Heima, prywatnie doktora chemii, a służbowo szefa krakowskiej SD (służby bezpieczeństwa), i bez żadnych kłopotów dojechał pociągiem do Hiszpanii. W Madrycie w placówce II oddziału złożył raport, do którego dołączył plany struktury zbrojnego podziemia w Polsce, dokument tak szczegółowy, że z daleka pachnący niemiecką prowokacją. Według dokumentów placówki ewakuacyjnej w Lizbonie Jerzy Miodoński miał zostać wysłany do Londynu z Lizbony 7 lipca 1943 r. Jednak dokumenty podobnej placówki w Madrycie ujawniają, że wysłano go na Gibraltar.
Kim był Jerzy Paweł Nowakowski, który na Gibraltarze podawał się za Jana Gralewskiego – nie wiadomo. Na liczącej kilka tysięcy nazwisk liście wszystkich Polaków, którzy przeszli przez Gibraltar, zapisany jest jako Nowakowski vel Bolesław Kozłowski, vel Wiktor Suchy. W nawiasie ktoś, kto listę tę sporządzał, najpewniej ksiądz Antoni Liedtke, napisał: \”wariat albo prowokator\”. Być może sens tych słów historia zrozumiała za późno.\”
Po Gibraltarze został wydany tajemniczy rozkaz mówiący, że każdy polski żołnierz ma obowiązek zastrzelić Witktora Suchego. W sumie nie wiadomo dlaczego. W kompanii mirandczyków było zresztą wielu ciekawych ludzi. Np. Leon Paźniewski, egzekutor wykonujący wyroki na zlecenie jakiś dziwnych sądów kapturowych we Francji czy też osoba posługująca się nazwiskiem… Józef Beck.
Powyżej: por. Ludwik Łubieński, trzeci z lewej, jako adiutant gen. Andersa
Sekretarzem Becka przed wojną był por. Łubieński, ktoś więc w tajnych służbach wykazał się poczuciem humoru. Znów Baliszewski:
\”Pod datą 28 czerwca 1943 roku por. Różycki zapisuje informacje o kurierze z Warszawy przedstawiającym się jako Jan Gralewski. Zapisuje, że kurier zostaje włączony do kadry oficerskiej mirandczyków i z kilkoma innymi, m.in. por. Łubieńskim, kilka razy udaje się na stojący w porcie polski okręt Ślązak, by pomagać polskim marynarzom w nauce języka angielskiego. Tego samego dnia prawdziwy Jan Gralewski ujawnia w swych zapiskach, że siedzi zamknięty w koszarach: \”27 czerwca 1943 roku, a może 28? Nie wiem, straciłem rachubę czasu. Nie wiem nawet, która godzina ani jaki dziś dzień w tygodniu. Jestem strącony na samo dno wojskowego…\” (zdanie urwane). Pod datą 3 lipca zapisze: \”Od wczoraj zaczęło się coś dziać w moim osobnym wątku. Przyszły z daleka zapytania, żeby >>as quick, as possible<<. Teraz tylko czekam w każdej chwili gotowy do drogi. Mam już dość obecnego ekspe…\” (zdanie niedokończone)\”
Dr Baliszewski w serialu dokumentalnym \”Generał\” ujawnił nowe szczegóły tej tajemnicy. Dostał informacje mówiące o tym, że zamachu na Gibraltarze dokonała organizacja posługująca się nazwą Wojsko i Niepodległość. Sztab przygotowujący operację \”Mur\”, czyli zabójstwo gen. Sikorskiego składał się z Polaków i Brytyjczyków a na jego czele stał komandor Tadeusz Stoklasa, oficer Oddziału II N.W. Pytanie kto stał nad nim? W poprzednim wpisie z serii \”Największe sekrety\” wspomniałem o planach zamachu na gen. Sikorskiego snutych przez organizację wywiadowczą \”Muszkieterowie\” i środowisko skupione wokół Drugiego Marszałka. Sikorski był celem zamachów w 1940 r. w Paryżu, w 1941 r. w Londynie, w marcu 1942 r. nad Atlantykiem (mechanizm zapalający w samolocie) i w listopadzie 1942 r. nad kanadyjskim lotniskiem Dorval (nagły upadek samolotu). Motywy strony polskiej są jasne: zemsta za lwowską zdradę i zamach stanu z września 1939 r., pozbawienie życia polityka spolegliwego wobec Sowietów. Czemu jednak w spisek przeciwko gen. Sikorskiemu mieliby się angażować Brytyjczycy? Przecież to oni kontrolowali bazę w Gibraltarze – miejsce gdzie przebywał gen. Eisenhower i cały sztab przygotowujący operację \”Husky\”. Jak wyjaśnić udział Niemców w tym spisku?
Wojna to nie tylko działania bojowe. To również tajne negocjacje. Przez całą II wojnę światową istniała zarówno w Wielkiej Brytanii jak i w Niemczech frakcja dążącą do zawarcia pokoju między aliantami zachodnimi i Niemcami, przerzucenia wszystkich niemieckich sił na Wschód i wspólnej budowy Zjednoczonej Europy. Wiosną 1943 r. po ujawnieniu sprawy Katynia relacje brytyjsko-sowieckie ulegają gwałtownemu ochłodzeniu. Sowieci prowadzą tajne negocjacje pokojowe z Niemcami – w ten sposób obie strony starają się szantażować aliantów zachodnich. Na 20 kwietnia 1943 r. siatka \”Muszkieterów\” zaplanowała zamach na Hitlera w Wilczym Szańcu – akcja nie dochodzi do skutku z powodu aresztowań wśród konspiratorów, włoskich i węgierskich oficerów. 2 lipca 1943 r. dochodzi w Londynie do nieudanego zamachu na Churchilla. Niemiecka propaganda kładzie wielki nacisk na przedstawianie planów powstania przyszłej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Jednocześnie publikowane są karykatury przepowiadające śmierć gen. Sikorskiego. 4 lipca 1943 r. na Gibraltarze jest obecny Iwan Majski, sowiecki ambasador w Londynie. Prawdopodobnie bierze udział w negocjacjach z gen. Sikorskim. I wtedy, po godz. 15.00 dochodzi w domu gubernatora do makabrycznej zbrodni. Jak pisze dr Baliszewski:
\”\”Jak sądzę, około 16.30 stwierdzono, że Sikorski nie żyje. Nie żyli też inni członkowie polskiej ekipy. Zostali zabici w łóżkach, gdy spali lub odpoczywali w samej bieliźnie. Nikt nie wiedział, kto był sprawcą. Na korytarzu zapewne karnie czekał na przyjęcie kurier z Polski Jan Gralewski, który nie miał ze zbrodnią nic wspólnego, ale stał się głównym i jedynym oskarżonym. Jednak dla gubernatora w tej chwili nie to było najważniejsze. Jak sądzę, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zdarzył się fakt, który mógł mieć nieobliczalne skutki polityczne dla całej walczącej Europy i świata. Ktoś dokonał zbrodni w zamkniętej brytyjskiej twierdzy, pod dachem jego pałacu, gdzie spotkali się Polacy z Rosjanami. Było oczywiste, że podejrzenia o dokonanie zbrodni spadną przede wszystkim na Anglików i Rosjan. Myślę, że dla gubernatora Masona-Macfarlane\’a oczywiste było także to, że celem tej zbrodni nie była wyłącznie osoba Sikorskiego.
Gdyby ktoś chciał zamordować Sikorskiego, w pałacu gubernatora zginąłby wyłącznie on. Tu brutalnie zamordowano całą polską grupę. Ktoś, kto tego dokonał, wyraźnie liczył na głośny polityczny efekt. I trudno było nie zrozumieć tej oczywistej kalkulacji. Zbrodnia została dokonana w szczególnym momencie historii, gdy jedność sprzymierzonych wisiała na włosku. (…)
Prawda o tym, kto zabił, w tym momencie historii nie miała najmniejszego znaczenia. W ówczesnej nabrzmiałej konfliktami rzeczywistości politycznej i tak nikt by w tę prawdę nie uwierzył, a na pewno nie uwierzyliby Polacy, boleśnie rozgoryczeni zbrodnią katyńską i brakiem reakcji na tę zbrodnię brytyjskich i amerykańskich sojuszników.
Nie wiem, czyjego autorstwa był plan zniweczenia skutków perfekcyjnej prowokacji genialną mistyfikacją. Być może samego gubernatora, być może ministra Grigga albo lorda Louisa Mountbattena, ówczesnego szefa tzw. operacji kombinowanych, czyli tajnych działań służb dywersyjnych w okupowanej Europie Zachodniej, obecnego w tym momencie w Gibraltarze. Osobiście podejrzewam, że plan \”wskrzeszenia\” zamordowanych Polaków był autorstwa majora Anthony\’ego Quayle\’a, zastępcy do spraw wojskowych gubernatora, a po wojnie znakomitego brytyjskiego aktora.
Wystarczyło w mundury poległych ubrać kilku ludzi (to dlatego wszystkie wydobyte z morza ciała Polaków, jak pisze Łubieński, były pozbawione odzieży), pokazać ich na przyjęciu u Amerykanów, zainscenizować scenę pożegnania na lotnisku, a potem zaaranżować start i wodowanie samolotu – by ogłosić światu nieszczęśliwy wypadek. Mogło o nim zaświadczyć jakże wielu świadków, przekonanych, że rzeczywiście widzieli katastrofę, w której zginął Sikorski. Ryzyko dekonspiracji w istocie było niewielkie, wypadek zaplanowano na niedzielne godziny nocne, gdy na lotnisku było już pusto.\”
Nasuwa się pytanie, czy inscenizacja katastrofy lotniczej była działaniem ad hoc, czy też zaplanowanym o wiele wcześniej. Jeśli drugi wariant jest prawdziwy, to znaczy, że tajemnicza polsko-brytyjsko-niemiecka siatka dążąca do zakończenia wojny została spenetrowana a cała operacja na Gibraltarze była misterną intrygą, podobną do pułapki zostawionej w Szkocji na Rudolfa Hessa. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, kto stał po stronie polskiej za operacją \”Mur\”. Zarówno Drugi Marszałek jak i Stefan Witkowski już od dawna nie żyli. Wielokrotnie oskarżano o sprawstwo zamachu gen. Władysława Andersa. Była to głównie komusza propaganda, ale nie tylko. Gen. Sławoj-Składkowski, były premier II RP, w swoim pamiętniku pisanym w Palestynie zamieścił enigmatyczne zdanie: \”Łobuz Anders zabił Sikorskiego przez swego kumpla Sterna\” (Chodziło być może o Avrahama Sterna, szefa organizacji Lehi – Stern zginął jednak w 1942 r.).
Helena Sikorska pisała w latach \’60-tych do gen. Mariana Kukiela: \”\”Pisze Pan dalej, że staraniem mego ś.p. Męża było dążenie do ułożenia »życzliwej współpracy« z gen. Andersem. To jest prawda. A jak na to reagował gen. Anders? Zamiast, jak prawdziwy żołnierz, być posłusznym rozkazom swego Naczelnego Wodza, przeciwstawiał Mu się otwarcie na odprawie w Londynie, na której był obecny i Pan Generał – i w liście do Prezydenta Raczkiewicza żądał usunięcia mego Męża – a w końcu jawnym, zorganizowanym buntem, wraz ze swoją kliką dążył do zabójstwa swego Naczelnego Wodza. Pan Anders pragnie »pochylić czoła« przed grobem swego Naczelnego Wodza. Ten człowiek, którego mój ś.p. Mąż przywrócił do życia, był przecież główną przyczyną śmierci Jego, mojej ś.p. Córki i tylu wartościowych osób. To jest bezczeszczenie pamięci mego Męża. Na tym kończy się nasza wspólna korespondencja jak i znajomość\”. Być może oskarżenia wzięły się stąd, że por. Łubieński był adiutantem i oficerem ds. specjalnych poruczeń gen. Andersa sam zaś gen. Anders był człowiekiem służb. W 1918 r. kierował departamentem niemieckim w rodzącym się polskim wywiadzie wojskowym.
Innym niewyjaśnionym pytaniem jest to dlaczego podczas operacji \”Mur\” zginęli też brytyjscy oficjele. Rozumiem, że większość załogi Liberatora musiała zginąć, by uprawdopodobnić wypadek. Ale dlaczego zabito konserwatywnego deputowanego Victora Cazaleta i brygadiera Johna Whitleya? Whitleya wyciągnięto z morza ciężko rannego – nie został więc zabity w pałacu gubernatora. Tajemnicą pozostaje też obecność na liście pasażerów Liberatora panów Pindera i Locka, oficerów MI6 z Kairu. Czyżby brali udział w zamachu i zostali za to zlikwidowani?
Ciała Zofii Leśniowskiej, córki i powierniczki generała nie znaleziono, choć powinno zatrzymać się na siatce antytorpedowej. Nie znaleziono też zwłok Adama Kułakowskiego, sekretarza premiera. Popołudniu towarzyszył Leśniowskiej w wyprawie \”na zakupy\”. Nie było ich więc w pałacu gubernatora, gdy doszło do zamachu. Baliszewski: \” Kilka dni po katastrofie gibraltarskiej Tadeusz Zażuliński, polski poseł w Kairze, został poproszony o przybycie do hotelu Mena House. W tym właśnie hotelu mieszkała ekipa generała Sikorskiego. Jeden z pokoi zajmowała Zofia Leśniowska. W tym hotelu, lecz w zupełnie innym pokoju, służba hotelowa znalazła pod dywanem bransoletkę z kości słoniowej z dużą złotą klamrą. Ktoś zapamiętał, że taką samą nosiła córka Sikorskiego i zawiadomił polskie poselstwo. (…) Zażuliński od razu rozpoznał tę bransoletkę. Była imieninowym prezentem dla Zosi od kilku polskich oficerów. (…) Kiedy teraz poseł Zażuliński trzymał w ręce tę samą (miała wygrawerowaną dedykację) bransoletkę, nie było mu do śmiechu. Po pierwsze, Zosia, jak wiedział, zginęła w katastrofie w Gibraltarze, a po drugie, doskonale pamiętał, że gdy ją żegnał 3 lipca na lotnisku kairskim, miała tę \”niezdejmowalną\” bransoletkę na ręce. Jak więc, na Boga, bransoletka mogła sama wrócić do Kairu i kto i dlaczego ukrył ją pod hotelowym dywanem? Zażuliński przekazał bransoletkę wraz z całą tą niezwykłą historią udającemu się do Londynu Tadeuszowi Romerowi, nowo mianowanemu polskiemu ministrowi do spraw Wschodu. Obaj próbowali rozwikłać jej zagadkę, ale żadne rozsądne wyjaśnienie nie przychodziło im do głowy. Być może rozważali także i tę ewentualność, że Zosia żyje i że to ona umieściła bransoletkę pod dywanem jako znak istnienia i rozpaczliwe wołanie o ratunek. Ale jak i po co miałaby się znaleźć w Kairze? Jedynym samolotem, który w tych dniach przyleciał do Kairu z Gibraltaru, był samolot udającego się z Londynu do Moskwy ambasadora Iwana Majskiego\” W 1945 r. Zofii Leśniowskiej szukał w ZSRR cichociemny Tadeusz Kobylański \”Hiena\”, ponoć zlokalizował ją w jednym z obozów pod Moskwą. \”Hiena\” był obecny na Gibraltarze 4 lipca 1943 r. Czyżby brytyjskie służby, by udobruchać Sowietów po prowokacji gibraltarskiej przekazali im córkę generała, znającą jego największe sekrety?
Ciekawa jest natomiast hipoteza, sformułowana w innym miejscu i przez inne osoby, m.in. przez łączniczkę AK, Elżbietę Zawacką, mówiąca, że zamach na generała Sikorskiego był możliwy dzięki współpracy trzech wywiadów – sowieckiego, angielskiego i niemieckiego – działających w tym wypadku ręka w rękę. Pewnym śladem w tej sprawie może być fakt, że Elżbieta Zawacka, podróżując przez Gibraltar, dopiero w latach 60-tych dowiedziała się, że meldunki, które przekazywała rezydentowi wywiadu brytyjskiego na Gibraltarze w istocie przekazywała równolegle wywiadowi niemieckiemu
Naczelnemu Wodzowi miała towarzyszyć córka , porucznik ZOFIA LEŚNIOWSKA i najbliżsi współpracownicy:. generał TADEUSZ KLIMECKI, pułkownik ANDRZEJ MARECKI i porucznik JÓZEF PONIKIEWSKI.
Przypominając sylwetki oddajmy WIECZNĄ PAMIĘĆ , HOŁD I CZĘŚĆ ,POLEGŁYM BOHATEROM
Porucznik ZOFIA LEŚNIOWSKA , córka generała Władysława Sikorskiego.
Generał TADEUSZ KLIMECKI
Pułkownik ANDRZEJ MARECKI
Porucznik JÓZEF PONIKIEWSKI
Wszyscy oni wraz z generałem Władysławem Sikorskim goszczą w pałacu gubernatora Gibraltaru Masona Mac Farlane , który miał nakłaniać generała Sikorskiego do oddania dokumentów świadczących o morderstwie oficerów polskich w Katyniu jedocześnie odradzając mu wsiadanie do samolotu. Czy mógł przewidzieć że polski generał może być przekorny i tym bardziej wsiądzie do samolotu ?
Co o nim powinniśmy wiedzieć bo może mieć to też wpływ na to co wydarzyło się na Gibraltarze ? . Kiedy jego ojciec poszedł i walczył na froncie I Wojny Światowej to wychowywała go i miała wpływ na jego dorastanie , niemiecka guwernantka zatrudniona przez jego ojca. Został attache wojskowym i obserwował zajęcie w 1938 r Czechosłowacji przez Hitlera . Jego doniesienia podczas kryzysu majowego, że nie znalazł dowodów na zbliżającą się niemiecką inwazję na Czechosłowację są dla mnie więcej niż kontrowersyjne. Czy sprzyjał ukrycie Niemcom tylko tego mu nie udowodniono. Dyrektor M3, sekcji wywiadowczej Biura Wojny zajmującej się Europą Środkową, napisał w ocenie Masona-MacFarlane\’a: \”Łączy on pierwszorzędny mózg z niezwykłym talentem do pracy wywiadowczej. Ma duże poczucie humoru i jest doskonałym lingwistą. Pełen energii psychicznej i fizycznej i z wielką inicjatywą… powinien się zajść daleko\”.
W niedzielę 4.07.1943 r o g.22.30 generał Sikorski oficjalnie miał wyjechać z pałacu gubernatora kierując się na lotnisko. Proszę zwrócić uwagę na godzinę \”oficjalnego\” opuszczenia pałacu mimo lata to już wieczór i jest ciemno. Po starcie dopiero o g. 23.07 i zaledwie 16 sekundach lotu samolot wpada do morza unosząc się jeszcze przez 6 minut na jego powierzchni .. Jeśli były już wcześniej 3 zamachy na generała to \”Gibraltar\” był ostatnią \”szansą\” zamachowców…. W samolocie zginął jeszcze brytyjski pułkownik Victor Cazalet a także zginął mimo wyciągnięcia go z wody , parlamentarzysta brytyjski John Percival Whiteley… Po jego śmierci gdy okręt wojenny ORP \”Orkan \” opuszczał z jego zwłokami Gibraltar od razu / 8.07/ Prezydent Raczkiewicz mianował Naczelnym Wodzem gen Sosnkowskiego co wywołało protesty ludowców i chadeków…niesamowite…
Dlaczego wszystkie znalezione ofiary pozbawione były odzieży ?
Nikt nie wyjaśnił także czemu nie przeprowadzono sekcji zwłok, choć w każdej tego typu katastrofie byłoby to nie do pomyślenia.
Oficjalna wersja wydarzeń przedstawiona w raporcie brytyjskiej komisji badającej wypadek jeszcze w 1943 roku ustaliła, jako przyczynę katastrofy zablokowanie steru wysokości. Jednak nie potrafiła wyjaśnić, jak doszło do tej awarii. Oczywistym było natomiast dla komisji, że nie miał miejsca sabotaż oraz, że pilot o wielkim doświadczeniu i kwalifikacjach nie ponosił winy za wypadek. Żadne z tych stanowczych twierdzeń nie zostało należycie udokumentowane. Wydobyte z morza ciało gen Sikorskiego, po pobieżnych oględzinach, zawinięte w koc i zamknięte w trumnie, przewieziono do Wielkiej Brytanii na pokładzie polskiego niszczyciela ORP \”Orkan\”. Mimo, że świadkowie wspominali o fotografowaniu ciała, żadnych zdjęć nigdy nie ujawniono.
Jest jeszcze szczegół dotyczący podnoszenia wraku z samolotu.. 5.07.1943 r dzwig podnosi kadłub samolotu lecz na dziwną \”prośbę RAF -opuszcza go znów na dno .niszcząc w ten sposób kolejne dowody.. 9.07.1943 znaleziono ciało płk Mareckiego , nie odnaleziono nigdy ciał Adama Kułakowskiego który był osobistym sekretarzem generała Sikorskiego, oczywiście jego córki która twierdzę że przekazano Sowietom którzy ją porwali i zamordowali w Moskwie, , Brytyjczyka Waltera Locka oraz dwóch członków załogi-drugiego pilota mjr Williama Herringa i strzelca telegrafisty- sierżanta D.Huntera.
Zamordowaniem generała były zainteresowane nie tylko brytyjskie służby specjalne czy niechętni mu oficerowie polscy ale też Sowieci którym po ujawnieniu zbrodni w Katyniu zależało na odebraniu generałowi dokumentów katyńskich i wypromowaniu w trudnym dla nich momencie ujawnienia zbrodni , jedynie słusznych reprezentantów ,posłusznych Stalinowi. Działania naczelnego wodza, zwłaszcza w stosunku do środowisk piłsudczykowskich, wywoływały rosnące niezadowolenie sporej części żołnierzy polskich, m.in. w Armii Polskiej na Wschodzie. Generała krytykowano m.in. za treść układu Sikorski-Majski, zwłaszcza nieostre zdefiniowanie wschodniej granicy Polski. Bliski współpracownik Sikorskiego, generał Izydor Modelski, dysponując informacjami o rozmachu akcji opozycyjnej, usilnie namawiał Sikorskiego do rezygnacji z wyjazdu na Bliski Wschód. Nie wierzę też do końca w wyniki sekcji zwłok generała wykonane na zlecenie Instytutu Pamięci Narodowej w 2008 roku które miały wykazać że Sikorski nie mógł zginąć w wyniku zastrzelenia, uduszenia, użycia broni białej lub otrucia tym bardziej że sekcję na zlecenie IPN dokonywano w Instytucie Sehna w Krakowie, tym samym który stwierdza że dokument o współpracy z bezpieką podpisał Prezydent Lech Wałęsa za którego prezydentury prochy generała zostały ściągnięte do Polski i spoczęły na Wawelu.
Gubernator Mason Mac Farlane zaprasza gen Władysława Sikorskiego do swego pałacu na rozmowę.
Czy ten stanowczo odmawia to zostaje wdrożony zamach na Generała, który był przygotowywany od paru miesięcy ?
Czy zamach na generała nosił kryptonim \”MUR\” ?.
Kto za nim stał?
Kto go wykonał i jak przebiegał?
Czy por Zofia Leśniowska z tajnymi dokumentami i dokumentami z Katynia też była na pokładzie samolotu Liberator?
Jakie były losy polskiego kuriera Jana Gralewskiego i jego żony Alicji Iwańskiej ?. Czy Jan Gralewski miał ostrzec Generała przed zamachem, a w istocie odegrał zaskakującą rolę w mistyfikacji gibraltarskiej ?
Osobą, łącząca zarówno Brytyjczyków, jak i Sowietów w tamtym czasie był też Harold Adrian Russell „Kim” Philby, który był szefem MI6 (kontrwywiad brytyjski) na obszarze Morza Śródziemnego, a jednocześnie sowieckim szpiegiem…..
Wiadomo też ze niemiecka Abwehra miała na Gibraltarze swego agenta a była nim …kobieta…
Jest też sprawa zaginięcia lub porwania przez Sowietów z Gibraltaru córki generała. Wiadomo że z ambasadorem Ivanem Majskim podróżowali do Gibraltaru , agenci NKWD . Podobno po katastrofie była widziana w sowieckim obozie pracy przez \”cichociemnego\” Tadeusza Kobylińskiego. Mało znanym faktem jest to, że w Kairze, kilka dni po katastrofie, odnaleziono bransoletkę, którą polscy żołnierze podarowali por Zofii Leśniowskiej. Odnaleziono ją pod dywanem, w tym samym hotelu, w którym przebywała polska delegacja z Sikorskim na czele (byli na inspekcji na Bliskim Wschodzie, z Kairu wylecieli 3 lipca). Dokonano jednak odkrycia w pokojach, których polska delegacja nie zajmowała. Jak więc zatem wspomniana jej bransoletka mogła się tam znaleźć ?
Wiele dokumentów wciąż jest tajnych i nie wiadomo czy kiedykolwiek zostaną upublicznione.
Gibraltar.
uroczystości po śmierci premiera i Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych gen. broni Władysława Sikorskiego, 8 lipca 1943. Kondukt za trumną z ciałem generała prowadzi gubernator, gen. Frank Noel Mason-MacFarlane. W pierwszym szeregu od lewej: ppłk Michał Protasewicz, Tadeusz Ullman (z MSW), mjr Piotr Dudziński – przedstawiciel Polskich Sił Powietrznych w komisji badającej przyczyny katastrofy, por. Ludwik Łubieński – szef polskiej misji morskiej w Gibraltarze. Foto. z zasobu IPN.
Zatrzymajmy się przy jednym nazwisku : Porucznik Ludwik Łubieński -szef polskiej misji wojskowej na Gibraltarze.
Na podstawie relacji James Robert Norton-Amora, urzędnika stanu cywilnego w Gibraltarze, to porucznik Ludwik Łubieński sporządził pośpiesznie nie tylko akt zgonu generała ale też jego córki i asystenta Adama Kułakowskiego i miał tym samolotem niby lecieć do Londynu ale w ostatniej chwili zastąpił go kurier / Gralewski / . …..Łubieński był także pierwszą osobą, która po 40 minutach zawiadomiła Londyn o śmierci gen. Sikorskiego w katastrofie.
Zdjęcia dokumentów pochodzą z książki śp Tadeusza Kisielewskiego \” Zamach\” do której nie raz jeszcze nawiążę. Warto też przeczytać drugą jego książkę \”Po Zamachu\” a także \”Zabójcy\” której jednak nie miałem przyjemności przeczytać.
Porucznik Ludwik Łubieński po wojnie …
Od września 1943 był oficerem łącznikowym Naczelnego Dowództwa Alianckiego w Algierze i Neapolu, od czerwca 1944 do września 1949 służył jako oficer do zleceń gen. Władysława Andersa. Po wojnie w latach 1949–1958 pracował w londyńskim biurze gen. Andersa.
Na zdjęciu oznaczony na niebiesko.
W latach 1958–1968 był dyrektorem Rady Polonii Amerykańskiej na Europę z siedzibą w Monachium. od 1968 do 1979 pracował w Radiu Wolna Europa, gdzie pełnił funkcję kierownika Działu Produkcji w sekcji polskiej. Dziś wiadomo że por Ludwik Łubieński był również agentem brytyjskich służb specjalnych a później CIA.
Udekorowany :
- Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski (1989)
- Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (3 maja 1984
A gen Władysław Anders był śmiertelnym wrogiem gen Władysława Sikorskiego….Mamy szyderczy śmiech historii po latach.
Przypomnijmy jeden z artykułów śp Dariusza Baliszewskiego
- Autor:Dariusz Baliszewski
Zbrodnia na Gibraltarze
6 lipca 2008.
4 lipca 1943 roku w pałacu gubernatora Gibraltaru zostali zamordowani gen. Sikorski, gen. Klimecki, płk Marecki i por. Ponikiewski.
Co takiego wydarzyło się przed laty na Gibraltarze, że po 65 latach nadal nie wolno zajrzeć do tej polskiej tragicznej trumny? Żeby choć ustalić, kto tak naprawdę w niej spoczywa. Jakaż to straszna prawda nie może po tylu latach ujrzeć światła dziennego? W 65. rocznicę katastrofy gibraltarskiej nie uda się jednoznacznie wyjaśnić największej zagadki w naszych dziejach najnowszych.
Nadzieje na to, że przeprowadzone dzisiaj badania sądowo-medyczne szczątków generała Władysława Sikorskiego, o co występowało Towarzystwo Miłośników Historii, pozwoli raz na zawsze ustalić prawdziwą przyczynę śmierci polskiego przywódcy czasów wojny, zostały rozwiane przez niezawisły polski sąd.
Premier w bieliźnie
O tym, że nie było żadnej katastrofy lotniczej i że mamy do czynienia z zamachem – jak to określają odnalezione dokumenty, z „puczem na Gibraltarze\” – wie dzisiaj pewnie każdy Polak. Wie to po wieloletnim śledztwie prowadzonym przez telewizyjną „Rewizję nadzwyczajną\” i po symulacji komputerowej lotu samolotu Sikorskiego, przeprowadzonej w 1993 r. przez naukowców z Politechniki Warszawskiej na zamówienie tego programu. O co więc chodzi i co powoduje, że najważniejsze dokumenty tej tajemniczej sprawy, nie tylko zresztą brytyjskie, ale także niemieckie, francuskie, rosyjskie czy amerykańskie są dzisiaj niedostępne, a mgliste obietnice ich ujawnienia dotyczą roku 2043, czyli setnej rocznicy zdarzenia?
Ukrywa się przede wszystkim dokumenty sądowo-medyczne, wyniki obdukcji lekarskiej ciała generała Sikorskiego i pozostałych ofiar. Już bowiem to, co ujawniono, czyli angielskie oświadczenia lekarskie, iż wszystkie ofiary „katastrofy\” zmarły nie na skutek utopienia, lecz „śmiertelnych urazów głowy\”, w świetle polskich ustaleń naukowych jednoznacznie wskazujących na fakt, że „samolot miękko wodował na falach morza\”, wydaje się dziwne i mało prawdopodobne. Tak jak musi zastanawiać, dlaczego wszystkie polskie ofiary „katastrofy” zostały odnalezione z ranami twarzy uniemożliwiającymi identyfikację. Według por. Ludwika Łubieńskiego, polskiego przedstawiciela na Gibraltarze, identyfikacja tych ludzi była możliwa jedynie na podstawie elementów umundurowania.
Podobnie niepojęte wydaje się to, że ciała generała Sikorskiego i pozostałych odnalezionych polskich ofiar „katastrofy\”, jak stwierdza w swym oficjalnym raporcie dla polskich władz por. Ludwik Łubieński, „pozbawione były jakiejkolwiek odzieży na sobie\”. Poproszony o wyjaśnienie tego Łubieński tłumaczył, iż najpewniej w samolocie rozebrali się, szykując się do snu. Wydaje się to tyleż dziwne, co absurdalne, bo podczas lotu temperatura w samolocie spadała do tak niskich wartości, że pasażerowie byli na drogę zaopatrzeni w dodatkowe koce. Trudno więc uwierzyć, że Sikorski, który odbywał swój bodaj siódmy lot, o tym nie wiedział i rozbierał się w samolocie. Zdjęcia jego szczątków spoczywających w wawelskiej trumnie jednoznacznie wskazują na to, że ciało zostało złożone do trumny w bieliźnie.
Trudno zaprzeczyć, że jest to zagadka wręcz nie do wyjaśnienia. Chyba że się przyjmie, iż śmierć nastąpiła nie na pokładzie samolotu, ale po prostu w łóżku podczas snu. Na marginesie, warto też głośno zapytać, kto i dlaczego pochował polskiego premiera i naczelnego wodza w bieliźnie, bez munduru, bez różańca i choćby tradycyjnego splecenia rąk. Jest to pytanie tym bardziej zasadne, że jednocześnie zdecydowano o wystawieniu trumien Sikorskiego i Klimeckiego w gibraltarskiej katedrze katolickiej. Z polską wartą honorową zmieniającą się co dwie godziny przez trzy dni, ściślej – przez 90 godzin, co zanotowali żołnierze pełniący tę wartę. Kto i dlaczego najpierw bez najmniejszego szacunku \”rzucił\” do trumny ciało Sikorskiego, a następnie w upalnym lipcowym gibraltarskim klimacie nakazał na ponad trzy dni wystawienie ciała, którego przecież nie miał kto żegnać, bo Polaków na Gibraltarze było tylu, ilu w oddziale pełniącym wartę.
Zagadek w kwestii stanu odnalezionych ciał i charakteru śmiertelnych obrażeń jest znacznie więcej i trudno się dziwić historykom domagającym się ekshumacji wszystkich ofiar, nie tylko Sikorskiego, ale także gen. Tadeusza Klimeckiego, płk. Andrzeja Mareckiego, por. Józefa Ponikiewskiego czy Jana Gralewskiego.
Aresztowane zdjęcia
Drugą grupą starannie ukrytych dokumentów są materiały fotograficzne i filmowe. Oto, choć trudno w to uwierzyć, natychmiast po „katastrofie gibraltarskiej\” zostały wydane z Londynu rozkazy nakazujące rekwizycję wszystkich zdjęć wykonanych na Gibraltarze podczas pobytu generała Sikorskiego i przesłanie ich do Londynu. Także zdjęć prywatnych. Na mocy tego rozkazu swój aparat fotograficzny utracił jeden z marynarzy „Ślązaka\”, który przebywał w szpitalu i nie wyszedł ze swym okrętem w morze. A słysząc o obecności Sikorskiego na Gibraltarze, przyszedł, by zrobić kilka zdjęć. Należy przypuszczać, że zdjęć wykonano wiele, a nawet bardzo wiele. Jednym z punktów programu Sikorskiego na Gibraltarze była dekoracja gubernatora Noela Masona-MacFarlane’a i kilku brytyjskich oficerów najwyższymi polskimi odznaczeniami. Wydarzeniu temu towarzyszyła, co oczywiste, zarówno brytyjska, jak i polska obsługa prasowa. Nie ma jednak choćby jednego zdjęcia z tej uroczystości. Dlaczego? Czyją obecność na Gibraltarze chcieli ukryć Brytyjczycy, rekwirując i ukrywając do dzisiaj zdjęcia z ostatnich dwóch dni życia Sikorskiego? Czy jakichś Anglików, jakichś Polaków czy może Rosjan z ambasadorem Majskim? Jest to pytanie tym istotniejsze, że, jak się okazuje, z wszystkich tych wydarzeń na Gibraltarze kręcono film. Do jego tzw. ścinków dotarła niedawno ekipa TVN realizująca swój wielki serial dokumentalny o katastrofie.
Nieznani operatorzy angielscy, a może także polscy, zarejestrowali i dekorację gubernatora MacFarlane’a, i spotkanie Sikorskiego z grupą tzw. mirandczyków – 95 Polaków, którzy przez Hiszpanię, Portugalię i Gibraltar udawali się do Anglii do polskich oddziałów. Zarejestrowano także fragmenty akcji ratunkowej, wrak liberatora w morzu, nieznane, ukryte obrazy tej tajemniczej historii. Są to jedynie fragmenty, ścinki, świadczące o tym, że tragedia gibraltarska ma swoją dokumentację, pełniejszą, niż nam się dotychczas wydawało. Czy na pełną projekcję tego filmu świat będzie musiał poczekać jeszcze 35 lat? Najpewniej tak. Przy okazji być może Anglicy ujawnią inne dokumenty podróży bliskowschodniej Sikorskiego, na przykład dokumenty tzw. międzylądowań. Jak wiadomo, wszystkie samoloty odbywające rejs między Kairem a Gibraltarem musiały lądować na Malcie bądź na lotniskach polowych niedawno wyzwolonej Afryki Północnej. Fakt owego międzylądowania jest potwierdzany w dziesiątkach rejsów. I tylko w sprawie rejsu liberatora AL-523 z Sikorskim na pokładzie dokumenty uparcie milczą. Dlaczego? Dlaczego zostało to ukryte?
Dwie zbrodnie gibraltarskie
Najpewniej prawda zostanie ujawniona w 2043 r. Jaka prawda? Można się tylko domyślać. Czy prawda o tym, jak Anglicy uratowali 4 lipca 1943 r. świat? Uratowali przed nieuchronnym zerwaniem sojuszu sprzymierzonych, przed separatystycznym pokojem Stalina z Hitlerem, przed kompromitacją ich polskiego sojusznika. Nie ulega wątpliwości, że oskarżonymi o śmierć Sikorskiego w świetle ukrytych przed historią dokumentów będą Polacy. To oni dokonali „puczu na Gibraltarze\” i zabili swego naczelnego wodza. Anglicy – i to cała ich wina – fakt ten ukryli i, mistyfikując wypadek lotniczy, ocalili jedność sprzymierzonych. I po części będzie to prawda. W świetle zgromadzonych dokumentów i świadectw bardzo dużo wskazuje bowiem na polskie wykonawstwo zamachu w pałacu gubernatora. Będzie to jednak tylko część prawdy, bo za ową polską grupą likwidacyjną stali Anglicy, którzy ułatwili im całą logistykę – dowieźli Polaków na Gibraltar, aby następnie po wykonaniu zadania ukryć ich w swoich szeregach.
Będzie to tylko po części prawda, bowiem, o czym wreszcie trzeba powiedzieć, są dwie zbrodnie gibraltarskie. Pierwsza, w której po południu 4 lipca 1943 r. w pałacu gubernatora zostali zamordowani gen. Sikorski, gen. Klimecki i płk. Marecki, a także adiutant por. Józef Ponikiewski, i zbrodnia druga, późnym wieczorem, ok. 22.00, kiedy w samolocie, by uprawdopodobnić wypadek lotniczy, Anglicy zabiją swego płk. Cazaleta, brygadiera Whitleya i nieszczęsnego polskiego kuriera z Warszawy Jana Gralewskiego. Zabiją też dwóch członków załogi Liberatora, a ściślej złożą ich, jak pozostałych, na ołtarzu wspólnej alianckiej sprawy. Każdemu, komu dzisiaj wyda się to nieludzkie, okrutne czy nieprawdopodobne, warto przypomnieć, że wówczas toczyła się okrutna wojna, w której życie kilku ludzi nie miało żadnego znaczenia wobec perspektywy niemieckiego zwycięstwa, czy, co straszniejsze, perspektywy powtórnego sojuszu niemiecko-sowieckiego w 1943 roku.
Fakt przeprowadzenia zamachu na Sikorskiego na Gibraltarze podczas rozmów ze specjalnie tu ściągniętym sowieckim ambasadorem Iwanem Majskim i próba uwikłania Rosjan w jego śmierć / nie wiadomo jakie były motywy wizyty Majskiego na Gibraltarze -to opinia dziennikarza / w tym momencie wojny wyznaczały ramy niesłychanie groźnej prowokacji politycznej, której skutki mogłyby się z brytyjskiej perspektywy okazać nieobliczalne. I choć Polakowi szalenie trudno będzie przyjąć tę prawdę, tak jak zresztą niełatwo ją odkrywać i ujawniać, to jednak trudno nie zrozumieć brytyjskiego punktu widzenia i trudno owej mistyfikacji katastrofy lotniczej nie uznać za majstersztyk w rozumieniu operacji specjalnych. Jednocześnie, jakkolwiek to by zabrzmiało, trudno nie dostrzec w tej historii najgłębszego dna polskiego dramatu. Z jednej strony tych, którzy dopuścili się zbrodni zamachu, z wiarą, że to jedyna droga, by ocalić już sprzedaną przez Anglików i Amerykanów Polskę przed sowiecką niewolą. Z drugiej strony tych, którzy w najlepszej wierze wykonywali wszystkie brytyjskie rozkazy i polecenia, jak się okazało, prowadzące przez Teheran do Jałty i Poczdamu i którzy za swą polityczną naiwność i dobroduszność w Gibraltarze płacili cenę życia.
Kolejne pytanie brzmi: kiedy i w jaki sposób samolot mógł się w 16 sekund odwrócić do góry podwoziem?
Jeżeli stało się to w chwili tonięcia to sprawa wydaje się dziwna z powodu tego, iż w tym miejscu jest bardzo płytko a ponieważ samolot utrzymywał się około 6 minut na wodzie więc raczej nie mógł być bardzo rozbity ponieważ gdyby był woda wdarłaby się do środka i zatonął by znacznie szybciej. Teoria wodowania samolotu w tym momencie raczej się nie sprawdza. Więc może samolot jednak uderzył dziobem w wodę po czym pod wpływem siły oporu wody przekoziołkował przez dziób i uderzając w wodę stracił ogon. Ale czy wtedy pilot Prchal który był pierwszym pilotem w 16 sekund zdążyłby ubrać kamizelkę ratunkową i wyszedł by z wypadku z zadrapaniami i zwichniętą kostką?
Chyba raczej nie bo w chwili uderzenia w wodę kabina pilotów zostałaby zmasakrowana tak samo jak i oni sami. Gdzie znajdują się zdjęcia wykonane w trakcie badania części wraku i w czasie akcji ratunkowej?
Przecież w tym wypadku życie stracił Premier Rzeczypospolitej Polskiej i najważniejsi ludzie sprzymierzonego państwa, więc nie ma możliwości aby czy Premier Winston Churchill czy ludzie z jego otoczenia nie byli zainteresowani zobaczeniem na własne oczy co się właściwie stało. To dziwne, że żadne zdjęcia nie znalazły się w dokumentacji komisji badającej przyczyny wypadku na Gibraltarze. Tym bardziej, że wiele osób było niezadowolonych z prac tej komisji i chyba właściwe byłoby, aby takowe znalazły się w raportach komisji.
Kolejny ciekawy artykuł w tej sprawie.
Tajemnice tragedii w Gibraltarze (kurkiewicz-family.com)
Tajemnice tragedii w Gibraltarze…
Tajemnice tragedii w Gibraltarze.
TADEUSZ A. KISIELEWSKI
Okoliczności śmierci gen. Władysława Sikorskiego w Gibraltarze 4 lipca 1943 roku pozostają jedną z najważniejszych zagadek najnowszej historii Polski. Chociaż dzisiaj jesteśmy już pewni, że był to zamach, nadal nie znamy odpowiedzi na pytania: dlaczego zabito Sikorskiego, kto wydał rozkaz dokonania zamachu, kto uczestniczył w akcji i jaki był jej przebieg?
Mimo że władze brytyjskie wciąż nie ujawniły wszystkich dokumentów związanych ze śmiercią Sikorskiego, na podstawie innych relacji możemy spróbować zrekonstruować przygotowania do startu, lot i jego tragiczne zakończenie.
O godz. 22.30 (a według innych źródeł nawet nieco wcześniej) polski premier ze swą świtą i odprowadzającymi osobami odjechał na gibraltarskie lotnisko. Najdalej kwadrans później do samolotu wsiadło 17 osób, wśród nich 6 członków załogi, w tym pierwszy pilot, Czech, kpt. Eduard Prhal i drugi pilot mjr W.S. Herring (tej roli podjął się niejako przy okazji, ponieważ akurat wracał do Londynu). Po wejściu pasażerów do samolotu i załadowaniu bagaży pilot zgłosił wieży kontroli lotów gotowość do lotu. Przez kwadrans oczekiwano na zgodę na start. Punktualnie o 23.00 Prhal przeprowadził próbę silników, a o 23.07 rozpoczął się start.
Od chwili zamknięcia luku pasażerskiego do momentu rozpoczęcia startu upłynęło od 22 do 37 minut. Samolot nie stał przez ten czas nieruchomo, gdyż musiał odkołować na początek pasa startowego. Już po wejściu pasażerów i wniesieniu bagaży załadowano worek (worki?) z pocztą, o czym załoga maszyny i jej rzekoma ochrona nie wiedziały. Jeden z takich worków wypadł później z samolotu i został znaleziony na wschodnim skraju lotniska.
Od chwili oderwania się od pasa startowego do momentu zderzenia z wodą samolot przebywał w powietrzu 16 sekund. Według relacji kpt. Prhala z 1953 roku maszyna wzbiła się na wysokość 300 stóp i wtedy mechanik zameldował, że podwozie zostało wciągnięte, a Prhal, zgodnie z instrukcją, przymknął gaz i wyrównał samolot. Chwilę potem, w momencie ustawiania steru wysokości w pozycji do lotu poziomego, poczuł wstrząs i stwierdził, że ster jest zablokowany. W tym samym momencie mechanik zameldował, że blokada steru jest otwarta, nie ona zatem była przyczyną awarii. Piloci bezskutecznie usiłowali odblokować ster. Prhal zawołał do pasażerów: \\\”Uwaga, kraksa!\\\” (okrzyk usłyszano na wieży kontroli lotów), zamknął przepustnice paliwa i rozkazał Herringowi wyłączyć iskrowniki silników. Samolot pikował do morza z szybkością 150 mil na godzinę. Według niektórych źródeł maszyna skapotowała. Zatonęła po upływie 6 do 8 minut i opadła na dno na głębokość 30 stóp, rozpadając się na trzy luźno złączone części.
Zeznania kpt. Prchala
Paradoksalnie, przytoczona tu relacja Prhala wyklucza wybuch bomby podczas lotu (chociaż właśnie to starał się zasugerować), a do tego niemal w całości wydaje się niewiarygodna. Przemawia za tym analiza faktów:
Po pierwsze, Prhal podał, że samolot osiągnął pułap 300 stóp (wysokość tę podaje też we wspomnieniach kpt. R.B. Capes, oficer kontroli lotów, lecz zważywszy, że katastrofa wydarzyła się w nocy i w dużej odległości od wieży, jego obserwacja wydaje się mało miarodajna), podczas gdy bezpośrednio po katastrofie zeznał, że było to 150 stóp. Tymczasem mjr inż. Llewellyn, brytyjski ekspert od budowy liberatorów (właśnie taką maszyną leciał Sikorski), utrzymywał, że w ciągu 16 sekund samolot tego typu nie mógł wznieść się wyżej niż na 100 stóp.
Po drugie, mało prawdopodobne wydaje się, aby tak szybko zdążono wciągnąć podwozie, choć szczegół ten nie ma prawdopodobnie nic wspólnego z przebiegiem tragedii. W każdym razie na opublikowanych zdjęciach wraku samolotu widać wyraźnie, że nie zostało ono wciągnięte.
Kolejne wątpliwości zdają się obalać wersję kpt. Prchala w całości. Oświadczył on bowiem, że zamknął przepustnice, tymczasem ppłk Arthur M. Stevens, dokonujący urzędowej ekspertyzy wraku, stwierdził, iż były otwarte. Wbrew swoim zeznaniom Prhal aż do chwili wodowania kontrolował więc maszynę – nie spadała ona bezwładnie. Pilot utrzymywał ponadto, że samolot pikował z szybkością 150 mil na godzinę. Nawet dla laika oczywisty musi być fakt, że gdyby tak istotnie było, roztrzaskałby się on o powierzchnię morza i w żadnym wypadku nie mógłby utrzymywać się na wodzie przez 6 czy 8 minut. Taki przebieg katastrofy wyklucza też jednoznacznie symulacja komputerowa, przeprowadzona w 1992 roku przez prof. Jerzego Maryniaka z Politechniki Warszawskiej, specjalistę w zakresie wypadków lotniczych, wedle którego samolot łagodnie wodował. Poza wszystkim innym, jak twierdziło wielu doświadczonych pilotów, nawet gdyby ster wysokości był rzeczywiście uszkodzony, wykorzystując sprawne silniki, fletnery (niezależne elementy steru wysokości, odchylające się w przeciwnym doń kierunku) i ster kierunkowy, z pułapu 300 stóp Prhal mógł bez większego problemu posadzić maszynę łagodnie na wodzie, a nawet próbować zawrócić na lotnisko (nienaruszony stan fletnerów i steru kierunkowego dokumentują zaś ustalenia ppłk. Stevensa). Pierwsza z tych możliwości została zatem niewątpliwie wykorzystana przez czeskiego pilota, wbrew temu, co zeznał później.
Dlaczego więc Prchal kłamał? Na początku lat dziewięćdziesiątych redakcja programu telewizyjnego \\\”Rewizja nadzwyczajna\\\” otrzymała list, którego autor, podpisujący się jako \\\”Człowiek stamtąd\\\”, twierdził: Czeski pilot był informowany o możliwości awarii samolotu i równocześnie został zapewniony, że z wypadku wyjdzie cało. Udziału w locie nie mógł odmówić – grożono ujawnieniem szczegółów z jego prywatnego życia. Gen. Sikorski poniósł śmierć w chwili, gdy samolot rozpoczynał rozbieg na pasie startowym. Kres życiu generała położyły dwie kule rewolwerowe. Losy pasażerów Liberatora dopełniły się ostatecznie podczas detonacji.
Pewną rękojmię osobistej wiarygodności anonimowego autora listu może stanowić fakt, iż wiedział on, że rezydentem Abwehry w Gibraltarze była wówczas kobieta, co oznacza, że miał dostęp do informacji o najwyższym stopniu tajności. W świetle budzącej wątpliwości relacji kpt. Prhala twierdzenia \\\”Człowieka stamtąd\\\” (o ile są prawdziwe) nie zaskakują. Wskazywałyby, że Prhal miał świadomość, że samolot zakończy swój lot tuż po starcie. Dla doświadczonego lotnika, a takim był Prhal, manewr wodowania, zwłaszcza przy spokojnym morzu, nie przedstawiał wielkich trudności i nie zagrażał jego życiu. Czeski pilot niewątpliwie celowo tak opisywał okoliczności katastrofy (dramatyzując charakter upadku samolotu), by wynikało z nich, że sam przeżył wodowanie cudem, a zatem nie przyczynił się do śmierci pasażerów.
Co się wydarzyło na płycie lotniska?
Dwie polskie komisje pod kierownictwem płk. pil. Piotra Dudzińskiego, które w czasie wojny badały okoliczności katastrofy, stwierdziły, że porządek na lotnisku w Gibraltarze i dozór nad samolotem pozostawiały wiele do życzenia. Brytyjskie dochodzenie wykazało m.in., że wbrew przepisom dotyczącym ochrony samolotów VIP-ów wpuszczono na pokład liberatora wartownika, choć samolot powinien być opieczętowany natychmiast po wylądowaniu i chroniony wyłącznie przez posterunki zewnętrzne. Ewentualni zamachowcy (lub zamachowiec) mogli więc dostać się do maszyny, udając wartowników, mechaników, obsługę lotniska albo osoby upoważnione do ich kontroli.
Nie wiemy nawet, ile osób naprawdę wsiadło do samolotu, którym leciał gen. Sikorski. Podawana w wielu opracowaniach liczba 11 pasażerów i 6 członków załogi wykluczałaby obecność zamachowca na pokładzie. Jednocześnie wiemy, że Sikorski zaprosił na pokład kuriera z Warszawy Jana Gralewskiego, którego zwłoki z przestrzeloną głową znaleziono wkrótce po odlocie samolotu na pasie startowym, oraz tajemniczego polskiego oficera (ich rolę w wydarzeniach na Gibraltarze omówię szczegółowo w drugiej części artykułu, która ukaże się w styczniowym numerze \\\”Mówią wieki\\\”). Jeżeli obydwaj znaleźli się na pokładzie, to pasażerów było dwunastu. Natomiast szef polskiej misji wojskowej w Gibraltarze ppor. Ludwik Łubieński nie wspominał, aby przy ceremonii pożegnania zauważył dwunastego pasażera.
Jeżeli zamachowiec wszedł do samolotu, mógł to uczynić przed innymi i spokojnie czekać na ich przybycie (mógł być przecież jedną z dwóch osób zaproszonych przez Sikorskiego). Mógł też dostać się na pokład w ogólnym zamieszaniu wraz z pozostałymi osobami albo później, kiedy do samolotu wrzucano worek (worki?) z pocztą. Czy zamachowiec działał samotnie? Teoretycznie było to możliwe przy założeniu, że jego zadanie polegało na zainstalowaniu w samolocie ładunku wybuchowego. Przyjmijmy, że w trakcie kołowania usiłował niepostrzeżenie opuścić samolot, co zauważył Gralewski. Zeskoczywszy na pas startowy, zamachowiec strzelił do Gralewskiego, którego ciało wypadło na zewnątrz samolotu.
Jednak taka wersja wydarzeń wydaje się mało prawdopodobna, ponieważ zamachowiec nie miałby pewności, że Sikorski zginie. Ponadto załoga i pasażerowie samolotu zapewne zauważyliby śmierć Gralewskiego, co mogłoby spowodować wstrzymanie odlotu. Należy więc zakładać, że ładunek wybuchowy miał jedynie dobić pozostałych przy życiu pasażerów, zatrzeć ślady zbrodni, a przede wszystkim upozorować wypadek. Gwarancję skuteczności dawała natomiast celna kula, żeby zaś w ten sposób uśmiercić generała i jego świtę, potrzebnych było raczej kilka osób. Do samolotu mógł je wpuścić ów znany Sikorskiemu i zaproszony przezeń na pokład tajemniczy oficer lub występujący jako sobowtór Gralewskiego (na jego obecność wskazują niektóre źródła, o czym więcej w kolejnej części artykułu).
Przy założeniu takiego przebiegu wydarzeń kulminacyjny moment zamachu nastąpiłby już na początku pasa startowego. Mogło to wyglądać następująco (w grę wchodzą wyłącznie spekulacje, nie dysponujemy bowiem żadnymi dowodami): Gdy maszyna zatrzymała się, kończąc kołowanie, zbliżyli się do niej jacyś ludzie, dając niezrozumiałe znaki. Obecny na pokładzie zamachowiec zwrócił na nich uwagę pasażerów i zaproponował, by dowiedzieć się, czego chcą nieznajomi. Być może poprosił o otwarcie luku Gralewskiego, a sam zajął pozycję umożliwiającą szachowanie pasażerów bronią. Być może jednak zamierzał osobiście wpuścić nieznajomych, lecz został uprzedzony przez Gralewskiego, którego zastrzelił, gdyż groziło to pokrzyżowaniem planu.
Gdy Gralewski zginął, pozostali zamachowcy wskoczyli do samolotu i wraz z oczekującym ich oficerem otworzyli ogień do pasażerów oraz – być może – niektórych członków załogi. Wykonawszy pierwszą część zadania, podłożyli w luku bagażowym ładunek wybuchowy, a następnie opuścili pokład liberatora, pozostawiając otwarty luk bagażowy albo niedbale go zamykając. Kiedy samolot po przebyciu całego pasa startowego zadarł dziób, wzbijając się w powietrze nad wschodnim krańcem lotniska, jeden z worków z pocztą, leżący widocznie w pobliżu luku, wypadł na zewnątrz.
Podłożona bomba wybuchła natomiast już po wodowaniu samolotu, gdyż spowodowane przez nią zniszczenia były tak wielkie (dokumentuje to brytyjski raport), że gdyby wybuch nastąpił w powietrzu, maszyna runęłaby w dół jak kamień, roztrzaskując się na kawałki porozrzucane na wielkim obszarze dna.
Drugi pilot – zamachowiec czy ofiara
Wreszcie ostatnia kwestia: kto oprócz martwych (rannych?) pasażerów i członków załogi pozostał w startującym samolocie? Prawie na pewno nie było tam zamachowców, bo w przeciwnym razie ich zadanie miałoby z założenia charakter samobójczy. W czasie wodowania jedynym bezpiecznym miejscem w Liberatorze była kabina pilotów, i to dopiero po zapięciu pasów, wątpliwe zaś, czy wystarczyłoby tam miejsca dla dodatkowych osób. Czy zatem jako jedyny pozostał przy życiu pilot kpt. Prhal? Z punktu widzenia organizatorów zamachu byłby to poważny błąd. Czeski lotnik mógłby bowiem próbować przerwać start, albo zawrócić maszynę, nawet mimo szantażu (o ile taki wobec niego zastosowano) i czekającego go oskarżenia o współudział w zamachu. Rzetelne wypełnienie przez niego zadania musiała więc nadzorować jeszcze jedna osoba, i to taka, która w razie potrzeby mogłaby przejąć kontrolę nad samolotem i doprowadzić misję do końca, a zarazem bezpieczna w czasie wodowania. Jedyną taką osobą na pokładzie Liberatora był drugi pilot.
Istnieją trzy nie zweryfikowane informacje, czy też raczej pogłoski, które zdają się przemawiać na rzecz powyższej tezy. Po pierwsze, sierżant na wieży kontroli lotów widział podobno przez lornetkę jakąś postać idącą po skrzydle unoszącego się jeszcze na wodzie samolotu. Po drugie, ciała drugiego pilota mjr. Herringa nigdy nie odnaleziono, lecz ponoć ktoś widział go w gibraltarskim szpitalu, skąd następnie pospiesznie go ewakuowano. Po trzecie, jeden z oficerów RAF miał się zwierzyć mieszkającemu w Paryżu Polakowi, że w 1943 roku zaproponowano mu udział w zamachu na gen. Sikorskiego. Oficer odrzucił ową ofertę, lecz przyjął ją niejaki por. Johnson, którego dwa tygodnie później (przed zamachem?) awansowano aż do stopnia pułkownika.
Czy obecność mjr. Herringa jako drugiego pilota na pokładzie samolotu była rzeczywiście przypadkowa, czy też należał on do spisku? Czy mjr Herring i por. Johnson to jedna i ta sama osoba? Zbyt wiele tu niewiadomych, aby dysponując dzisiejszą wiedzą, rozstrzygnąć tę zagadkę.
Informacja \\\”Człowieka stamtąd\\\” o szantażowaniu Prhala i pogłoska o por. Johnsonie sprawiają wrażenie, że w 1943 roku prowadzono wśród lotników brytyjskich i państw sprzymierzonych werbunek pilotów-zamachowców. Czy werbownik nie obawiał się, że zostanie zadenuncjowany kontrwywiadowi MI-5? Jeżeli nie, to albo świadomie wybierał kandydatów podatnych na szantaż, a w takim razie miał dostęp do ich tajnych teczek personalnych, co świadczyłoby, że sam pracował w kontrwywiadzie, albo zobowiązywał ich pod przysięgą do zachowania tajemnicy, powołując się na rzekomy rozkaz (rządu brytyjskiego?). Trudniej zrozumieć, dlaczego nie obawiał się zeznań obydwu pilotów, które musieli złożyć przed komisją śledczą po udanym zamachu. Być może werbunku dokonano w taki sposób, że wykluczało to identyfikację werbownika, a być może piloci zostali zapewnieni, że komisja nie będzie podważała ich wersji katastrofy. Wiadomo, że brytyjskie tajne służby unikają stawiania oskarżeń, gdy nie mają niezbitych dowodów winy. Istnieje wreszcie trzecia możliwość, że Prhal i Herring również mieli zostać zlikwidowani. Przeznaczeniem ładunku wybuchowego byłoby więc nie tylko zmasakrowanie ciał pasażerów i zatarcie śladów dokonanego na lotnisku morderstwa, lecz także usunięcie niewygodnych świadków, jakimi byli obydwaj piloci. Ładunek, o którego potężnej sile nie zostali uprzedzeni, być może zabił Herringa, a u Prhala spowodował szok, przejawiający się chwilową utratą mowy bezpośrednio po uratowaniu.
***
Zrekonstruowany powyżej przebieg katastrofy w Gibraltarze 4 lipca 1943 roku to oczywiście tylko hipoteza. Wiąże ona w sposób możliwie spójny wszystkie znane fakty, nie rozwiązuje jednak wielu zagadek. Może też zawierać – i zapewne zawiera – elementy niezgodne z autentycznym przebiegiem wydarzeń. Śledztwo w sprawie śmierci gen. Sikorskiego, prowadzone najpierw przez polskie władze emigracyjne, później zaś przez historyków, od początku miało charakter poszlakowy i jak dotychczas jedynym pewnym ustaleniem jest to, że katastrofę spowodował zamach.
Tajemnice brytyjskich archiwów
Polski historyk Jacek Tybinka podaje natomiast, powołując się na własną kwerendę w PRO, że wciąż są niedostępne dwie inne teczki dotyczące śmierci Sikorskiego. Pierwszą, o sygnaturze AIR 2/15113, zatrzymano w Ministerstwie Lotnictwa, choć z jej oznaczenia (\\\”+25\\\”) wynikałoby, że powinna zostać przekazana do archiwum w 1994 roku. Druga teczka (sygn. AIR 2/18812) zgodnie ze swym oznaczeniem zostanie odtajniona 1 stycznia 2002 roku, jeśli oczywiście wcześniej nie podzieli losu poprzedniej. Wydarzeń w Gibraltarze prawdopodobnie dotyczy także wciąż niedostępna teczka brytyjskiego Ministerstwa Obrony (sygn. DEFE 24/71).
Mimo wielokrotnych apeli strony polskiej władze brytyjskie odmawiają ujawnienia wszystkich materiałów związanych z tragedią w Gibraltarze. Co więcej, rząd JKM odmawia zwrotu stronie polskiej większości dokumentów państwowych odnalezionych przy gen. Sikorskim, nie tłumacząc nawet, dlaczego przywłaszczył sobie i przetrzymał przez ponad pół wieku cudzą własność.
***
Tajemnice tragedii w Gibraltarze.
TADEUSZ A. KISIELEWSKI
Mówią Wieki, Nr 1 /2002
W poprzedniej części artykułu zrekonstruowałem prawdopodobny przebieg tragedii w Gibraltarze. Choć niemal pewne wydaje się dziś, że generał Sikorski poniósł śmierć w zamachu, nadal nie znamy wielu istotnych faktów i jesteśmy skazani jesteśmy na przypuszczenia. Jeszcze bardziej tajemnicza pozostaje kwestia tego, kto mógł być wykonawcą zamachu.
Gen. Sikorski zginął, ponieważ był przeszkodą w realizacji czyichś planów. W myśl zasady, że winnych zbrodni należy szukać wśród tych, którzy odnieśli z niej korzyść, mogli to być Niemcy, Brytyjczycy, Rosjanie oraz opozycyjnie nastawieni do Naczelnego Wodza Polacy. Ustalenie, komu z nich najbardziej zawadzał, nie będzie oczywiście równoznaczne z wykryciem faktycznych mocodawców zamachu w Gibraltarze, lecz w sytuacji, gdy wciąż nie można liczyć na odtajnienie kluczowych dokumentów archiwalnych, być może pozwoli postawić prawdopodobną hipotezę.
Paradoksalnie, najtrudniej doszukać się doniosłego motywu, którym mieliby kierować się Niemcy. Śmierć generała była im rzecz jasna na rękę, choćby dlatego, że mogła zachwiać morale polskiego społeczeństwa i zasiać w nim zwątpienie w sens dalszej walki. Jednak brak jakichkolwiek śladów, które wskazywałyby na udział Niemców w zamachu, a takie wyszłyby niewątpliwie na jaw po wojnie, po spenetrowaniu przez aliantów niemieckich archiwów i przesłuchaniu licznych świadków. Co więcej, latem 1943 roku, po skierowaniu przez stronę polską prośby do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o zbadanie sprawy Katynia (co spowodowało zerwanie przez ZSRR stosunków z polskim rządem w Londynie), Niemcy nie mieli żadnego interesu, aby zabijać Sikorskiego.
Sikorski był jedyną, oprócz gen. Kazimierza Sosnkowskiego, znaczącą postacią polskiej emigracji. Był też skłonny zawrzeć ugodę ze Stalinem, a dobre stosunki z ZSRR były wówczas dla Wielkiej Brytanii priorytetem. Czy Churchillowi mogło więc zależeć na usunięciu generała? Wbrew potocznej opinii, trudno doszukać się takich motywów. Przeciwnie, wiadomo, że w 1943 roku Churchill był bardzo zaniepokojony możliwością odsunięcia Sikorskiego od władzy przez opozycję.
Mało prawdopodobny wydaje się też polski wariant zamachu. Liczne relacje wskazywały wprawdzie na ambicje gen. Władysława Andersa jako motyw takiego kroku, jednak szczątkowy materiał źródłowy nie pozwala na wyciągnięcie żadnych konkretnych wniosków. Sformułowanie żony generała Heleny Sikorskiej, że gen. Anders był główną przyczyną śmierci jej męża, trudno interpretować jako zarzut wydania rozkazu zabójstwa, bowiem nie potwierdzają tego żadne dowody.
Wreszcie wariant radziecki: Niezręczne rozegranie sprawy Katynia przez stronę polską Stalin przyjął jak wybawienie. Otrzymał silny argument propagandowy, dzięki czemu mógł wreszcie 25 kwietnia 1943 roku zerwać stosunki dyplomatyczne z Polską bez ściągania na siebie potępienia Zachodu. Nie był to jednak koniec jego kłopotów, bowiem ze strony polskiej zaczęły mnożyć się pojednawcze wypowiedzi, by załagodzić konflikt. Jak się przypuszcza, rozpoczęta 25 maja 1943 roku podróż Sikorskiego na Bliski Wschód miała na celu nie tylko dokonanie inspekcji 2. Korpusu i spacyfikowanie \\\”buntu\\\” Andersa, ale też nawiązanie poufnych kontaktów z Kremlem. Po dwóch latach zmagań z rządem polskim Stalin nie zamierzał jednak dopuścić, aby \\\”sprzymierzeniec jego sprzymierzeńców\\\” utrudnił mu przygotowywaną rozgrywkę. Sikorski cieszył się na tyle dużym autorytetem w obozie alianckim, że odrzucenie składanych przez niego ofert poprawy wzajemnych stosunków byłoby dla ZSRR niewygodne. Usunięcie generała pozbawiało natomiast stronę polską jedynego męża stanu, z którego zdaniem – przynajmniej w pewnym stopniu – liczyły się mocarstwa zachodnie.
Tajemniczy kurier z Warszawy
Wszelkie hipotezy dotyczące tragedii w Gibraltarze, obok spekulacji na temat mocodawców zamachu, muszą uwzględniać także pytanie, kim byli jego bezpośredni wykonawcy. Śledztwo prowadzone dotychczas przez historyków koncentruje się wokół postaci Jana Gralewskiego, posługującego się w Polsce pseudonimem Paweł Pankowski, a w Hiszpanii – Jerzy vel Paweł Nowakowski, który 8 lutego 1943 roku został wysłany z Warszawy przez polskie Państwo Podziemne celem przetarcia drogi do Hiszpanii. Według notatki odnalezionej w jego dzienniku, przybył do Gibraltaru 22 lub 23 czerwca. Szef tamtejszej Polskiej Misji Morskiej por. Ludwik Łubieński stwierdza natomiast, że w nocy z 3 na 4 lipca przyszedł ten kurier Gralewski, co oznacza, że albo informacja w dzienniku jest fałszywa, albo kurier wcześniej ukrywał się gdzieś w Gibraltarze i dopiero teraz zameldował się u szefa Misji. W każdym razie 4 lipca rano por. Łubieński zaprowadził Gralewskiego do Sikorskiego. Jeśli wodowanie nie było przypadkiem to zabójcą w samolocie osób obecnych w chwili wodowania, mógł być drugi pilot. Jeżeli Gralewskiego znaleziono na pasie startowym z kulą w głowie to można dojść do wniosku że to on pozostawił otwarty luk w momencie opuszczania samolotu. Co mogło go skłonić do opuszczenia samolotu ? Emocje lub to że dostrzegł coś niepokojącego i uciekał… Trudno też sądzić że zamachowcy od początku akcji mogli zostawić drugiego pilota samego i bez kontroli. Można założyć ze jeden z nich wszedł na pokład samolotu najpózniej podczas pożegnania delegacji aby podłożyć 2 ładunki wybuchowe : mniejszy który uniemożliwiłby kierowanie samolotem / relacje niemieckiego radia znajdującego się niedaleko Gibraltaru i relacja Kurnika/ i większy który rozerwałby samolot po zatonięciu. Jednak \”dubler\” Gralewskiego podobnie jak piloci nie był samobójcą. W każdym bądz razie Gralewski był ostatnią osobą która opuściła samolot-wyskoczył na pas startowy i tam zginął lub został trafiony kulą gdy samolot wychylał się z łuku i wypadł martwy na zewnątrz. Samolot musiał być zatankowany minimalną ilością paliwa aby wystarczyła na kilkadziesiąt minut pracy silników. Flary wystrzeliwane przez ratowników nie spowodowały pożaru paliwa na wodzie . Gdyby wszystkie 18 zbiorników były zatankowane na lot do Londynu to 8875 litrów paliwa utworzyłoby wielką palmę a takiej plamy nie było.
Chociaż pierwotnym zadaniem kuriera było wyłącznie \\\”przetrasowanie\\\” szlaku do Hiszpanii, co jednoznacznie określił dowódca AK gen. Stefan Rowecki w swej depeszy do Londynu z 14 czerwca, ten w rozmowie z generałem oświadczył, że posiada ważne dokumenty zaszyfrowane kodem AK. Ponieważ w Gibraltarze nikt nie potrafił ich odszyfrować, Sikorski postanowił przewieźć Gralewskiego do Londynu w miejsce Łubieńskiego. Wyłania się oczywiście pytanie, dlaczego generał postanowił zabrać kuriera z sobą, zamiast po prostu przejąć od niego dokumenty? Być może chciał go np. wykorzystać jako kuriera do kraju, a może chciał usłyszeć od niego relację o sytuacji w Polsce, a w Gibraltarze na taką rozmowę brakowało czasu? Niezależnie od tego, jakimi motywami generał się kierował, inicjatywa mogła wyjść tylko od niego osobiście, a Gralewski nie mógł się wcześniej spodziewać zaproszenia do samolotu. Tym samym mało prawdopodobne wydaje się, aby to on był zamachowcem.
Historyków nie przypadkowo frapuje jednak postać kuriera z Warszawy. Około północy z 4 na 5 lipca, kilkanaście minut po starcie Liberatora AL-534 z polskim premierem i jego świtą na pokładzie, na płycie gibraltarskiego lotniska znaleziono bowiem ciało Gralewskiego z kulą w głowie. Jego rzeczy osobiste, zidentyfikowane później przez żonę, wyłowiono natomiast z wraku samolotu, co oznacza, że był on już na jego pokładzie lub miał się tam wkrótce znaleźć. Na tym nie koniec zagadek. Niezależnie od do dziś nie wyjaśnionych okoliczności śmierci kuriera, związany z nim wątek ma wyraźne drugie dno. 24 czerwca do Gibraltaru przybyła przez Portugalię grupa 95 polskich żołnierzy, internowanych uprzednio w hiszpańskim obozie Miranda de Ebro. Wśród nich znajdował się mężczyzna podający się za Jerzego Nowakowskiego – tak samo, jak przybyły z Polski kurier. Około południa 4 lipca wizytujący uwolnionych żołnierzy Sikorski rozpoznał go, zwracając się do niego słowami: O, dobrze, że jesteś, że cię tu widzę, pojedziesz ze mną, zabiorę cię ze sobą. Jak wspomniałem, aby zwolnić w samolocie miejsce dla Gralewskiego, Sikorski postanowił pozostawić w Gibraltarze ,Łubieńskiego. Tymczasem kilka godzin później zaprosił na pokład znanego sobie \\\”mirandczyka\\\”, nie troszcząc się o to, czy znajdzie się dla niego miejsce. Niekonsekwentne postępowanie Sikorskiego musi budzić nasze zdziwienie. Żadna z relacji nie potwierdza przy tym, aby ktokolwiek ze świty generała rzeczywiście pozostał z tej racji na terenie brytyjskiej enklawy. Nie wiemy też, czy na pokładzie samolotu znaleźli się ostatecznie i Gralewski i podszywający się pod niego \\\”mirandczyk\\\”. Jeżeli tak było, to prawdopodobnie doszło do konfrontacji, której efektem była śmierć prawdziwego kuriera.
Zastanawiającą zbieżność pseudonimów obu mężczyzn, których Sikorski zaprosił do Londynu, jak i niekonsekwentne zachowanie generała, tłumaczy się niekiedy faktem, że \\\”mirandczyk\\\” był sobowtórem przybyłego z Warszawy kuriera, celowo się pod niego podszywającym. Przy takim założeniu, Sikorski widząc go w szeregach uwolnionych z internowania żołnierzy, przypominałby mu jedynie o tym, co postanowił już rano. Mało przekonująca wydaje się natomiast hipoteza postawiona przez autorów programu \\\”Rewizja nadzwyczajna\\\”, że zarówno \\\”mirandczyk\\\”, jak i człowiek, który zjawił się u Łubieńskiego, byli sobowtórami autentycznego Gralewskiego, którego później znaleziono zastrzelonego na płycie lotniska. Zakładając, że na rozkaz generała do liberatora zaproszono dwóch fałszywych kurierów, jak wytłumaczyć w takim wypadku obecność w pobliżu samolotu ciała autentycznego Gralewskiego, który do nikogo się wcześniej nie zgłaszał i nikt go nie zapraszał na pokład maszyny? Zważmy też, że podstawienie przez zamachowców aż dwóch ludzi podszywających się pod kuriera z Warszawy, zwłaszcza jego sobowtórów, ogromnie zwiększałoby ryzyko dekonspiracji. Dlatego bezpieczniej będzie przyjąć, że Gralewski miał co najwyżej jednego sobowtóra, natomiast to on sam zameldował się w nocy z 3 na 4 lipca u por. Łubieńskiego. Co robił między tą datą, a odnotowanym przez siebie przybyciem do Gibraltaru – niestety nie wiemy. Zastanawia jednak, że w dzienniku Gralewski dał dyspozycję, gdzie ma zostać pochowany po śmierci, być może zdając sobie sprawę, że grozi mu realne niebezpieczeństwo.
Depesza z Lizbony
Kim jednak mógł być sobowtór Gralewskiego i czy był tylko jeden czy też to było jak pisze Tadeusz Kisielewski -całe komando zabójców które wyruszyło z Warszawy ? Depesza ekspozytury polskiego wywiadu w Lizbonie z 25 czerwca 1943 roku informowała centralę w Londynie, że :
\”Gralewski Jan, pseudonim Pankracy (?!) wyjechał 23. Odwołany z puczu na Gibraltar celem ewakuacji do Londynu pod nazwiskiem Nowakowski Jerzy.\”
Tę lakoniczną informację można rozwinąć następująco: Było wówczas tajemnicą poliszynela, że gen. Anders lub jego otoczenie szykowali w Iraku pucz przeciwko Sikorskiemu, do czego jednak ostatecznie nie doszło. Człowiek występujący w depeszy pod nazwiskiem Gralewski, który miał prawdopodobnie odegrać w owym puczu ważną rolę, został odwołany z Bliskiego Wschodu. Polski wywiad, którego oficerowie w większości należeli do wrogich premierowi tzw. kół legionowo-sanacyjnych, być może nie tylko relacjonował tu bieg wydarzeń, lecz sam czynnie brał w nich udział. Gralewski 23 czerwca wyjechał do Gibraltaru, czyli – jak wówczas mówiono – na Gibraltar i stamtąd miał być wkrótce przerzucony do Londynu. Nie chodziło zatem o jakiś \\\”pucz gibraltarski\\\”, gdyż wówczas depesza mówiłaby o odwołaniu z \\\”puczu na Gibraltarze\\\”. Jeżeli to on był owym znanym Sikorskiemu \\\”mirandczykiem\\\”, dołączył do grupy uwolnionych jeńców dopiero w Gibraltarze, bowiem depesza wyraźnie stwierdza, że nie był w Lizbonie.
Czy jednak jest możliwe, aby gen. Sikorski nie wyraził zdumienia, spotykając wśród byłych jeńców z hiszpańskiego obozu oficera, którego niedawno widział na Bliskim Wschodzie? Wydaje się to możliwe wyłącznie pod warunkiem, że ten oficer był używany do różnych tajnych misji i jego obecność w żadnym miejscu i z żadną tożsamością nie powinna była dziwić wtajemniczonych. Skądinąd wiadomo, że wśród 95 \\\”miranczyków\\\” było co najmniej 20 oficerów wywiadu, którzy przybyli z Bliskiego Wschodu lub Algierii. Wskazywałoby to jednoznacznie na powiązania fałszywego Gralewskiego z polskim II Oddziałem. Okazanie przez Sikorskiego zaskoczenia w oczywisty sposób dekonspirowałoby owego oficera – stąd taka, a nie inna, reakcja generała.
Trudniej natomiast wytłumaczyć w wypadku takiej hipotezy, dlaczego Sikorski przeszedł do porządku dziennego nad bliźniaczym podobieństwem kuriera z Warszawy i przybyłego z Bliskiego Wschodu oficera. Być może więc wcale nie byli oni sobowtórami. Gdyby było inaczej, to dlaczego generał nie zastanawiał się, czy dla \\\”mirandczyka\\\” wystarczy miejsca w Liberatorze? Chociaż tych zagadek prawdopodobnie już nigdy nie uda się wyjaśnić, bez wątpienia depesza z 25 czerwca mówi o człowieku podszywającym się pod autentycznego Gralewskiego. Jego istnienie potwierdza jeszcze jedno źródło: spisy osób, które w czasie wojny przeszły przez Gibraltar. W jednym z nich jako pasażer transportu, który pod koniec lipca 1943 roku odpłynął z Gibraltaru do Afryki Północnej, figuruje strzelec piechoty Jerzy Nowakowski, pseudonim Paweł Pankowski. Jak pamiętamy, obydwoma tymi nazwiskami posługiwał się zastrzelony w nocy z 3 na 4 lipca Gralewski. Mężczyzna, który udawał się do Afryki, był więc zatem zapewne konsekwentnie podszywającym się pod niego, nawet po jego śmierci, \\\”mirandczykiem\\\”.
Próby ustalenia autentycznej tożsamości tego człowieka spełzły dotychczas na niczym, ponieważ nie dysponujemy żadnymi wiarygodnymi dokumentami lub świadectwami. Znane są natomiast różne, trudne do zweryfikowania, pogłoski, jak np. zanotowana przez księdza Antoniego Furgała w sierpniu 1943 roku informacja o tajnym rozkazie nakazującym każdemu polskiemu oficerowi zastrzelić niejakiego Wiktora Suchego, oficera Polskich Sił Zbrojnych. Inne plotki mówiły o trzech rzekomych kurierach z okupowanego kraju, którzy pod koniec czerwca dotarli ponoć do Gibraltaru. Mieli to być Stanisław vel Franciszek Izdebski (pseudonim \\\”Pantaleon Drzewicki\\\”), rzekomy emisariusz PPS, który wyruszył z Warszawy 28 marca i pojawił się w Gibraltarze 24 czerwca, Tadeusz Miodoński (pseudonim \\\”Aris\\\”) pochodzący rzekomo z Krakowa oraz Józef Dunin-Borkowski (rzekomo ze Skarżyska-Kamiennej). Wszyscy posługiwali się pseudonimami, ale ich nazwiska również nie były prawdziwe. Nie ma też żadnych poszlak lub przesłanek pozwalających zidentyfikować ich narodowość, która zresztą nie musiała być przecież tożsama z narodowością ich rozkazodawców. Pewne jest tylko to, że takich kurierów nikt z Polski nie wysyłał.
Wciąż tajemnica
A zatem nadal nie jesteśmy w stanie ustalić, kto dokonał zamachu na gen. Sikorskiego i kto wydał jego rozkaz. Teoretycznie w grę wchodzi co najmniej pięć możliwych sytuacji.
Po pierwsze, zamachowcami mogli być Polacy działający na rozkaz polskich wrogów generała. 26 marca, gdy Sikorski dopiero leciał z Gibraltaru do Kairu, wicepremier i minister spraw wewnętrznych Stanisław Mikołajczyk, minister Karol Popiel i wiceminister spraw wojskowych gen. Izydor Modelski odebrali tajemnicze telefony, informujące ich w języku polskim, że samolot Sikorskiego uległ katastrofie, a wszyscy pasażerowie zginęli. Mogła to być jednak równie dobrze akcja dezinformacyjna obcego wywiadu.
Kolejne warianty opierają się na założeniu, że za zamachem stał pośrednio lub bezpośrednio ZSRR jako państwo najbardziej zainteresowane usunięciem polskiego premiera. Radzieckie służby specjalne mogły wykonać zadanie samodzielnie bądź też cudzymi rękami. Bezpośrednimi zamachowcami mogli być np. Polacy świadomi lub nie, że wykonują rozkaz Kremla. W pierwszym wypadku mogliby sądzić, że realizują wolę polskich przeciwników Sikorskiego, w drugim – byliby po prostu agentami, być może nawet rekrutującymi się spośród oficerów Wojska Polskiego. Jeszcze inna ewentualność to Brytyjczycy, którzy także mogli działać nieświadomie, zakładając, że wykonują tajny rozkaz rządu Jego Królewskiej Mości. Ten, kto przekazałby taki rozkaz zamachowcom, musiałby być do tego oczywiście upoważniony z racji swego stanowiska w strukturach brytyjskich tajnych służb. Nie można tego wykluczyć, zważywszy, że ówczesnym szefem Secret Service na obszar Morza Śródziemnego był radziecki agent Kim Philby. Jednak gdyby zamachu rzeczywiście dokonali – wbrew woli swego rządu – Brytyjczycy, należałoby się spodziewać, że w jakiś czas później nastąpiłaby w Secret Service dyskretna czystka. Sprawa byłaby też zapewne znana w kręgach MI-5 oraz MI-6 i najprawdopodobniej jakieś informacje o niej przeciekłyby po tylu latach do licznych dziś publikacji na temat brytyjskiego wywiadu.
Warto zauważyć, że we wszystkich naszkicowanych tu wariantach władze brytyjskie miały istotne motywy, aby za wszelką cenę zatuszować sprawę: czy to z obawy przed własną kompromitacją (odpowiadały za bezpieczeństwo Sikorskiego), czy też chcąc uniknąć zadrażnień z Rosjanami. W każdej z tych ewentualności bezpośrednim uczestnikiem zamachu mógł być mężczyzna podszywający się pod Gralewskiego, a być może będący nawet jego sobowtórem, którego jedna z hipotez identyfikuje z tajemniczym Wiktorem Suchym. Rozszyfrowanie jego tożsamości i roli, jaką odegrał, stanowi najprawdopodobniej klucz do tajemnicy tragedii w Gibraltarze.
Krótka rozmowa z ZYGMUNTEM KĘSZYCKIM, kuzynem kapitana Józefa Ponikiewskiego, adiutanta generała Władysława Sikorskiego
– Jest Pan historykiem, zarazem bliskim krewnym Józefa Ponikiewskiego. Katastrofa, w której zginął, do tej pory rodzi wiele znaków zapytania. Jedna z wersji głosi, że była dziełem spisku polskich wojskowych, politycznych przeciwników generała Sikorskiego. Czy na podstawie znanych Panu faktów jest to teoria prawdopodobna?
– W miarę jak poznawałem fakty, musiałem dokonywać pewnych przewartościowań. Wskazówką dla mnie, gdzie należy szukać przyczyn tragedii, były słowa Edwarda Raczyńskiego który żegnając Naczelnego Wodza, postawił pytanie na pewno nie retoryczne:
\”Czy przypadkiem Opatrzności Boskiej nie pomogła ludzka ręka\”?.
To była dla mnie wskazówka, że przyczyn śmierci należy szukać wśród żyjących jeszcze świadków tych zdarzeń. Porucznik Ludwik Łubieński, który w czasie wojny był odpowiedzialny za przerzut Polaków do Anglii i z którym rozmawiałem dokładnie cztery razy na ten temat, unikał wyraźnej odpowiedzi. W ostatniej rozmowie obiecał mi, że przed śmiercią \”powie co wie\”. Kiedy przyjechałem ponownie do Paryża, już nie żył.
Jest też niezwykle ciekawy wariant sowiecki.
Czy gen. Sikorski był ofiarą Katynia?
4 grudnia 2008 Historia Polski~Polish History
Innego zdania na temat roli Iwana Majskiego w wydarzeniach związanych ze śmiercią gen. Sikorskiego był szef Gestapo Heinrich Müller, zatrudniony w CIA w roku 1948 przez szefa szwajcarskiej sekcji tej organizacji w Bernie . Müller znał Harolda Philby w okresie przed II wojną światową i odnowił tę znajomość w czasie, gdy Philby został wysłany do Waszyngtonu jako brytyjski oficer łącznikowy do współpracy z FBI i CIA . W swoim dzienniku, pod datą 8 stycznia 1950 roku, Heinrich Müller odnotował przebieg rozmowy z Haroldem Philby na temat wydarzeń 4 lipca 1943 roku. Philby był odpowiedzialny za bezpieczeństwo w rejonie Gibraltaru. Jego zdaniem, Stalin chciał, by gen. Sikorskiego zabito . Jako szef sekcji kontrwywiadu na Półwyspie Iberyjskim, Philby był w stanie ustalić datę przybycia gen. Sikorskiego do Gibraltaru w podróży z Bliskiego Wschodu do Londynu. Jak to przedstawił, Sowieci zdecydowali, że ambasador Iwan Majski przyleci do Gibraltaru w czasie, gdy przebywać tam będzie gen. Władysław Sikorski.
Philby był zdania, że gen. Sikorski był niebezpieczny dla Stalina. Powiedział on byłemu szefowi Gestapo, że lista pasażerów w samolocie Majskiego zawierała nazwiska dwóch zawodowych morderców . Według relacji odnotowanej przez Müllera, Brytyjczycy, poza zdradziecką działalnością Philby’ego, nie mieli bezpośredniego związku z zabójstwem gen. Sikorskiego. Według Philby’ego, Churchill był wcześniej uprzedzony o tym, co zgodnie z sowieckim planem mogło się wydarzyć, lecz był zbyt przerażony możliwością poróżnienia ze Stalinem ze względu na sprawę katyńską i nikogo nie ostrzegł o grożącym gen. Sikorskiemu niebezpieczeństwie. Zaistniała więc okazja do wypełnienia się przepowiedni ambasadora Majskiego. W dniu 31 marca 1941 roku, w rozmowie z posłem czechosłowackim w Związku Sowieckim, Zdenkiem Fierlingerem, Majski oświadczył, że „może ręczyć za to, że gen. Sikorski nigdy nie wjedzie do Warszawy” .
Krótko przed katastrofą wydarzyło się coś, o czym wiedzieli nieliczni i czego przez długie lata nie łączono ze śmiercią Sikorskiego. \”16 kwietnia 1943 r. przyleciał w tajemnicy na Półwysep Iberyjski Kim Philby, wykonując misję specjalną z ramienia brytyjskiej służby tajnej\” – ujawnił Anthony Cave Brown w wydanej niedawno książce \”Szpiegowska afera stulecia\”, poświęconej temu najwyżej ulokowanemu sowieckiemu agentowi w brytyjskich służbach specjalnych. Philby pełnił kolejno funkcje szefa kontrwywiadu zagranicznego, rezydenta w Stambule, oficera łącznikowego w Waszyngtonie i osoby odpowiedzialnej za operacje SIS (brytyjskiego wywiadu) w Europie Wschodniej, niemal w komplecie zakończone klęską (powstanie warszawskie było jedną z nich). Dopiero w latach 60. wyszło na jaw, że był on od początku lat 30. sowieckim agentem, któremu Kreml zawdzięczał doskonałą znajomość tajemnic brytyjskich w czasie, gdy ważyły się losy wojny i gdy kształtował się powojenny ład świata. \”To człowiek, który pogrzebał mocarstwowe aspiracje Anglików\” – pisze o nim Brown.
Ujawnienie działalności Philby\’ego podważyło zarówno oficjalną wersję przyczyn katastrofy, jak i podejrzenia, że mógł on paść ofiarą spisku brytyjskich służb specjalnych. Jeśli Philby przyłożył rękę do katastrofy w Gibraltarze – a wiele na to wskazuje – to nie jako agent brytyjski, lecz sowiecki.
Wersja katastrofy lotniczej, wykluczająca zamach, miała zresztą w świecie niewielu zwolenników, poza jej autorami. Opublikowany jeszcze w roku śmierci generała raport specjalnej komisji śledczej, powołanej przez rząd brytyjski do wyjaśnienia przyczyn katastrofy, stwierdzający, że nie było sabotażu, został zakwestionowany przez polski rząd w Londynie. Emigracyjne władze RP zarzucały między innymi, że nie badano związku między tym wypadkiem a wcześniejszą próbą spowodowania katastrofy samolotu generała Sikorskiego na lotnisku w Montrealu w styczniu 1942 r. Na początku lat 60. Jan Nowak-Jeziorański, wówczas dyrektor rozgłośni polskiej Radia Wolna Europa, spotkał się z czeskim pilotem liberatora, Prchalem, który jako jedyny ocalał z katastrofy. Dyrektor rozgłośni polskiej RWE chciał go między innymi spytać, jak to się stało, że miał na sobie kamizelkę ratunkową czy też spadochron, dzięki czemu przeżył. Przecież musiało mu to przeszkadzać w pilotowaniu maszyny. Raport tego nie wyjaśniał. – Podczas tej rozmowy był w defensywie. Zasłaniał się utratą pamięci w ostatnich chwilach przed katastrofą i powtarzał w kółko oficjalną wersję o zablokowaniu sterów – wspomina dziś Jan Nowak-Jeziorański.
Aeronautyczne ustalenia raportu, mające świadczyć o zablokowaniu sterów samolotu przez nie umocowany ładunek, zostały zakwestionowane w artykule, który ukazał się w fachowym miesięczniku \”Aeroplane\”. Najkrócej rzecz ujmując, chodziło o to, że stery samolotu Liberator były w innym położeniu, niż mogłoby to wyniknąć z ich zablokowania przypadkowym przedmiotem.
Wątpliwości były starannie podsycane przez historiografię i propagandę PRL, która zaszczepiała w umysłach Polaków hipotezę o zamachu dokonanym przez Anglików. Premier polskiego rządu na wychodźstwie miałby im zawadzać w utrzymaniu dobrych stosunków z sowieckim sojusznikiem. Sikorski zginął wszak wkrótce po odkryciu w lesie katyńskim zwłok zamordowanych polskich oficerów, co spowodowało zerwanie stosunków dyplomatycznych między Moskwą a rządem polskim. Dużą rolę w utrwalaniu tego przekonania odegrał nakręcony w stanie wojennym film \”Katastrofa w Gibraltarze\”. Jego reżyser Bohdan Poręba, prezes osławionego Stowarzyszenia Grunwald, do dziś chwali się, że w tym filmie pierwszy wspomniał o Katyniu. Obraz w swej wymowie utrwalał tezę o brytyjskim spisku. – W interesie Anglii nie leżało zabijanie Sikorskiego. Gdyby im przeszkadzał, mogliby zrobić z nim to, co zrobili z Tomaszem Arciszewskim, premierem rządu na uchodźstwie: \”zamknąć go w lodówce\”, czyli ignorować, przestać uznawać – wywodzi Jan Nowak-Jeziorański. Jego zdaniem, jeżeli był to zamach, to stał za nim nie Churchill, lecz Stalin.
Twierdził to już Marian Kukiel, historyk i generał, przed wrześniem 1939 r. profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, w czasie wojny dowódca I Korpusu, po wojnie biograf Sikorskiego i dyrektor londyńskiego instytutu jego imienia. Według Kukiela, Philby miał wejść w posiadanie szczegółowej marszruty podróży Sikorskiego i dostarczyć ją Sowietom. Ładunek, który spowodował katastrofę, mógł więc zostać zainstalowany już wcześniej, w Kairze. O tym, że Philby pełnił funkcję instrumentu w zabójstwie Sikorskiego, był też przekonany Romuald Spasowski, były ambasador PRL w Waszyngtonie, który w stanie wojennym zerwał z reżimem Jaruzelskiego i pozostał w USA. Jego żona była spokrewniona z rodziną Sikorskiego. Nowak-Jeziorański przypuszcza, że Philby lub jakiś inny wysoko umocowany agent sowiecki mógł się też przyczynić do zamachu na generała de Gaulle\’a 21 kwietnia 1943 r. na lotnisku w Glasgow. – Przecież de Gaulle też był główną przeszkodą na drodze do opanowania władzy we Francji przez komunistów po jej wyzwoleniu – wywodzi kurier z Warszawy.
– Istotnie, Sowieci mogli mieć w tym interes: skłócić zachodnich sojuszników, doprowadzić do sytuacji kryzysowej w polskich władzach emigracyjnych, co się w pewnym stopniu stało, i ułatwić przejęcie władzy w Polsce przez komunistów – przyznaje prof. Andrzej Paczkowski, historyk z PAN. Zauważa jednak, że było to trochę nie w ich stylu. – Nie przypominam sobie, by w tamtych czasach inspirowali jakiś zamach na przywódcę czy głowę państwa. Nawet na Hitlera. Usuwali raczej swoich: Trockiego, liderów białej emigracji. Uważam, że sprawa jest nadal otwarta.
Philby zmarł w 1988 r. w Moskwie, obsypany przez Kreml najwyższymi honorami. Dostał Order Lenina, wypuszczono nawet znaczek pocztowy z jego podobizną. Zostawił po sobie ogromną kolekcję dokumentów i pamiętniki, z których tylko część została opublikowana. Zawartość jego archiwum jest do dziś jedną z tajnych broni Kremla. Zdaniem historyków, powinny tam być i na pewno są dokumenty związane z misją Philby\’ego na Półwyspie Iberyjskim przed śmiercią Sikorskiego, które mogłyby ostatecznie wyjaśnić zagadkę katastrofy jego samolotu.
Również Marek Kamiński uważa za wielce prawdopodobne, że wśród koalicji antyhitlerowskiej najbardziej zainteresowanym usunięciem generała był Stalin . Polityka Stalina zmierzała zawsze do maksymalnego osłabienia legalnych władz polskich. Zdaniem Marka Kamińskiego, w pierwszej połowie lutego 1943 roku, po kapitulacji wojsk niemieckich feldmarszałka Friedricha Paulusa na przełomie stycznia i lutego, Stalin zdecydował w możliwie najdogodniejszym dla siebie terminie zerwać stosunki dyplomatyczne z polskim rządem . Jak się okazało, nie musiał długo czekać.
W dniu 13 kwietnia 1943 roku, w komunikacie radia Berlin, Niemcy ujawnili odkrycie w okolicy Smoleńska grobów wymordowanych oficerów polskich. Wśród odkopanych zwłok oficerów zidentyfikowano gen. Smorawińskiego. Reakcja Rosji Sowieckiej na tę wiadomość przekazana została w komunikacie z dnia 15 kwietnia i świadczyła o wielkiej konsternacji. Również 15 kwietnia, o godzinie 11, w gabinecie premiera Sikorskiego na naradzie zebrali się zainteresowani ministrowie. Postanowiono, że MSZ wystąpi do ambasady sowieckiej z żądaniem wyjaśnień, a do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z wnioskiem o wszczęcie dochodzeń, celem sprawdzenia informacji o losie jeńców, zwróci się minister obrony narodowej. W południe na Downing Street odbyło się spotkanie Sikorskiego i ministra Edwarda Raczyńskiego z Winstonem Churchillem. Zaniepokojony tym, że wiadomości podane przez Niemców mogą być prawdziwe, Churchill zauważył, że bolszewicy potrafią być okrutni. Premier Wielkiej Brytanii przestrzegał przy tym: „Są rzeczy, które choć prawdziwe, nie nadają się do publicznego ogłoszenia bez oglądania się na [właściwy] moment. Jaskrawe ich poruszenie byłoby ciężkim błędem” . Gen. Sikorski uprzedził wtedy, że rząd polski będzie jednak zmuszony zabrać głos w sprawie rewelacji niemieckich i zająć jasne i wyraźne stanowisko.
17 kwietnia 1943 roku rząd polski zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą o zbadanie sprawy zbrodni katyńskiej . Dzień wcześniej uczynili to Niemcy. Dopiero 20 kwietnia na ręce Bogomołowa została złożona prośba o wyjaśnienie przez Związek Sowiecki losu zaginionych polskich oficerów. W tych warunkach Brytyjczycy, próbując ochraniać sowieckich sprawców mordu, usiłowali nakłonić rząd polski do milczenia oraz do wycofania apelu do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.
Odpowiedź gen. Sikorskiego na perswazje Brytyjczyków była następująca: „Nasza polityka jest uczciwa w stosunku do Aliantów. Po stronie Rosji jest siła, po naszej sprawiedliwość. Nie radzę Brytyjczykom opowiadać się za brutalną siłą, a gwałcić na oczach wszystkich sprawiedliwość. Dla tych względów odmawiam stanowczo publicznego odwołania démarche polskiego do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża” . Z kolei Stalin, zręcznie wykorzystując sytuację, w liście do Churchilla oskarżył rząd polski o współpracę z Hitlerem i zapowiedział zerwanie stosunków dyplomatycznych. List ten 23 kwietnia wręczył Churchillowi ambasador Majski. Przy tej okazji podzielił się on z Churchillem swoimi imperialistycznymi poglądami, wspominając o głupocie dwudziestomilionowego narodu, prowokującego naród dwustumilionowy. Następnego dnia, w reakcji na list Stalina, Churchill wystosował do niego list. Bronił w nim Polaków i prosił Stalina o niezrywanie stosunków dyplomatycznych z rządem polskim. Odpowiedź Stalina była jednak odmowna. Jak zauważył Jacek Tebinka, w innych okolicznościach ceną za utrzymanie stosunków dyplomatycznych mogły być daleko idące ustępstwa w sprawie polskiej granicy wschodniej. Początkowo Stalin nie brał pod uwagę, że zbrodnia katyńska kiedykolwiek zostanie wykryta. Jednak z chwilą ujawnienia tej zbrodni było już za późno na próby wznowienia stosunków dyplomatycznych polsko-sowieckich . W dniu 25 kwietnia 1943 roku Mołotow wręczył ambasadorowi Tadeuszowi Romerowi notę o „przerwaniu” stosunków między Sowietami i rządem polskim.
W dniu 1 maja 1943 roku z gen. Sikorskim odbył rozmowę William Averell Harriman. Wyraził się on krytycznie o telegramie wysłanym przez rząd polski do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w sprawie mordu katyńskiego . Zdaniem Harrimana niezależnie od tego, kto był sprawcą zbrodni, telegram mógł wywrzeć katastrofalne wrażenie w Moskwie. Sikorski stwierdził wtedy, że wysłanie telegramu, w czasie gdy on był chory, było błędem. Miał nadzieję, że błąd ten uda się naprawić. Następnie gen. Sikorski wyraził obawy przed sowiecką zaborczością wobec małych państw Europy Środkowej. Harriman myślał podobnie. Nie mógł on zająć publicznie takiego stanowiska w sytuacji zbliżających się wyborów. W okresie poprzedzającym konferencję w Teheranie, Harriman uznał, że z chwilą gdy Armia Czerwona zajmie ziemie Polski i jej sąsiadów, będzie już za późno na prawdziwe rokowania . Uważał on gen. Sikorskiego za jedynego polskiego męża stanu zdolnego pertraktować ze Stalinem .
Warunkiem przeprowadzenia przez Związek Sowiecki skutecznej akcji przeciwko legalnym władzom była polska reakcja polegająca na nieodrzuceniu z góry oskarżeń niemieckich dotyczących mordu katyńskiego. Tak jednak zareagował rząd polski. Dyplomacja sowiecka umiejętnie rozgrywała tragedię katyńską, dążąc do osłabienia pozycji gen. Sikorskiego na forum międzynarodowym. Następnym etapem było fizyczne usunięcie go ze sceny politycznej.
W dniach od 19 do 23 lipca 1943 roku w British Foreign Office odbyła się kluczowa narada Anthony Edena z wyższymi urzędnikami na temat polskiej granicy wschodniej. 23 lipca zdecydowano przesłać ambasadom Zjednoczonego Królestwa w Moskwie i Waszyngtonie zbiór dokumentów dotyczących zobowiązań Wielkiej Brytanii wobec Polski w sprawie granicy polsko-sowieckiej, prezentujących stanowisko sowieckie w tej sprawie oraz wyjaśniających stanowisko Londynu w tym konflikcie. Zbiór wspomnianych dokumentów nie obejmował jednak tajnego protokołu do układu z 25 sierpnia 1939 roku. 26 lipca 1943 roku Churchill spotkał się z polskim prezydentem Władysławem Raczkiewiczem. W czasie spotkania premier Wielkiej Brytanii mówił o konieczności odbudowy silnej i niepodległej Polski. Przy tej okazji w polemice z prezydentem Raczkiewiczem stwierdził, że najprawdopodobniej Polska zostanie wyzwolona przez Armię Czerwoną. Jednocześnie zakomunikował prezydentowi, że nie jest w stanie udzielić żadnych zapewnień w sprawie przyszłych granic Polski. Powiedział on wtedy: „Ze swojej strony nigdy nie zobowiązywałem się i nigdy w żadnym stopniu nie zobowiążę się co do jakiejkolwiek linii jako wschodniej granicy Polski” . Obecny przy rozmowie ambasador Wielkiej Brytanii przy polskim rządzie, Owen O’Malley, zwrócił wówczas uwagę na fakt, że żądania Stalina dotyczyły ziem etnicznie nierosyjskich. Dwa dni później, 28 lipca, sekretarz stanu Wielkiej Brytanii na Środkowym Wschodzie, Richard Casey, w rozmowie z sowieckim admirałem Charłamowem, miał okazję usłyszeć, że „Rosja Sowiecka walczy o uzyskanie dawnych carskich granic” . Tak więc imperializm Rosji carskiej miał również wielu naśladowców w Rosji Sowieckiej.
W tym czasie w Foreign Office uważano, że u podstaw konfliktu rządu gen. Sikorskiego z Rosją Sowiecką leżał problem granicy polsko-sowieckiej. 15 lipca 1943 roku ambasadorzy Wielkiej Brytanii i USA powiadomili stronę sowiecką o potrzebie spotkania ze Stalinem. Pod pozorem pobytu na froncie, Stalin unikał tego spotkania jeszcze przez miesiąc. Dopiero 11 sierpnia ambasadorowie Wielkiej Brytanii i USA w Moskwie, Archibald Clark Kerr i admirał William Standley, zostali przyjęci przez Stalina. Obaj dyplomaci zaapelowali o zgodę na ewakuację obywateli polskich z Rosji Sowieckiej. Miało to mieć na celu polepszenie stosunków z Polską. William Standley oświadczył wtedy również, że problem granic w Europie powinien, biorąc pod uwagę opinię USA, zostać rozwiązany po wojnie w formie traktatu pokojowego. Stalin i Mołotow wysłuchali głosów ambasadorów nie udzielając komentarza.
Rzadkie są zdjęcia brytyjskich samolotów z lotniska na Gibraltarze. Poniżej mamy jeden z samolotów Westland Lysander które póżniej zostały zamienione na na Lockheed Hudson a używane przez SOE .
Poniżej Liberator
Samolot Liberator II LB 30-A którym z Bliskiego Wschodu po inspekcji / widzimy moment jego tankowania / leciał na Gibraltar gen Władysław Sikorski , jego córka i współpracownicy .
Bardziej szczegółową relację tej podróży przedstawia sam Majski . Według relacji ambasadora z 1965 roku, jego samolot wystartował z Anglii około północy 3 lipca, by 4 lipca rano wylądować w Gibraltarze. Około południa samolot wyruszył w dalszą podróż. Zwykle samolot lecący z Gibraltaru do Kairu miał po drodze międzylądowanie na lotnisku w Castel-Benito, niedaleko Trypolisu. Tymczasem samolot Majskiego miał międzylądowanie nieco dalej, na lotnisku wojskowym na pustyni, około 6 wieczorem tego samego dnia, 4 lipca 1943 roku. Około północy samolot ambasadora miał odlecieć w dalszą drogę, by wylądować 6 lipca o 7 rano w Kairze. Relacja Iwana Majskiego wydaje się być mało przekonująca. Z lotniska wojskowego między Trypolisem a Kairem samolot Majskiego musiałby lecieć około 31 godzin, co wydaje się technicznie nieprawdopodobne. Wynika stąd, że Majski w swojej relacji mija się z prawdą. Kolejnym wnioskiem, który się nasuwa, jest przypuszczenie, że mógł on opuścić Gibraltar nie w niedzielę, 4 lipca około południa, a dopiero 5 lipca, w poniedziałek rano. Dziś już wiadomo że samolot z sowieckim ambasadorem Majskim wystartował z Londynu około północy 3/4 lipca i wylądował na Gibraltarze 4.07. o g. 7.10 rano a wystartował z Gibraltaru 5 lipca , około 18.00 wylądował w Libii , wystartował potem z Libii w nocy aby być w Kairze 6 lipca około 7.00.
Jeszcze bardziej nieprawdopodobne jest wyjaśnienie przyczyny międzylądowania na lotniku wojskowym za Trypolisem. Według Majskiego, w czasie gdy Sikorski opuścił Kair, co miało mieć miejsce rano 5 lipca, on opuścił Gibraltar. W ten sposób sowiecki ambasador przyznaje, że nie opuścił Gibraltaru w niedzielę około południa, lecz w poniedziałek rano 5 lipca . W świetle tego miało się wydać Majskiemu oczywistym, dlaczego jego samolot lądował nie w Castel-Benito, lecz na pustyni libijskiej. W sytuacji, gdy stosunki dyplomatyczne między Rosją Sowiecką a polskim rządem były zerwane, Brytyjczycy obawiając się dalszych „nieporozumień” zdecydowali, by zapobiec spotkaniu Sikorskiego z Majskim i wyznaczyli im różne lotniska do lądowania. Tak więc, by ukryć prawdę, Iwan Majski musiał przyjąć, że gen. Sikorskiego nie było 4 lipca w Gibraltarze (bo 5 lipca miał być jeszcze w Kairze). Byłoby to cudownym zrządzeniem losu, a stało się jedynie dowodem krętactw ambasadora.
Według porucznika Łubieńskiego, w nocy z 3-go na 4-go lipca do Gibraltaru przybył z Warszawy kurier Jan Gralewski z zaszyfrowanymi dokumentami od dowódcy Armii Krajowej. Gen. Sikorski miał spotkać Jana Gralewskiego po godzinie 11 rano. W czasie tego spotkania Sikorski miał zdecydować, że Gralewski jeszcze w tym dniu odleci z nim do Londynu. Następnie, o godzinie 1 po południu, gen. Sikorski w ogrodzie obok domu gubernatora przeprowadził inspekcję oddziału Somerset Light Infantry. Z kolei na kwadrans przed godziną trzecią, Sikorski spotkał się z grupą 95 żołnierzy polskich, ewakuowanych z Hiszpanii, oczekujących na transport do Wielkiej Brytanii. Jak podaje Tadeusz Kisielewski, w tej grupie było co najmniej 20 oficerów wywiadu, którzy przybyli z Bliskiego Wschodu lub Algierii . Następnie, zdaniem porucznika Łubieńskiego, po krótkiej sjeście, gen. Sikorski razem z brytyjskim ministrem wojny Sir Jamesem Griggem, zwiedzał twierdzę gibraltarską. Sikorski miał wrócić do swoich pokoi, by o godzinie 6 wziąć udział w koktajlu zorganizowanym z okazji 167 rocznicy Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jak opisuje to porucznik Łubieński, samolot gen. Sikorskiego wystartował o godzinie 22.30 wieczorem. W czasie startu samolotu jeden z worków z pocztą, leżący widocznie w pobliżu luku, wypadł na zewnątrz . Łubieński pisze, że po osiągnięciu przez samolot pewnej wysokości, zauważył, że zmniejszające światła nawigacyjne przestały się wznosić. Następnie światła te zaczęły powoli opadać. Dalej samolot leciał na ustalonym poziomie, by potem najwyraźniej skierować się prosto do morza pod kątem około 10 stopni. Ryk silników nagle umilkł. Samolot wpadł do wody około trzy czwarte mili od linii brzegowej. Według Łubieńskiego nikt z wyjątkiem pilota nie uratował się. Jednocześnie stwierdza on, że nie znaleziono ciała Zofii Leśniowskiej, córki gen. Sikorskiego. Może to oznaczać, że w nieznanych okolicznościach udało jej się uratować.
Karol Popiel, przyjaciel generała Sikorskiego, poseł do Sejmu RP w latach 1922-1927, więzień brzeski, czołowy przedstawiciel Frontu Morges, członek rządu gen. Sikorskiego, w swojej książce tak przedstawił okoliczności katastrofy gibraltarskiej : „Jedno dla mnie wydaje się poza wszelką wątpliwością: śmierć gen. Sikorskiego nie była dziełem nieszczęśliwego wypadku. Była ona uplanowana i miała nastąpić w drodze na Bliski Wschód. Z nieznanych przyczyn plan w tym punkcie nie dopisał. Udało się natomiast w 6 tygodni później.”
Wiele faktów świadczy o tym, że Łubieński opisując wymienione wyżej wydarzenia mijał się z prawdą. Po śmierci Ludwika Łubieńskiego, jego córka, znana angielska aktorka Raula Leńska, powiedziała w jednym z wywiadów: „Mam wrażenie, że mój tatuś jakąś wielką tajemnicę zabrał do grobu” . Żona Jana Gralewskiego, Alicja Iwańska, opublikowała w roku 1982 książkę zawierającą jego zapiski . W Gibraltarze, 4 lipca 1943 roku o godzinie 6-tej po południu Gralewski zapisał : „No, ten etap się kończy i to w sposób niespodziewanie efektowny. Dziś wieczorem opuszczam Gibraltar. Boję się, że dostanę rugę od „starszego pana” za moją rozmowę w Madrycie. Ale będę się bronił. Co najważniejsze rysuje się pomyślnie perspektywa na przyszłość … jeszcze tylko trochę … już niedługo … Nie mogę pisać, tyle się we mnie kłębi uczuć i myśli. Nareszcie osiągnąłem ten stopień napięcia życia, że uniemożliwia on autorefleksję. Dopiero, kiedyś, później potrafię może – i będzie to stokroć bardziej upajające – opisać dziejące się dziś zdarzenia”. Z wypowiedzi tej nie wynika, że Jan Gralewski spotkał się tego dnia z gen. Sikorskim, gdyż z całą pewnością odnotowałby to w swoim dzienniku. Z gen. Sikorskim najprawdopodobniej spotkał się ktoś inny. Porucznik Łubieński, przedstawiając Sikorskiemu inną osobę, musiał mieć świadomość tego, że było to mistyfikacją. W wymienionej wyżej książce Alicja Iwańska wspomina swoją rozmowę z Władysławem Tatarkiewiczem, profesorem i długoletnim przyjacielem jej męża, który w roku 1945 we „Wspomnieniach o zmarłych filozofach, 1939-45” chciał napisać, że „Jan Gralewski zginął w katastrofie gibraltarskiej razem z generałem Sikorskim”. Iwańska nie wyraziła na to zgody, uzasadniając, że „(…) każda śmierć jest własną śmiercią danego człowieka i że jakiekolwiek prestiżowe i sensacyjne powiązania Gralewskiego z generałem Sikorskim ograbiłyby go z jego własnej śmierci”. Tak więc można wnioskować, że Jan Gralewski nie zginął w katastrofie samolotowej, lecz w innych okolicznościach.
Czesław Szafran w pracy poświęconej kontrowersjom wokół katastrofy gibraltarskiej zauważył, że jednym z powodów, dla którego nie można udowodnić, że śmierć gen. Sikorskiego nie nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku, są trudności w określeniu okoliczności w jakich zginął Jan Gralewski . Eugeniusz Niebelski uważa, że ciało Jana Gralewskiego z przestrzeloną głową zostało znalezione na pasie startowym. Autor nie podaje jednak źródła tej informacji . Podobnie pisze o okolicznościach śmierci Gralewskiego Tadeusz Kisielewski. Na rodzaj śmierci Jana Gralewskiego wskazuje jego żona, Alicja Iwańska, w powieści o charakterze autobiograficznej zatytułowanej „Niezdemobilizowani”, w której jej mąż występuje pod postacią Marka : „To niby tak zwane „szczęście”, że Marek się nie męczył, bo śmierć od kuli jest podobno lekka: ostry ból i krótka chwila świadomości.”
Z dokumentów znajdujących się w teczce Jana Gralewskiego w Instytucie Polskim i Muzeum gen. Sikorskiego wynika, że przybył on 23 czerwca 1943 roku do Gibraltaru wraz z Bolesławem Kozłowskim. Nazwiska te wymienione są na wspólnej liście pasażerów przybyłych „(…) statkiem bryt. „Carnaval”, oraz bryt. okrętem wojennym z Villa Real do St. Antonio do Gibraltaru.” W uwagach do tej listy podano, że Jan Gralewski wyjechał pod nazwiskiem Jerzy Nowakowski, a Bolesław Kozłowski wyjechał pod nazwiskiem Wiktor Suchy. Z kolei lista podróżujących tą samą trasą, ale datowana na 23 lipca 1943 roku, zawiera nazwiska Wiktora Suchego oraz Jerzego Nowakowskiego. W uwagach do tej listy podano, że Wiktor Suchy wyjechał pod nazwiskiem Bolesław Kozłowski, a Jerzy Nowakowski wyjechał jako Paweł Pałkowski.
Wymieniona wyżej lista pasażerów z dnia 23 czerwca 1943 roku zawiera nazwisko Pantaleona Drzewickiego, który wyjechał jako Chaim Janowski. Natomiast lista pasażerów z 23 lipca 1943 roku zawiera nazwisko Stanisława Izdebskiego, który wyjechał jako Pantaleon Drzewicki. Tadeusz Kisielewski w swoim artykule wymienił Stanisława Izdebskiego jako rzekomego emisariusza PPS, „który wyruszył z Warszawy 28 marca i pojawił się w Gibraltarze 24 czerwca”. Autor ten wymienił ponadto Józefa Dunin-Borkowskiego, jako rzekomego kuriera pochodzącego ze Skarżyska-Kamiennej. Lista pasażerów z dnia 23 czerwca 1943 roku zawiera st. strz. Wojciechowskiego, który wyjechał do Gibraltaru pod nazwiskiem Józef Dunin-Borkowski. Wymienione nazwiska osób przybyłych do Gibraltaru i ich pseudonimy ułożone zostały według z góry ustalonego planu, który umożliwiał posługiwanie się tym samym nazwiskiem przez różne osoby, niekoniecznie wymienione na listach. Wystąpienie tych samych nazwisk na listach z 23 czerwca i 23 lipca mogło zostać wymuszone względami wynikającymi ze śledztwa prowadzonego po śmierci gen. Sikorskiego.
Jan Gralewski został kurierem zagranicznym 25 października 1942 roku . W swoją pierwszą podróż kurierską do Francji wyruszył na przełomie listopada i grudnia 1942 roku, a wrócił z niej przed Bożym Narodzeniem . Jego żona, Alicja Iwańska, pracowała już wtedy w „Łzie – 24”, opiekując się kurierami zagranicznymi wyjeżdżającymi do Francji . Do zadań Iwańskiej należało wyprawianie kurierów na trasy i odprawianie ich z tras. Wyjątkiem był Jan Gralewski, gdyż było to sprzeczne z zasadami konspiracji. Iwańska dostarczała rodzinom kurierów pieniądze, w czasie, gdy byli oni na trasach. Na początku stycznia 1943 roku Gralewski wyjechał w kolejną podróż kurierską.
Pod koniec stycznia 1943 roku Gralewski wrócił z trasy, by 8 lutego pod pseudonimem Pankracy wyruszyć w ostatnią podróż z Polski. Polskie Państwo Podziemne wysłało go celem przetarcia kurierskiego szlaku do Hiszpanii. W tym czasie podopiecznym jego żony był Bolesław, dużo starszy od Gralewskiego, do którego gosposi zanosiła ona kurierską gażę . Nasuwa się przypuszczenie, że owym Bolesławem mógł być Bolesław Kozłowski. W rozmowie z kurierką AK, Alicja Iwańska dowiedziała się, że Gralewski po nieudanej próbie przebycia trasy z Paryża do Vichy, został skierowany inną drogą przez Pireneje, do Hiszpanii . 27 maja 1943 roku znalazł się w Miranda del Ebro, obozie koncentracyjnym w Hiszpanii . Miał wtedy nadzieję, że będzie przebywać w obozie około dwóch tygodni, pozostał tam jednak do 23 czerwca – w tym dniu przybył do Gibraltaru. Jak podaje Alicja Iwańska, Gralewski prawdopodobnie opuścił obóz Miranda del Ebro dzięki pomocy Anglików . Wydaje się, że nie był dobrze zorientowany w planach dotyczących jego osoby, gdyż w liście-odcinku do żony pod datą 30 czerwca zapisał: ”Jutro zapewne popłyniemy do Anglii”.
Tragiczne losy Jana Gralewskiego są najprawdopodobniej kluczem do rozwiązania zagadki dotyczącej okoliczności śmierci gen. Władysława Sikorskiego. Tadeusz Kisielewski w artykule „Tajemnice tragedii w Gibraltarze” wymienił pogłoskę, zanotowaną przez księdza Antoniego Frugałę w sierpniu 1943 roku, o tajnym rozkazie „nakazującym każdemu polskiemu oficerowi zastrzelić niejakiego Wiktora Suchego oficera Polskich Sił Zbrojnych” . Niestety autor nie podał żadnych źródeł tych informacji.
Wybitnie uzdolnieni, liberalni, ale oddani pracy w konspiracji. Alicja Iwańska i Jan Gralewski – „Wiewiórka” i „Pankrac” – byli jedną z najbardziej niezwykłych par wojennej Polski.
\”Pankrac” i „Wiewiórka”. Kuzyn Jacka Malczewskiego i krewna Jarosława Iwaszkiewicza. Poznali się na studiach – na filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. On politycznie bliski endecji, piszący pracę magisterską u Władysława Tatarkiewicza z estetyki, ona – ateistka, z rodziny wolnomyślicieli, która na przekór podziałom uczelnianym chodziła na seminaria i do „konserwatysty”, i do „nowoczesnego” Tadeusza Kotarbińskiego. Czy już wtedy zaiskrzyło między nimi, czy tylko wymienili niespieszne, ale badawcze spojrzenia, wyłuskujące z grupy tę Jedną i tego Jednego.
Jan Gralewski i Alicja Iwańska. Jedna z najbardziej niezwykłych par XX-wiecznej Polski. I do tego owiana nimbem tragiczności – Gralewski zginął w katastrofie gibraltarskiej, choć Iwańska była przekonana, że zamordowano go, by móc zorganizować zamach na generała Władysława Sikorskiego. O tym, że w jego grobie leży ktoś inny, napisała w książce „Niezdemobilizowani”. Tych przekonań nikt nie rozwiał – kilka lat temu Instytut Pamięci Narodowej prowadził śledztwo w sprawie śmierci generała, ale z decyzji o ekshumacji ciała Gralewskiego wycofano się…
Walc wiedeński i te dłonie
„Tańczyliśmy wiedeńskiego walca ciągle w jedną stronę. Kręciło mi się w głowie, czułam na sobie drażniące dotknięcie jego pięknych dłoni” – tego walca, od którego kręciło się w głowie (a może to nie od samego wirowania?), tańczyli w mieszkaniu Maryli Bystrzanowskiej, jednym z miejsc rozdyskutowanej intelektualnej Warszawy końca dwudziestolecia międzywojennego. Ale wtedy na wirowaniu się skończyło.
„Bo to w mózgu osiądzie,
zakwitnie, zagęści
co zwierzęco się pręży
i szczerzy i sierści”
– pisała Alicja w jednym z wierszy o budzącej się namiętności, o rosnącym napięciu i oczekiwaniu. Ale na razie postanowiła wyjechać do Brukseli i tam kontynuować studia. I los tak zdecydował, że w pociągu znów spotkała Gralewskiego. I znów patrzyli sobie w oczy, rozmawiali, coś zaiskrzyło, ale tak naprawdę zapłonąć dopiero miało. Wtedy, gdy zapłonęła najpierw Polska, a potem cała Europa.
Bruksela nie okazała się opowieścią z jej bajki. Tak jak w Warszawie buntowała się przeciwko gettu ławkowemu, napaściom wzmożonych „patriotów” z ONR-u i listom Żydów wieszanych na drzwiach sal wykładowych, tak w stolicy Belgii przeżyła kolejny szok – tam też wisiały takie listy, tyle że katolików. Na dwa tygodnie przed wybuchem wojny była w Polsce. Przecież były wakacje, upalne… W swoich zapiskach odnotowała koszmarną podróż pociągiem przez Berlin, gdzie do wagonu wpadli młodzi hitlerowcy w mundurach. Butni, pewni siebie, wrzeszczący. Wojna naprawdę wisiała w powietrzu i mieszkająca w Wielkopolsce rodzina Iwańskiej doskonale wiedziała, co się święci, gdy więc Alicja dotarła do rodzinnego majątku, okazało się, że najważniejszym zajęciem jest postawienie dodatkowej ściany w jej pokoju – tak by stworzyć ślepe pomieszczenie, gdzie zostaną ukryte dobra nadające się do spieniężenia, jakby co. Wtedy Gralewskiego nie było w jej życiu.
Nie było go też w Krakowie, gdzie Alicję zastała powszechna mobilizacja. Bez namysłu wsiadła do pociągu do Warszawy. Iwańska przeszła Przysposobienie Wojskowe Kobiet i mobilizacja ją objęła automatycznie – razem z Wandą Piłsudską, koleżanką ze szkolnej ławy, maszerowały ulicami miasta w mundurach i z maskami przeciwgazowymi przy paskach. Wyglądały z „Pestką”, jak nazywały córkę Marszałka, dość zabawnie. Wanda, wysoka i bardzo szczupła, Alicja – niższa i drobniejsza.
„Z maską gazową, nie pamiętam skąd otrzymaną, widzę się spacerującą beztrosko po Marszałkowskiej z dużo wyższą i chudszą ode mnie Wandą – »Pestką«. Jesteśmy tak samo ubrane: w mundurach PWK i granatowych beretach z orzełkami”
– pisała Iwańska.
Czas konspiracji
Po demobilizacji Alicja wróciła do Wielkopolski, która stała się Krajem Warty. Niemcy, którzy przyszli do ich majątku, niszczyli, co im wpadło w ręce. A kiedy kazali rodzinie zrzec się majątku i do tego jeszcze zarekwirowali jej narty, bo teraz Polacy będą mogli tylko pracować, nie wytrzymała – wyjechała do Warszawy, gdzie łatwiej było się ukryć, wtopić w tłum uchodźców ciągnących tu z różnych stron. Po latach tamten czas, dla każdego niebezpieczny, nierzadko tragiczny, dla niej paradoksalnie był jednym z najszczęśliwszych w jej życiu.
„Mieliśmy wówczas tyle nadziei… byliśmy naprawdę zjednoczeni. Byłam taka szczęśliwa, że mogłam z Niemcami walczyć”
– opowiadała tym, którzy chcieli jej słuchać, kiedy była już emigrantką.
To w okupacyjnej Warszawie znów spotkała się z Janem Gralewskim. I tym razem już nie zaiskrzyło, ale po prostu wybuchło. Spotkali się na tajnym seminarium u profesora Tatarkiewicza. Ona była już łączniczką Związku Walki Zbrojnej, przenoszącą grypsy od więźniów z Pawiaka do ich rodzin. „Pudełka i paczuszki z proszkiem do prania, mąką, kaszą, kawą zbożową” – jak pisała, każde takie opakowanie mogło okazać się potrzebne.
Kiedy się okazało, że radzi sobie świetnie, awansowała w hierarchii zaufania – wykonywała fotokopie rysunków. Początkowo nie mając zresztą pojęcia, co fotografuje, bo dopiero po dłuższym czasie zorientowała się, że owe fotokopie robi dla tajnej podchorążówki, a na zdjęciach są rysunki części karabinów… Jak w tym chaosie znajdowała czas na filozofię? A może te tajne komplety miały być odtrutką na rzeczywistość, swoistą enklawą, do której okrutna wojna i prostaccy żołdacy nie mieli wstępu?
„Jak dobrze, że masz takie śliczne nogi i że one są w wojennych, grubych pończochach i w trochę zniszczonych, ale »rasowych« półbutach – takie są przez to swojskie, miłe jak dwa pieski. Aha, masz małą cerę koło kolana – to też jest dobrze”
– notował w swoich zapiskach Jan Gralewski.
Nawet nie ukrywali namiętności, która ich łączyła. Bo miłość, owszem, może i powinna być wzniosła, ale ciało też ma swoje prawa. Spotykali się więc w warszawskich hotelach, by zaspokoić głód siebie. Czasem zamiast hotelu musiał im wystarczyć długi spacer nad Wisłą. By móc wyjechać choć na trochę z miasta, sprzedawali co lepsze ubrania. I nie rozmawiali o tym, dlaczego Jan – konspiracyjny pseudonim Pankrac, przypominający jednego z bohaterów „Nieboskiej komedii” Zygmunta Krasińskiego – znika co jakiś czas bez słowa. Na dzień, czasem na kilka dni.
„Pankrac” był kurierem działu Łączności Zagranicznej Oddziału V Komendy Głównej Armii Krajowej i jego zadaniem było przygotowanie tras łączności do Hiszpanii. Byli niezależni intelektualnie. Swobodni obyczajowo. Nie kryli się z tym, że żyją ze sobą, choć przecież ślubu nie mieli. Wielu gorszyli, ale wielu też uznawało, że w końcu po pierwsze są dorośli, a po drugie jest wojna, więc kto by sobie sakramentalnym „tak” głowę zawracał, jeśli w każdej chwili może zginąć. Z zasady mieszkali osobno, ale z zasady też byli w ciągłym kontakcie. Prowadzili dziennik, nazwany „Wojenne odcinki”. Swoje kartki przeznaczone dla drugiej strony składali pod wyznaczonym kamieniem w Alejach Ujazdowskich. W ten sposób czuli się zawsze blisko siebie. To on zaproponował w końcu ślub – ze względów praktycznych.
„Jeżeli mnie złapią, zaaresztują, wywiozą – nie będziesz mi mogła nawet oficjalnie pomagać”
– tłumaczył Alicji i właściwie trudno było nie przyznać mu racji.
Ślub wzięli 18 stycznia 1942 r., nie kryjąc zresztą od samego początku, że będą małżeństwem otwartym na nowe doświadczenia, dającym sobie swobodę, ale właśnie z tej swobody i wolności czerpiącym siłę. Pod koniec tego roku Gralewski wyruszył w swoją pierwszą podróż kurierską. Alicja spotkała się z mężem po raz ostatni w końcu stycznia 1943 r.
Jan 8 lutego wyruszył w swą ostatnią podróż kurierską – że będzie ostatnia, nie wiedzieli ani on, ani ona.
Blondynka została też rudą „Wiewiórką”. Kiedy skierowano ją do kolejnej konspiracyjnej komórki, jej nowy dowódca Kazimierz Leski, as wywiadu AK, działający najpierw w słynnych Muszkieterach, a później w ZWZ, w II Oddziale Komendy Głównej Armii Krajowej zajmujący się wywiadem komunikacyjnym i kontrwywiadem, a także tworzeniem szlaków kurierskich na froncie zachodnim, zapytał ładną młodą kobietę, jaki chce mieć pseudonim.
– „Niedźwiadek” – powiedziała bez wahania.
Leski uśmiechnął się i powiedział tylko, że to niemożliwe, bo „Niedźwiadek” jest już zajęty. Nie powiedział jej, że taki właśnie pseudonim przyjął generał Leopold Okulicki. Alicja po chwili zastanowienia zaproponowała kolejny pseudonim – „Wiewiórka”, bo kilka miesięcy zamieszkiwała dziuplę…
– Na szczęście nie jest pani ruda, bo w życiu bym się nie zgodził – westchnął Leski, który jako generał wojsk technicznych Julius von Hallman zdobył plany fortyfikacyjne jednego z odcinków Wału Atlantyckiego.
„Wiewiórka” bez „Pankraca”
Do tej pory właściwie nie wiadomo, jakie są okoliczności śmierci Jana Gralewskiego. Czy to on był na pokładzie samolotu, który rozbił się na Gibraltarem razem z generałem Władysławem Sikorskim? Czy raczej ktoś, komu zależało na skutecznym przeprowadzeniu zamachu podszył się pod Gralewskiego, wykorzystując jego tożsamość, podrobione dokumenty, a jego samego mordując? Alicja przez pół roku od katastrofy, która wydarzyła się w nocy z 2 na 3 lipca 1943 r., nie miała pojęcia, że jej mąż zginął razem z generałem Sikorskim. Tę informację starannie przed nią ukrywano, choć przecież dowództwo wiedziało, co się działo z Gralewskim w ostatnich miesiącach jego życia. W marcu był już w Paryżu. Zatrzymał się w mieszkaniu rodziny Żarnowskich, gdzie był punkt przerzutowy dla kurierów oraz miejsce przechowywania aparatu radiowego, z którego podziemie nadawało komunikaty do Wielkiej Brytanii.
„Pewnego dnia przychodzi do ich domu niemiecki oficer i przedstawia się: »Gralewski. Przyjeżdżam z Polski w mundurze niemieckim. Mam adres państwa, dostałem w Warszawie. Czy ja mogę spędzić noc u państwa?«” – mówiła polska historyk Wanda Wolska-Conus, w czasie wojny łączniczka w powstaniu warszawskim, a potem więźniarka w niemieckim obozie, która na emigracji trafiła do mieszkania Żarnowskich, a to, czego się tam dowiedziała, opowiedziała badaczom z Muzeum Powstania Warszawskiego.
– Gralewski tutaj przemieszkał trzy miesiące, zdaje się. Wychodził rano, wracał wieczorem. Podobno szukał kontaktów z kolejarzami francuskimi, żeby przejechać do Hiszpanii i tam spotkać Sikorskiego. I on zginął z Sikorskim. To jest bardzo niejasna sprawa. Jeszcze przysłał kartkę z Hiszpanii do Żarnowskich, że dojechał szczęśliwie, że wszystko dobrze. Potem była ta historia śmierci Sikorskiego i to był ogromnie niebezpieczny okres. Żarnowscy zniszczyli tę kartkę od Gralewskiego, bo się bali jakiejś rewizji, a ponieważ on tutaj mieszkał trzy miesiące, oni nie mieli odwagi zachować tej kartki – zdradzała Wolska-Conus.
Wiadomo, że Jan Gralewski pod koniec kwietnia drogą przez Pau wyruszył w stronę granicy hiszpańskiej. Aresztowany przez frankistowską policję trafił do obozu Miranda de Ebro, gdzie więźniem od 1941 r. był Antoni Kępiński, późniejszy słynny polski psychiatra, który trafił tu w 1941 r., wypuszczono go na wolność w 1943 r. Kępiński te hiszpańskie doświadczenia wykorzystał potem w pracy terapeutycznej i naukowej ze straumatyzowanymi ofiarami obozów hitlerowskich.
„Obóz Miranda de Ebro zajmował kilkadziesiąt hektarów podmokłego, malarycznego terenu położonego w zakolu rzeki, która stanowiła jego naturalną granicę z dwóch stron. Z dwóch pozostałych obóz otaczały zasieki z drutu kolczastego, z których co kilkadziesiąt metrów wyrastała wieżyczka obserwacyjna. Z koszami na ramionach, popędzani kijami przez strażników, ustawialiśmy się w szeregu naprzeciw niewielkiej kupy kamieni. Na rozkaz zdejmowaliśmy kosze, na rozkaz inna grupa więźniów napełniała kosze kamieniami, na rozkaz dźwigaliśmy kosze i przemierzaliśmy całą szerokość obozu, by w końcu wysypać kamienie na inną kupę. I tak dzień po dniu. (…) Zdawało nam się, że świat o nas zapomniał. Obóz Miranda de Ebro zaplanowany i urządzony był tak, by zabijać – i rzeczywiście wielu więźniów zmarło na naszych oczach” – tak wspominał hiszpańskie piekło jeden z polskich więźniów Leopold Tebinka.
„Przywieziono nas tu wczoraj w nocy. Cały wielki transport – 1000 ludzi. Siedzę w derce na brudnej podłodze pierwszego piętra naszego baraku. Pchły jedzą mnie, a ja jem pomarańczę”
– pisał Gralewski w notatkach pod datą 27 maja.
Jeśli na coś w tym obozie narzekał, to bardziej na to, że „godziny rozdymają się chorobliwie”, a on czeka, kiedy wyjdzie na wolność. Tę wolność wynegocjowali podobno Brytyjczycy. Alicja Iwańska szczegółów nigdy nie poznała, ale po wojnie dostała od nich „Wojenne odcinki” męża, ocalałe w katastrofie gibraltarskiej… Bez śladów jakiegokolwiek przebywania w wodzie, suche…
Do generała Władysława Sikorskiego dotarł w lipcu, a ten zaprosił go na pokład swojego samolotu, którym leciał do Anglii. „No, ten etap się kończy i to w sposób niespodziewanie efektowny. Dziś wieczorem opuszczam Gibraltar. Boję się, że dostanę rugę od »starszego pana« za moją rozmowę w Madrycie. Ale będę się bronił. Co najważniejsze rysuje się pomyślnie perspektywa na przyszłość… Jeszcze tylko trochę… Już niedługo… Nie mogę pisać, tyle się we mnie kłębi uczuć i myśli. Nareszcie osiągnąłem ten stopień napięcia życia, że uniemożliwia on autorefleksję. Dopiero kiedyś, później potrafię może – i będzie to stokroć bardziej upajające – opisać dziejące się dziś zdarzenia” – to ostatni zapisek w notatkach Gralewskiego.
Ów starszy pan to Sikorski, a miał go zrugać za rozmowy, które podjął w Madrycie z Anglikami, domagając się od nich pomocy. Co się wydarzyło w nocy z 2 na 3 lipca 1943 r., do końca nie wiadomo. Wiadomo, że Alicja Iwańska nigdy nie pojechała na grób swojego męża, uważając, że nie ma w nim jego ciała. Wiadomo też, że młody Antoni Kępiński był jednym z Polaków, który niósł trumnę z ciałem generała Władysława Sikorskiego.
„Jestem »Marcysia«. Przyszłam zawiadomić panią o śmierci jej męża Jana Gralewskiego, »Pankracego«. Zginął razem z generałem Sikorskim w Gibraltarze”
– powiedziała jej dziewczyna, która zastukała do drzwi.
Czy ugięły się pod nią nogi? Czy na chwilę stanęło jej serce? Czy poczuła, jak po plecach wąską strużką spływa lodowaty pot? Już jako emigrantka napisała w swoich wspomnieniach: „jakiekolwiek prestiżowe i sensacyjne powiązania Gralewskiego z generałem Sikorskim ograbiłyby go z jego własnej śmierci” – co stało się dla wielu sygnałem, że Alicja Iwańska nie uwierzyła w to, że jej mąż zginął w katastrofie. Czy wiedziała, że sztabowiec płk Michał Protasewicz raportował, iż Gralewski zginął razem z naczelnym wodzem, ale nie na pokładzie samolotu, a kurierce Elżbiecie Zawackiej „Zo”, powiedział wprost, że „Pankrac” Gralewski zginął od strzału w głowę?
Kiedy w końcu dotarła do swojego dowódcy Kazimierza Leskiego /słynny agent polskiego wywiadu o ps \”BRADL \”/, powiedziała mu wprost:
– „Czy mógłby mi pan pomóc w przeniesieniu się do partyzantki? To będzie teraz dla mnie lepsze. Niech mi pan wierzy…”.
– „Nie pozwolę pani uciekać przed samą sobą” – usłyszała w odpowiedzi….
W tej sprawie dotarłem do jednego ciekawego bloga \”Geopolityka, Terroryzm , Tajna Historia z przymrużeniem oka\”.
29.06.2013 r.
„Z brytyjskich dokumentów wynika, że Anglicy od początku nie wierzyli w katastrofę. Wiedzieli o przygotowywanym zamachu. Jeden z tajnych dokumentów wywiadowczych przesłany przez Intelligence Service do Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza, w którym Brytyjczycy wyliczają znane im i udokumentowane w ciągu trzech lat wypadki kontaktów Polaków z Niemcami, kończy się stwierdzeniem: „Istnieje jakiś drugi aparat wojskowy i cywilny w aparacie gen. Sikorskiego o innych celach i zamiarach, ukrywanych pilnie przed władzami polskimi i angielskimi. Tylko wzajemną i szczerą współpracą Intelligence Ser. i O II można to niebezpieczeństwo usunąć zarówno ze względu na interes Polski, jak i W. Brytanii.\”
\”W relacji Carra wielka maszyna, w pełni sterowna, lecąc bardzo nisko, po prostu \”wpadła do kałuży\”, czyli wodowała. Na ten widok wszyscy zaczęli się śmiać i żartować z nieudolności pilota. W tym, co oglądali, nie było nic tragicznego ani niezwykłego. Podobne wypadki zdarzały się na Gibraltarze często – tutejsze lotnisko należało do bardzo niebezpiecznych. Nikt w nich nie ginął, a następnego dnia niefortunne załogi stawały się obiektem żartów. Zresztą kilkadziesiąt minut później Carr i jego żołnierze rozmawiali z żywym i całkowicie zdrowym drugim pilotem, który o własnych siłach dopłynął do plaży. Przyglądali się jeszcze przez chwilę akcji ratunkowej, ale nie znajdując w niej nic specjalnie ciekawego, poszli spać. Rano czekała ich praca.\”
Nikt nie słyszał zresztą huku uderzenia samolotu o wodę. Podczas akcji ratunkowej na miejscem wodowania zrzucano flary. Nie obawiano się wybuchu paliwa – wiedziano, że samolot leciał \”na oparach\”. Zwłoki gen. Sikorskiego były ubrane tylko w podkoszulek i spodenki. Czemu rozebrał się w zimnym samolocie, podczas nocnego lotu? Podobnie rozebrane były zwłoki innych osób z polskiej delegacji. Wersja oficjalna nie wyjaśnia dlaczego. Ani tego jak można zginąć w wypadku, którego nie było. Skąd się więc wzięły straszliwe rany na ciele gen. Sikorskiego odkryte podczas ostatniej ekshumacji? Ledwie dwa miesiące wcześniej brytyjskie tajne służby zrealizowały operację \”Minced Meat\”. U wybrzeży Francji wyrzucono ciało \”oficera marynarki\” z przykutą do przegubu teczuszką z tajnymi dokumentami. Dokumenty były dezinformacją mówiącą, że alianci szykują lądowanie na Dodekanezie a nie na Sycylii. \”Oficer\” był pensjonariuszem przytułka dla bezdomnych zmarłym na gruźlice. Brytyjscy lekarze spreparowali ciało tak, że wyglądało na \”ofiarę wypadku komunikacyjnego\” a najlepsi niemieccy specjaliści medyczni się na tym nie połapali.
Utajnione są dokumenty z sekcji i zdjęcia zwłok ofiar katastrofy gibraltarskiej. Utajnione są też fotki i filmy z pobytu gen. Sikorskiego na Gibraltarze – skonfikowane prywatnym osobom. Fotki żywego generała. Dlaczego? Ostatnia wiarygodna relacja dotycząca polskiego premiera na Gibraltarze pochodzi z 4 lipca 1943 r. z godz. 15.00. Skończył on wówczas przegląd kompanii mirandczyków (polskich żołnierzy, którzy przedostali się na Gibraltar z hiszpańskiego obozu internowania Miranda del Ebro) i udał się na spoczynek do pałacu gubernatora gen. Noela Masona Mac-Farlane\’a. Wieczorem miał zjeść kolację z mirandczykami. Ten posiłek nagle odwołano . O tym co robił gen. Sikorski później \”wiemy\” jedynie z relacji Mac-Farlane\’a i por. Ludwika Łubieńskiego. Mac-Farlane to człowiek brytyjskich służb, który w 1938 r. szykował zamach na Hitlera. Łubieński to oficer łącznikowy Oddziału VI N.W. z brytyjskimi służbami. Człowiek, którego wielokrotnie złapano na łgarstwach dotyczących Gibraltaru. Dziwnym trafem nie dzielili się swoimi wrażeniami z pożegnania gen. Sikorskiego na lotnisku amerykański, francuski i belgijski oficer łącznikowy ani inni oficerowie ponoć tam wówczas obecni. Zwykle w takich sytuacjach są dziesiątki osób chwalących się, że dotknęli historii a tutaj śmiertelna cisza…
Kluczową postacią dla całej sprawy jest jednak Jan Gralewski, młody kurier AK z Warszawy, traser mający wyznaczać nowe przejścia w Pirenejach. 4 lipca po południu widziano jak żandarmeria wyprowadza go z pałacu gubernatora, gdzie miał czekać na audiencję u gen. Sikorskiego. Później niespodziewanie \”dostaje zaproszenie do Liberatora\” i ginie w katastrofie. 5 lipca w londyńskim gabinecie płka Protasewicza pojawia się dwóch agentów SOE i pytają się: \”Co teraz zrobicie z Gralewskim?\”. Prowadzono gorączkowe śledztwo w trakcie którego badano m.in. próbki pisma Gralewskiego. Gen. Elżbieta Zawacka \”Zo\” została przesłuchana w tej sprawie. Pokazano jej niewyraźne zdjęcie martwego Gralewskiego leżącego na pasie startowym gibraltarskiego lotniska.
Gralewski oficjalnie wyruszył z kraju do Hiszpanii 27 marca 1943 r. Tego dnia pisał on jednak do swojej narzeczonej; \”popijam likier na tarasie kawiarni w Paryżu\”. Oddajmy ponownie głos red Baliszewskiemu:
\”Najwyraźniej w tej historii pojawia się jakiś drugi Gralewski. Tak wynika z relacji Wandy Wolskiej, blisko związanej z rodziną Żarnowskich, którzy mieszkali na Wyspie św. Ludwika w Paryżu, gdzie mieścił się jeden z punktów kontaktowych \”Zagrody\”. Pewnego dnia pojawił się w ich domu dziwny kurier z Polski. Przedstawił się jako Jan Gralewski. Jechał prosto z dworca i był w mundurze niemieckiego oficera. (Gralewski, jeśli wierzyć oświadczeniu jego żony, nie znał niemieckiego i wydaje się mało prawdopodobne, by jechał z Warszawy jako Niemiec). Co jednak najbardziej zdziwiło Żarnowskich, człowiek ten przywiózł bardzo dużo jedzenia (masło, wędliny) i wręczył je ze słowami: \”Wiem, że tu w Paryżu cierpicie głód, my w Generalnym Gubernatorstwie jednak mamy łatwiejsze życie!\”. Dla ludzi, którzy często kontaktowali się z polskimi kurierami i świetnie wiedzieli, jak wygląda życie w Warszawie, słowa te zabrzmiały jak niepojęta prowokacja. Od tej chwili traktowali tego \”Gralewskiego\” z najwyższą ostrożnością, czekając, by jak najszybciej opuścił ich dom. Jego pobyt trwał jednak długo, kilka tygodni, gdyż ten dziwny kurier zdawał się nie mieć żadnych adresów kontaktowych w Paryżu.
Jeszcze bardziej zastanawiającą historię zapisał we wspomnieniach Wojciech Wasiutyński. Przekazał mu ją w końcu 1943 r. Zbigniew Lang, jeden z mirandczyków, którzy przez Gibraltar trafili do Londynu. \”Jak mi się udało wreszcie wydostać z Mirandy, mieszkałem w hotelu Prado w Madrycie w oczekiwaniu drogi na Portugalię. Tam dali mi pokój z (nieznanym mi wcześniej) Gralewskim. On przejechał całą Europę jako kurier, stracił masę czasu w Hiszpanii, klął w okropny sposób na Szumlakowskiego (polskiego posła w Madrycie), który mu nie ułatwił dalszej drogi. Bał się, że się spóźni, bo wiedział, że Sikorski poleciał na Wschód, że będzie wracał przez Gibraltar i tam miał mu złożyć sprawozdanie. (…) Potem, któregoś dnia przyszedł radośnie podniecony: >>Awantura u Szumlakowskiego poskutkowała, wyjeżdżam jutro okrężną drogą do Gibraltaru<<\”.
Jeśli ta historia jest prawdziwa – a jest prawdziwa, bo także dokumenty brytyjskie informują o wizycie kuriera Gralewskiego u ambasadora Wielkiej Brytanii w Madrycie, domagającego się pomocy w drodze na Gibraltar – oznacza to, że jakiś kurier z Polski znał trasę i daty przelotu Sikorskiego, a więc najtajniejsze informacje związane z bezpieczeństwem naczelnego wodza. Czy był nim jednak Jan Gralewski, \”Pankrac\”, filozof z Warszawy?
W niewielu punktach tej tajemniczej sprawy historia potrafi powiedzieć coś na pewno. Potrafi jednak ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, że młodym człowiekiem, który przybył w przeddzień katastrofy na Gibraltar, nie był Jan Gralewski. Nie mógł nim być, skoro jego zapiski do żony, ujawnione w latach 80., pod datą 24 czerwca 1943 r. zaczynają się od słów: \”… drugi dzień na Gibraltarze\”. Prawdziwy Gralewski przybył więc na Gibraltar 22 czerwca. Pod jakim nazwiskiem i jaką drogą, trudno ustalić.
Licząca 95 żołnierzy tzw. kompania mirandczyków, płynąc z portugalskiego portu Villa Real, wylądowała w Gibraltarze 24 czerwca. Jej dowódca, por. Jan Benedykt Różycki, późniejszy cichociemny \”Busik\”, sporządził pełną listę powierzonych mu żołnierzy. Podobną listę opracował por. Łubieński, który w porcie gibraltarskim przyjmował transport z Portugalii. Dotarcie do tych dokumentów, zachowanych w prywatnych szufladach, pozwoliło na nieoczekiwane odkrycie. Obie listy zawierają nazwiska nie jednego, a czterech kurierów z Polski: Nowakowskiego, który przedstawia się jako Jan Gralewski i pod tym nazwiskiem będzie się poruszał po Gibraltarze (choć prawdziwy Gralewski na Skale jest już od dwóch dni), Pantaleona Drzewickiego, które to nazwisko ukrywa Stanisława Izdebskiego, dziwnego, nikomu nieznanego, ale pojawiającego się w dokumentach kuriera z Warszawy, oraz Pawła Pajkowskiego, który przybędzie na Gibraltar w przeddzień katastrofy.
Wszelkie próby ustalenia, kim był Stanisław Izdebski, nie przyniosły żadnego wyjaśnienia. Przedstawiał się jako liczący 48 lat kapral podchorąży broni pancernej. Twierdził, że jest kurierem PPS, który wyszedł z Warszawy 27 marca 1943 r. Już z Londynu Jan Kwapiński 30 lipca 1943 r. zapytywał w depeszy Zygmunta Zarembę: \”Przybył z kraju Stanisław Izdebski. Powołuje się na Ciebie (…). Ponieważ zeznania jego są mętne, proszę o odpowiedź, czy go znasz i czy jest naszym człowiekiem\”. 19 września Zaremba z Warszawy odpowiadał: \”Nikt z naszych towarzyszy nie orientuje się, o kim może być mowa\”. Podobnie dzisiaj najwybitniejszy znawca podziemnej PPS Jan Mulak nie potrafi powiedzieć, kim był ów tajemniczy kurier. Według jego wiedzy na pewno nie miał nic wspólnego z PPS, a po śmierci Sikorskiego, już w Londynie, nagle znikł.
Nie mniej tajemnicza wydaje się postać młodego kuriera, który jako Pajkowski pojawił się na scenie gibraltarskiej w nocy z 2 na 3 lipca. Wiele szczegółów wskazuje na 21-letniego Jerzego Miodońskiego z Krakowa. Opuścił Polskę 24 grudnia 1942 r. w towarzystwie Trudy Heim, siostry SS-Obersturmbannführera Güntera Heima, prywatnie doktora chemii, a służbowo szefa krakowskiej SD (służby bezpieczeństwa), i bez żadnych kłopotów dojechał pociągiem do Hiszpanii. W Madrycie w placówce II oddziału złożył raport, do którego dołączył plany struktury zbrojnego podziemia w Polsce, dokument tak szczegółowy, że z daleka pachnący niemiecką prowokacją. Według dokumentów placówki ewakuacyjnej w Lizbonie Jerzy Miodoński miał zostać wysłany do Londynu z Lizbony 7 lipca 1943 r. Jednak dokumenty podobnej placówki w Madrycie ujawniają, że wysłano go na Gibraltar.
Kim był Jerzy Paweł Nowakowski, który na Gibraltarze podawał się za Jana Gralewskiego – nie wiadomo. Na liczącej kilka tysięcy nazwisk liście wszystkich Polaków, którzy przeszli przez Gibraltar, zapisany jest jako Nowakowski vel Bolesław Kozłowski, vel Wiktor Suchy. W nawiasie ktoś, kto listę tę sporządzał, najpewniej ksiądz Antoni Liedtke, napisał: \”wariat albo prowokator\”. Być może sens tych słów historia zrozumiała za późno.\”
\”Pod datą 28 czerwca 1943 roku por. Różycki zapisuje informacje o kurierze z Warszawy przedstawiającym się jako Jan Gralewski. Zapisuje, że kurier zostaje włączony do kadry oficerskiej mirandczyków i z kilkoma innymi, m.in. por. Łubieńskim, kilka razy udaje się na stojący w porcie polski okręt Ślązak, by pomagać polskim marynarzom w nauce języka angielskiego. Tego samego dnia prawdziwy Jan Gralewski ujawnia w swych zapiskach, że siedzi zamknięty w koszarach: \”27 czerwca 1943 roku, a może 28? Nie wiem, straciłem rachubę czasu. Nie wiem nawet, która godzina ani jaki dziś dzień w tygodniu. Jestem strącony na samo dno wojskowego…\” (zdanie urwane). Pod datą 3 lipca zapisze: \”Od wczoraj zaczęło się coś dziać w moim osobnym wątku. Przyszły z daleka zapytania, żeby >>as quick, as possible<<. Teraz tylko czekam w każdej chwili gotowy do drogi. Mam już dość obecnego ekspe…\” (zdanie niedokończone)\”
Dr Baliszewski w serialu dokumentalnym \”Generał\” ujawnił nowe szczegóły tej tajemnicy. Dostał informacje mówiące o tym, że zamachu na Gibraltarze dokonała organizacja posługująca się nazwą \”Wojsko i Niepodległość\”. Sztab przygotowujący operację \”Mur\”, czyli zabójstwo gen. Sikorskiego składał się z Polaków i Brytyjczyków a na jego czele stał komandor Tadeusz Stoklasa, oficer Oddziału II N.W. Pytanie kto stał nad nim? W poprzednim wpisie z serii \”Największe sekrety\” wspomniałem o planach zamachu na gen. Sikorskiego snutych przez organizację wywiadowczą \”Muszkieterowie\” i środowisko skupione wokół Drugiego Marszałka. Sikorski był celem zamachów w 1940 r. w Paryżu, w 1941 r. w Londynie, w marcu 1942 r. nad Atlantykiem (mechanizm zapalający w samolocie) i w listopadzie 1942 r. nad kanadyjskim lotniskiem Dorval (nagły upadek samolotu). Motywy strony polskiej są jasne: zemsta za lwowską zdradę i zamach stanu z września 1939 r., pozbawienie życia polityka spolegliwego wobec Sowietów. Czemu jednak w spisek przeciwko gen. Sikorskiemu mieliby się angażować Brytyjczycy? Przecież to oni kontrolowali bazę w Gibraltarze – miejsce gdzie przebywał gen. Eisenhower i cały sztab przygotowujący operację \”Husky\”. Jak wyjaśnić udział Niemców w tym spisku?
Wojna to nie tylko działania bojowe. To również tajne negocjacje. Przez całą II wojnę światową istniała zarówno w Wielkiej Brytanii jak i w Niemczech frakcja dążącą do zawarcia pokoju między aliantami zachodnimi i Niemcami, przerzucenia wszystkich niemieckich sił na Wschód i wspólnej budowy Zjednoczonej Europy. Wiosną 1943 r. po ujawnieniu sprawy Katynia relacje brytyjsko-sowieckie ulegają gwałtownemu ochłodzeniu. Sowieci prowadzą tajne negocjacje pokojowe z Niemcami – w ten sposób obie strony starają się szantażować aliantów zachodnich. Na 20 kwietnia 1943 r. siatka \”Muszkieterów\” zaplanowała zamach na Hitlera w Wilczym Szańcu – akcja nie dochodzi do skutku z powodu aresztowań wśród konspiratorów, włoskich i węgierskich oficerów. 2 lipca 1943 r. dochodzi w Londynie do nieudanego zamachu na Churchilla. Niemiecka propaganda kładzie wielki nacisk na przedstawianie planów powstania przyszłej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Jednocześnie publikowane są karykatury przepowiadające śmierć gen. Sikorskiego. 4 lipca 1943 r. na Gibraltarze jest obecny Iwan Majski, sowiecki ambasador w Londynie. Prawdopodobnie bierze udział w negocjacjach z gen. Sikorskim. I wtedy, po godz. 15.00 dochodzi w domu gubernatora do makabrycznej zbrodni. Jak pisze dr Baliszewski:
\”\”Jak sądzę, około 16.30 stwierdzono, że Sikorski nie żyje. Nie żyli też inni członkowie polskiej ekipy. Zostali zabici w łóżkach, gdy spali lub odpoczywali w samej bieliźnie. Nikt nie wiedział, kto był sprawcą. Na korytarzu zapewne karnie czekał na przyjęcie kurier z Polski Jan Gralewski, który nie miał ze zbrodnią nic wspólnego, ale stał się głównym i jedynym oskarżonym. Jednak dla gubernatora w tej chwili nie to było najważniejsze. Jak sądzę, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zdarzył się fakt, który mógł mieć nieobliczalne skutki polityczne dla całej walczącej Europy i świata. Ktoś dokonał zbrodni w zamkniętej brytyjskiej twierdzy, pod dachem jego pałacu, gdzie spotkali się Polacy z Rosjanami. Było oczywiste, że podejrzenia o dokonanie zbrodni spadną przede wszystkim na Anglików i Rosjan. Myślę, że dla gubernatora Masona-Macfarlane\’a oczywiste było także to, że celem tej zbrodni nie była wyłącznie osoba Sikorskiego.
Gdyby ktoś chciał zamordować Sikorskiego, w pałacu gubernatora zginąłby wyłącznie on. Tu brutalnie zamordowano całą polską grupę. Ktoś, kto tego dokonał, wyraźnie liczył na głośny polityczny efekt. I trudno było nie zrozumieć tej oczywistej kalkulacji. Zbrodnia została dokonana w szczególnym momencie historii, gdy jedność sprzymierzonych wisiała na włosku. (…)
Prawda o tym, kto zabił, w tym momencie historii nie miała najmniejszego znaczenia. W ówczesnej nabrzmiałej konfliktami rzeczywistości politycznej i tak nikt by w tę prawdę nie uwierzył, a na pewno nie uwierzyliby Polacy, boleśnie rozgoryczeni zbrodnią katyńską i brakiem reakcji na tę zbrodnię brytyjskich i amerykańskich sojuszników.
Nie wiem, czyjego autorstwa był plan zniweczenia skutków perfekcyjnej prowokacji genialną mistyfikacją. Być może samego gubernatora, być może ministra Grigga albo lorda Louisa Mountbattena, ówczesnego szefa tzw. operacji kombinowanych, czyli tajnych działań służb dywersyjnych w okupowanej Europie Zachodniej, obecnego w tym momencie w Gibraltarze. Osobiście podejrzewam, że plan \”wskrzeszenia\” zamordowanych Polaków był autorstwa majora Anthony\’ego Quayle\’a, zastępcy do spraw wojskowych gubernatora, a po wojnie znakomitego brytyjskiego aktora.
Wystarczyło w mundury poległych ubrać kilku ludzi (to dlatego wszystkie wydobyte z morza ciała Polaków, jak pisze Łubieński, były pozbawione odzieży), pokazać ich na przyjęciu u Amerykanów, zainscenizować scenę pożegnania na lotnisku, a potem zaaranżować start i wodowanie samolotu – by ogłosić światu nieszczęśliwy wypadek. Mogło o nim zaświadczyć jakże wielu świadków, przekonanych, że rzeczywiście widzieli katastrofę, w której zginął Sikorski. Ryzyko dekonspiracji w istocie było niewielkie, wypadek zaplanowano na niedzielne godziny nocne, gdy na lotnisku było już pusto.\”
Nasuwa się pytanie, czy inscenizacja katastrofy lotniczej była działaniem ad hoc, czy też zaplanowanym o wiele wcześniej. Jeśli drugi wariant jest prawdziwy, to znaczy, że tajemnicza polsko-brytyjsko-niemiecka siatka dążąca do zakończenia wojny została spenetrowana a cała operacja na Gibraltarze była misterną intrygą, podobną do pułapki zostawionej w Szkocji na Rudolfa Hessa. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, kto stał po stronie polskiej za operacją \”Mur\”. Zarówno Drugi Marszałek jak i Stefan Witkowski już od dawna nie żyli. Wielokrotnie oskarżano o sprawstwo zamachu gen. Władysława Andersa. Była to głównie komusza propaganda, ale nie tylko. Gen. Sławoj-Składkowski, były premier II RP, w swoim pamiętniku pisanym w Palestynie zamieścił enigmatyczne zdanie: \”Łobuz Anders zabił Sikorskiego przez swego kumpla Sterna\” (Chodziło być może o Avrahama Sterna, szefa organizacji Lehi – Stern zginął jednak w 1942 r.).
Helena Sikorska pisała w latach \’60-tych do gen. Mariana Kukiela: \”\”Pisze Pan dalej, że staraniem mego ś.p. Męża było dążenie do ułożenia »życzliwej współpracy« z gen. Andersem. To jest prawda. A jak na to reagował gen. Anders? Zamiast, jak prawdziwy żołnierz, być posłusznym rozkazom swego Naczelnego Wodza, przeciwstawiał Mu się otwarcie na odprawie w Londynie, na której był obecny i Pan Generał – i w liście do Prezydenta Raczkiewicza żądał usunięcia mego Męża – a w końcu jawnym, zorganizowanym buntem, wraz ze swoją kliką dążył do zabójstwa swego Naczelnego Wodza. Pan Anders pragnie »pochylić czoła« przed grobem swego Naczelnego Wodza. Ten człowiek, którego mój ś.p. Mąż przywrócił do życia, był przecież główną przyczyną śmierci Jego, mojej ś.p. Córki i tylu wartościowych osób. To jest bezczeszczenie pamięci mego Męża. Na tym kończy się nasza wspólna korespondencja jak i znajomość\”. Być może oskarżenia wzięły się stąd, że por. Łubieński był adiutantem i oficerem ds. specjalnych poruczeń gen. Andersa sam zaś gen. Anders był człowiekiem służb. W 1918 r. kierował departamentem niemieckim w rodzącym się polskim wywiadzie wojskowym.
Innym niewyjaśnionym pytaniem jest to dlaczego podczas operacji \”Mur\” zginęli też brytyjscy oficjele. Rozumiem, że większość załogi Liberatora musiała zginąć, by uprawdopodobnić wypadek. Ale dlaczego zabito konserwatywnego deputowanego Victora Cazaleta i brygadiera Johna Whitleya? Whitleya wyciągnięto z morza ciężko rannego – nie został więc zabity w pałacu gubernatora. Tajemnicą pozostaje też obecność na liście pasażerów Liberatora panów Pindera i Locka, oficerów MI6 z Kairu. Czyżby brali udział w zamachu i zostali za to zlikwidowani?
Ciała Zofii Leśniowskiej, córki i powierniczki generała nie znaleziono, choć powinno zatrzymać się na siatce anty torpedowej. Nie znaleziono też zwłok Adama Kułakowskiego, sekretarza premiera. Popołudniu towarzyszył Leśniowskiej w wyprawie \”na zakupy\”. Nie było ich więc w pałacu gubernatora, gdy doszło do zamachu. Baliszewski: \” Kilka dni po katastrofie gibraltarskiej poseł Tadeusz Zażuliński, polski poseł w Kairze, został poproszony o przybycie do hotelu \”Mena House\”.
W tym właśnie hotelu mieszkała ekipa generała Sikorskiego. Jeden z pokoi zajmowała Zofia Leśniowska.
W tym hotelu, lecz w zupełnie innym pokoju, służba hotelowa znalazła pod dywanem bransoletkę z kości słoniowej z dużą złotą klamrą. Ktoś zapamiętał, że taką samą nosiła córka Sikorskiego i zawiadomił polskie poselstwo. (…) Zażuliński od razu rozpoznał tę bransoletkę. Była imieninowym prezentem dla Zosi od kilku polskich oficerów. (…)
Kiedy teraz poseł Zażuliński trzymał w ręce tę samą (miała wygrawerowaną dedykację) bransoletkę, nie było mu do śmiechu. Po pierwsze, Zosia, jak wiedział, zginęła w katastrofie w Gibraltarze, a po drugie, doskonale pamiętał, że gdy ją żegnał 3 lipca na lotnisku kairskim, miała tę \”niezdejmowalną\” bransoletkę na ręce. Jak więc, na Boga, bransoletka mogła sama wrócić do Kairu i kto i dlaczego ukrył ją pod hotelowym dywanem? Zażuliński przekazał bransoletkę wraz z całą tą niezwykłą historią udającemu się do Londynu Tadeuszowi Romerowi, nowo mianowanemu polskiemu ministrowi do spraw Wschodu. Obaj próbowali rozwikłać jej zagadkę, ale żadne rozsądne wyjaśnienie nie przychodziło im do głowy. Być może rozważali także i tę ewentualność, że Zosia żyje i że to ona umieściła bransoletkę pod dywanem jako znak istnienia i rozpaczliwe wołanie o ratunek. Ale jak i po co miałaby się znaleźć w Kairze? Jedynym samolotem, który w tych dniach przyleciał do Kairu z Gibraltaru, był samolot udającego się z Londynu do Moskwy ambasadora Iwana Majskiego\”
- Autor:Dariusz Baliszewski
Tajemnica Hieny
Dodano: 6 lutego 2005 / Zmieniono: 4 lipca 2016.
Kto zamordował generała Władysława Sikorskiego? Ktoś zabił gen. Władysława Sikorskiego. Najprawdopodobniej udusił. Wszyscy, którzy przed pogrzebem – już w Londynie – uczestniczyli w otwarciu jego trumny, byli zgodni co do tego, że twarz Sikorskiego nie miała śladów obrażeń. Natomiast wszyscy zapamiętali jej ciemnobrązowy kolor, charakterystyczny dla twarzy ofiar uduszenia.
Dziś, po ponad 60 latach po śmierci gibraltarskiej, niewielu historyków wierzy jeszcze w oficjalną wersję przypadkowego wypadku lotniczego. W przypadkowych wypadkach zdarza się bowiem, że giną ludzie, nie powinny jednak ginąć fakty. W tym nigdy nie wyjaśnionym wypadku wraz z ludźmi – jak się miało okazać – zaginęła cała prawda o okolicznościach zdarzenia. Nikt do dziś nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, ilu ludzi znajdowało się na pokładzie samolotu, ilu i jak zginęło, wreszcie – co się stało z ich ciałami? Według relacji por. Ludwika Łubieńskiego, szefa polskiej misji wojskowej na Gibraltarze, Jan Gralewski, jedna z ofiar katastrofy, kurier z Polski, przed śmiercią wyraził życzenie, że chciałby być pochowany na Gibraltarze! Cóż to więc był za dziwny wypadek, jeśli jego ofiary przed wejściem do samolotu rozstrzygały o miejscu swego pogrzebu?
Ocaleli czy zginęli
Historycy w dochodzeniu prawdy odnajdują dziś, po latach, nie dające się wyjaśnić dokumenty i fakty świadczące o tym, że być może nie wszyscy zginęli w rzekomym wypadku lotniczym. Być może tych, których ciał nie odnaleziono, czekał nieporównanie bardziej tragiczny los. Bransoletka córki generała Zofii Leśniowskiej, ozdoba, która tajemniczą drogą zawędrowała do Kairu i została tam odnaleziona pod dywanem w hotelu Mena House (\”Bransoletka Zofii\”, \”Wprost\” nr 52/53 z 2004 r.), rodzi pytania i hipotezy z pozoru tylko absurdalne. Jeśli bowiem przyjąć za prawdopodobne, że nie było żadnej katastrofy lotniczej, a wypadek samolotu Sikorskiego został zaaranżowany jedynie po to, by ukryć prawdę o wcześniejszym zamachu w pałacu gubernatora, to trzeba przyjąć za możliwe przypuszczenie, że zamachowcy nie zabili wszystkich członków ekipy Sikorskiego, a jedynie tych, którzy między godz. 15.00 a 16.00 znajdowali się w pokojach. Najprawdopodobniej więc ocalała Zofia Leśniowska i Adam Kułakowski, sekretarz Sikorskiego, którzy udali się w tym czasie do miasta, a na pewno Jan Gralewski, który z ekipą Sikorskiego w ogóle nie miał nic wspólnego. Jeśli mistyfikacja wypadku miała się wydać prawdopodobna, to także oni musieli zniknąć i zostać uznani za zabitych. Tym bardziej, że najprawdopodobniej nigdy nie zgodziliby się na jakikolwiek współudział w mistyfikacji.
Czy cokolwiek poza intuicją wspiera to przypuszczenie? Z co najmniej kilku poszlak wskazujących na to, że tak właśnie być mogło, pierwsza jest sprawa łóżka. Oto, jak świadczą relacje m.in. Ludwika Łubieńskiego, po południu 4 lipca córka generała poprosiła o wstawienie do samolotu łóżka dla ojca. Według relacji czeskiego pilota kapitana Edwarda Prchala, oficjalnie jedynego uratowanego w katastrofie, to instalacja łóżka miała spowodować opóźnienie odlotu liberatora. Jest oczywiste, że nie można po prostu wstawić łóżka do samolotu. W chwili startu czy lądowania, w momentach turbulencji łóżko \”latałoby\” po całej maszynie. Jeśli ktoś chciałby je zainstalować, musiałby je przyspawać do podłogi lub elementów kadłuba samolotu. Łóżka, rzekomo zamontowanego, nie znaleziono po wypadku. Nie wspominają o tym dokumenty i relacje z przebiegu akcji ratunkowej. Nikt – okazuje się – łóżka nie zainstalował. Po co zresztą miano by to zrobić, skoro w tylnej części samolotu Sikorskiego znajdowało się sześć superwygodnych foteli?
Cała ta sprawa rodzi inne pytanie: po co Zosia – a to nie ulega kwestii – miałaby się upierać w sprawie jakiegoś łóżka dla ojca? Nic nie wiadomo o tym, by był chory lub by się gorzej poczuł. Zresztą, nawet gdyby, to równie wygodnie przeleżałby sześć godzin lotu do Londynu w fotelu. Jedyne, co pozwala zrozumieć epizod z łóżkiem, to hipoteza, że Zofia Leśniowska, powiadomiona o śmierci ojca, chciała na łóżku przewieźć do Londynu jego ciało. Być może jedynie ta hipoteza tłumaczy, dlaczego gubernator gen. Mason-MacFarlane opowiadając już po wojnie w Londynie Helenie Sikorskiej, wdowie po generale, zdarzenia owego dnia, mówił, jak to wieczorem 4 lipca 1943 r. błagał Zosię, by nie leciała tym samolotem! Dlaczego miałaby nie lecieć, skoro dotychczas latała z ojcem? I jakim to – gdyby przyjęła tę radę – samolotem miałaby polecieć? Jedynym samolotem, który tego wieczoru, a ściśle biorąc tej nocy, już po tzw. wypadku samolotu Sikorskiego, startował z Gibraltaru, był Liberator ambasadora Rosji w Wielkiej Brytanii Iwana Majskiego. Udawał się jednak przez Kair do Moskwy.
Szantaż Stalina
Ta podróż Majskiego do Moskwy miała dramatyczny kontekst polityczny. Formalnie został on wezwany na konsultacje. Faktycznie jednak w maju i czerwcu 1943 r. Stalin odwołał także Litwinowa z Waszyngtonu i Gusiewa z Montrealu. W czerwcu rozpoczął tajemnicze rozmowy z Niemcami, szantażując Zachód perspektywą bliskiego separatystycznego pokoju. W stosunkach sprzymierzonych rozpoczynał się głęboki kryzys zaufania, którego powodem nie była wcale sprawa przesunięcia daty utworzenia drugiego frontu na rok 1944, o czym Stalin wiedział od stycznia 1943 r., lecz sprawa polska i gen. Władysław Sikorski. Po kryzysie katyńskim i zerwaniu stosunków z rządem polskim w Londynie Stalin tworzył w Moskwie własny rząd polski z Wandą Wasilewską i własne polskie wojsko z płk. Berlingiem. Zamiast akceptować jego plany, Zachód ustami Churchilla przypominał mu jego niedawny sojusz z Niemcami i deklarował pełne poparcie Sikorskiego. Upraszczając skomplikowaną sytuację polityczną, jaka powstała, odwołując Majskiego, Stalin stawiał sprzymierzonych przed wyborem: \”albo ja, albo ten faszysta Sikorski!\”.
Dwa liberatory
Nikt nie uwierzy, że to tylko przypadek sprawił, że 4 lipca 1943 r. na płycie lotniska gibraltarskiego znalazły się obok siebie samoloty Sikorskiego i Majskiego. Po wyparciu Niemców z Afryki do wyboru pozostawało wiele lotnisk na drodze do Moskwy. Majski mógł lądować na wolnej już Malcie czy na jednym z lotnisk Maghrebu. A jednak obaj politycy znaleźli się nagle w tym samym miejscu. W świetle relacji i polskich, i brytyjskich to \”przypadkowe\” spotkanie z Rosjanami zakwaterowanymi w innym skrzydle tego samego pałacu gubernatora miało spowodować komplikacje. Oto Polacy mieli nie wychodzić z pokojów i ukrywać swoją obecność do odlotu Majskiego, a Rosjanie, by nie spotkać Sikorskiego, zostali wysłani na wycieczkę po Gibraltarze, a następnie skłonieni do wcześniejszego odlotu z Gibraltaru.
To czysta anegdota historii. Dodajmy, mało wiarygodna. Gen. Sikorski nigdy przed nikim, a już na pewno przed Rosjanami, nie zgodziłby się ukrywać. Jeśli przyjąć za prawdopodobną hipotezę, że śmierć Sikorskiego nastąpiła nie w wypadku lotniczym późnym wieczorem, a wiele godzin wcześniej w pałacu gubernatora, którego skrzydło zajmowali Rosjanie, to historia nie brzmi już tak anegdotycznie. Co więcej, jeśli przyjąć za prawdziwą relację Renalta Capesa, brytyjskiego oficera z wieży kontroli lotów w Gibraltarze, świadczącą o tym, że ambasador radziecki odleciał wraz ekipą (według Ludwika Łubieńskiego liczącą kilkunastu oficerów) do Kairu wiele godzin po wypadku samolotu Sikorskiego, to cała ta historia zdaje się po latach nabierać zgoła innego sensu. W jej nowym świetle zrozumiała staje się cała brytyjska mistyfikacja wypadku lotniczego w celu ukrycia wcześniejszej zbrodni i być może także ochrony domniemanych zabójców. Jeśli zamachowcami mogli się okazać też Rosjanie, to taka prawda nie mogła ujrzeć światła dziennego.
Nieświadomy Majski
Sam ambasador Majski zapytany przez Rolfa Hochhutha, niemieckiego pisarza, o zdarzenia gibraltarskie, w liście z 27 grudnia 1966 r. wyjaśnia – zastrzegając, że doskonale pamięta przebieg wypadków – że z Londynu wyleciał w nocy z 4 na 5 lipca (kiedy gen. Sikorski już nie żył), a na Gibraltar przybył 5 lipca. Został zakwaterowany w twierdzy gibraltarskiej, a nie w pałacu gubernatora, i o obecności Sikorskiego nic nie wiedział. Nie wiedział też o katastrofie samolotu Sikorskiego, a o śmierci generała dowiedział się 6 lipca w Kairze podczas śniadania w ambasadzie brytyjskiej. Wobec takiego oświadczenia historyk nie ma możności stawiania dalszych pytań. Hochhuth nie zapytał więc ani o tajemnicę bransoletki Zofii Leśniowskiej, która jakimś cudem znalazła się z powrotem w Kairze, ani o ewentualną obecność na pokładzie samolotu Majskiego ludzi, którzy być może przeżyli zamach na generała. Nie zapytał o to, dlaczego samolot Majskiego w drodze do Kairu miał międzylądowanie nie w Castel Benito obok Trypolisu, gdzie lądowały wszystkie samoloty, lecz na wojskowym lotnisku w sercu pustyni, jak gdyby było coś do ukrycia. Nikt więcej Majskiego o nic nie pytał. Zmarł w 1975 r. okryty sławą wielkiego dyplomaty i wybitnego historyka.
Misja cichociemnego
I zapewne nikt nie powróciłby do tych pytań, gdyby nie niezwykła relacja, która – początkowo uznana za absurdalną – przeleżała kilka lat w archiwum \”Rewizji Nadzwyczajnej\”. Kiedy pod koniec lat 90. zdecydowałem się odnaleźć jej autora, okazało się, że jest już za późno. Nikt nie odpowiadał na listy. Warto ją przywołać, dziś bowiem nie brzmi już wcale tak absurdalnie, jak to się przed laty mogło wydawać: \”W drugiej połowie września 1945 lub 1946 roku przyjechał do swojej rodziny w Rutkach Tadeusz Kobyliński.
Ja dobrze go znałem, ponieważ służąc w wojsku, razem pracowaliśmy w wywiadzie od 1936 roku aż do wojny 1939 roku. Wiem, że on był wówczas w ochronie gen. Sikorskiego. Będąc w Rutkach, przybył do mego domu w Ożarkach i powiedział mi, że jedzie do Związku Radzieckiego, aby uwolnić córkę gen. Sikorskiego, która jest tam przetrzymywana, i że ja, jako komendant placówki AK w Rutkach, powinienem dać mu ochronę z AK-owców, ponieważ przez AK-owców mógłby być ścigany i zwalczany. Ja zgodziłem się i dałem mu do ochrony dwóch ludzi w drodze do Sokółki. On przenocował u rodziny w Rutkach i na drugi dzień o godz. 5 rano odjechali. Było ich pięcioro: Kobyliński, a z nim kobieta i mężczyzna oraz dwóch moich ludzi ochrony. O godz. 6.30 tego samego dnia przyjechał do mnie samochodem komendant Obwodu AK Zambrów Władysław Podsiad, ps. Brzoza, i z nim trzech ludzi, którzy byli w pogoni za Tadeuszem Kobylińskim. Zabrali mnie do samochodu i ruszyliśmy w pościg. W Białymstoku nie zdążyliśmy ich dopędzić. Dopędziliśmy ich w Sokółce, ale tam przejęło ich już wojsko sowieckie i pod jego ochroną przejechali granicę w kierunku Grodna. My więcej nie mogliśmy już nic zrobić (…)\”.
Cała sprawa nie byłaby warta wzmianki, gdyby nie okazało się, że autor relacji Jan Kozłowski z Ożarek, a także Władysław Podsiad z Zambrowa byli komendantami placówki i obwodu AK; co więcej, gdyby się nie okazało, że Tadeusz Kobyliński to słynny cichociemny, ps. Hiena, zrzucony do Polski w kwietniu 1944 r. Zaprzysiężony 26 czerwca 1943 r. w pierwszych dniach lipca znalazł się na Gibraltarze. W świetle relacji ludzi, którzy zetknęli się z nim po wojnie, to on, a nie gubernator Mason-MacFarlane miał przekonywać Zosię, by nie leciała z ojcem. Żaden oficjalny dokument nie potwierdza tej historii. Z dokumentów wynika, że w czasie gdy ppor. Tadeusz Kobyliński działał na Gibraltarze, oficjalnie uczestniczył od 15 kwietnia do 12 listopada 1943 r. w kursie doskonalenia administracji wojskowej. A w dniach, w których udawał się do Rosji na poszukiwania córki Sikorskiego, oficjalnie \”został przeniesiony rozkazem płk. Rzepeckiego do Krakowa ze specjalnym zadaniem\”. Tylko z fragmentarycznych relacji przyjaciół wynika, że podobno Hiena widział Zosię z daleka gdzieś pod Moskwą w jakimś obozie. Ale nie mógł się zbliżyć. 23 listopada 1945 r. po ucieczce z Polski dotarł do Ankony. Po wojnie służył w wojsku brytyjskim. Zmarł na atak serca w 1961 r. w wieku 47 lat. Najpewniej nikt nigdy nie dojdzie prawdy w tej historii. Może więc warto zapisać dziś w formie najprostszej informacji, że podobno byli ludzie, którzy po wojnie, w 1945 r., poszukiwali w Rosji Zofii Leśniowskiej, oficjalnie zmarłej w wypadku gibraltarskim, i byli też ludzie, którzy próbowali im w tym przeszkodzić.
Dariusz Baliszewski o Zofii Leśniowskiej.
Nie ma ani jednej relacji o tym, że Leśniowska weszła do samolotu. Dotarłem za to do sprawozdania świadka, który był członkiem ekipy Sikorskiego i na Gibraltarze został na lotnisku. Twierdził on, że Leśniowska nie wsiadła do maszyny. Dlaczego miałaby zostać? Miała taki rozkaz od ojca . W dniu, w którym doszło do katastrofy, na Gibraltarze przebywał Iwan Majski, ambasador ZSRS w Londynie. W dniu katastrofy doszło do rozmowy między nim a Sikorskim. Sądzę, że Majski zaproponował dalsze rozmowy, ale Sikorski musiał już wracać do Londynu, więc oddelegował do nich swojego sekretarza Adama Kułakowskiego i właśnie swoją córkę, która była najbliższą współpracownicą generała. Skoro nie wsiadła do samolotu, a słuch po niej zaginął, to co się z nią stało? Pasażerowie maszyny już wcześniej mieli sygnały o podmianie drugiego pilota. Zlekceważyli je jednak. Leśniowska musiała więc zrozumieć, że była świadkiem zamachu. Brytyjczycy nie chcieli, żeby zaczęła to rozgłaszać, więc pozwolili ją uprowadzić Sowietom. Wiemy, że kiedy Majski wracał z Gibraltaru, jego samolot wykonał międzylądowanie w bardzo nietypowym miejscu, na małym saharyjskim lotnisku. Brytyjczycy wywieźli Leśniowską z Gibraltaru drugą maszyną i przekazali ją do samolotu Majskiego podczas tego międzylądowania. Jeśli Leśniowska zostałaby na Gibraltarze, a niedługo potem zniknęła, to Polacy, którzy byli z nią na miejscu, wszczęliby alarm. W zamęcie, jaki powstał na lotnisku tuż po katastrofie, nikt się nią nie interesował. Nawet jeśli ktoś zapamiętał, że została na miejscu, to wolał milczeć.
Pułapka Stalina
25.08.2009 Tadeusz A. Kisielewski
Generał Sikorski dowiedział się o planowanym zamachu tuż przed wejściem na pokład swojego samolotu. Zbagatelizował jednak ostrzeżenie brytyjskiego wywiadu. Z podróży zrezygnowała natomiast córka generała Zofia Leśniowska – oto sensacyjna relacja adiutanta generała Leopolda Kurnika. Dotarł do niej historyk Tadeusz A. Kisielewski. Ta nieznana dotąd relacja potwierdza wcześniejsze ustalenia, dotyczące śmierci generała, opublikowane w grudniowym numerze „Focusa Historia”
Nareszcie wiadomo: Generał Sikorski nie został ani uduszony, ani otruty, nikt nie zadźgał go ani nie zastrzelił w samolocie, ani na pasie startowym. Wódz naczelny zginął w wyniku wielonarządowych obrażeń powstałych, gdy samolot uderzył o taflę wody przy dużej prędkości. Stwierdzono również, że generał reagował na okoliczności lotu. Co to wszystko oznacza? Bo już pojawiły się głosy, że sekcja zwłok generała ostatecznie wykluczyła prawdopodobieństwo zamachu.
Biegli medycy nie wypowiedzieli się oczywiście w kwestii: czy wodowanie było wynikiem wypadku czy elementem zamachu. A przecież w przypadku naszego śledztwa to pytanie jest zasadnicze. To, co napisaliśmy w grudniowym „Focusie Historia”, nadal zatem należy brać pod uwagę. Wszystkie inne hipotezy dotyczące zamachu można już schować między bajki.
Przypomnijmy zatem wcześniejsze ustalenia. Dr Tadeusz A. Kisielewski napisał, że śmierć generała była wynikiem zamachu. Przeprowadził go wynajęty as alianckiego lotnictwa. Kanadyjczyk George Frederick „Świr” Beurling który zastąpił za sterami maszyny innego pilota i uderzył samolotem o wodę. Sam przeżył wypadek, by zginąć w tajemniczych okolicznościach 5 lat później.
Nasza publikacja wywołała spory oddźwięk. Komentarze były na ogół złośliwe, ale ucichły, gdy pojawiły się przecieki z sekcji zwłok. Okazało się, że nasza hipoteza nie zaprzecza nowym informacjom.
Obok publikujemy ciąg dalszy śledztwa dr. Kisielewskiego. Tym razem jest to analiza jego rozmowy z Krystyną Machałą, wnuczką siostry adiutanta generała Sikorskiego – Leopolda Kurnika. Ten miał jej w 1966 r. opowiedzieć „prawdziwą” wersję śmierci swojego dowódcy. Relacja adiutanta brzmi sensacyjnie i potwierdza naszą wersję. Oto 4 lipca 1943 r. wieczorem, gdy generał żegna się ze współpracownikami i oficjelami, na płycie lotniska pojawiają się oficerowie prawdopodobnie brytyjskiego wywiadu i informują o podmianie pilotów i zamachu. Zmęczony generał bagatelizuje ostrzeżenie i wchodzi do maszyny. Wcześniej jednak informuje, że kto chce (czytaj: boi się), może nie lecieć. Na lotnisku zostaje kilka osób, w tym córka generała Zofia Leśniowska. Chwilę potem samolot spada do wody.
Kim byli oficerowie wywiadu? Dlaczego córka generała i jego adiutant nie wsiedli do samolotu? To pytania, na które nadal poszukujemy odpowiedzi. W dalszym ciągu nie wiemy też, kim był zleceniodawca rozkazu zamordowania Władysława Sikorskiego. Jeśli oczywiście taki rozkaz w ogóle się pojawił…
Oto relacja pani Krystyny Machały, zamieszkałej w Inowrocławiu, wysłuchana 12 grudnia 2008 r. w Krakowie. P. Krystyna Machała jest wnuczką (ze strony matki) p. Stefanii Dziury-Paluch, siostry chor. (od 1968 r. ppor.) Leopolda Kurnika, syna Jana i Karoliny. Nazywa L. Kurnika wujkiem. 3 grudnia 2008 r. wysłała do redakcji „Dziennika Polskiego” w Krakowie e-mail. Pytała w nim, komu mogłaby przekazać relację Leopolda Kurnika, i poprosiła o ewentualny kontakt ze mną. Redakcja przekazała mi ten e-mail, za co serdecznie dziękuję. Następnie skontaktowałem się z p. Machałą.
POWRÓT PO LATACH
Jak powiedziała pani Machała, Leopold Kurnik pierwszy i jedyny raz po wojnie odwiedził Polskę latem 1966 roku. Był to okres obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego i sądził on, że w takich okolicznościach władze polskie nie odważą się na zastosowanie wobec niego jakichkolwiek represji. Wcześniej, a także i później, podstawową przyczyną obaw pana Kurnika była jego służba w otoczeniu prezydenta Ignacego Mościckiego w latach 1926–1939, a zwłaszcza we wrześniu 1939 roku. I rzeczywiście, kiedy pan Kurnik – zgodnie z obowiązującym wówczas prawem – zgłosił swoje przybycie w komisariacie Milicji Obywatelskiej w Bochni, czekał tam już na niego funkcjonariusz (nie ulega dla mnie wątpliwości, że był to funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa). Zadał mu szereg pytań, związanych z jego służbą przed wojną. Szczególnie dopytywał się o losy „skarbu narodowego”. Przypuszczalnie chodziło mu albo o zasoby Banku Polskiego, ewakuowane przez Rumunię do Francji, albo o FON (Fundusz Obrony Narodowej). Ostatecznie skończyło się na jednorazowym przesłuchaniu.
Powodem przyjazdu p. Kurnika do Polski właśnie latem 1966 roku był ślub jego bratanka Romana Kurnika (syna Jana i Barbary) z Reginą Piasecką. Miał się on odbyć w sierpniu w Gołębiewku. Właśnie w tamtych dniach, podczas pobytu w Bochni w rodzinnym domu p. Krystyny Machały (wnuczki jego siostry Stefanii), p. Kurnik poprosił ją do ustronnego pokoju. Następnie zamknął drzwi i powiedział:
\”A teraz powiem ci, jak zginął generał Władysław Sikorski\”
Powierzył jej wówczas tajemnicę, z której nie zwierzył się nikomu innemu, w każdym razie nie w Polsce (być może z wyjątkiem jednej osoby, o której niżej). Trudno stwierdzić, dlaczego na swojego powiernika wybrał bardzo młodą dziewczynę. Być może chciał, aby pamięć o jego relacji pozostała w rodzinie jak najdłużej.
ADIUTANT GENERAŁA
Tajemnica owa była drugim powodem, dla którego p. Kurnik obawiał się przyjeżdżać do Polski. Jednak akurat o to nie był wypytywany na komisariacie MO, a w każdym razie nic o tym nie mówił. Sedno tajemnicy polegało zaś na tym, że p. Leopold Kurnik był obecny na lotnisku w Gibraltarze 4 lipca 1943 r., kiedy to zginął gen. Władysław Sikorski.
– Czy wujek wspominał, w jaki sposób dostał się w Gibraltarze do otoczenia gen. Sikorskiego?
– Nie. To znaczy… on przyleciał do Gibraltaru razem z generałem.
– Skąd? Z Kairu?
– On był adiutantem i przyleciał razem z całą ekipą, z nimi wszystkimi.
– To proszę mi powiedzieć w takim razie, od kiedy wujek był adiutantem?
– Nie wiem.
– Bo proszę sobie wyobrazić taką rzecz. W marcu 1943 r. wujek z Francuzami ucieka z niemieckiej niewoli. Przedostają się do Gibraltaru w ciągu, powiedzmy, dwóch miesięcy. Tu widzę możliwość, że wujek spotkał generała, kiedy ten dopiero leciał na Bliski Wschód.
– On mi nie powiedział kiedy.
– Czyli pani stwierdza, że wujek przyleciał z generałem do Gibraltaru.
– Tak, przyleciał. – Ale wujka nie ma na liście pasażerów z Kairu. – No to teraz ja już nic nie powiem.
– Będziemy musieli szukać.
– Trzeba będzie szukać. Trzeba będzie szukać Leopolda Kurnika. Gdzie i w jaki sposób…
Absolutna pewność p. Machały, że p. Kurnik znalazł się w otoczeniu gen. Sikorskiego przed 4 lipca 1943 r., sugeruje, że musiało do tego dojść najpóźniej 24 maja. Wtedy to generał wylądował w Gibraltarze w drodze na Bliski Wschód. Być może miało to miejsce nawet jeszcze wcześniej, w Londynie – jeżeli p. Kurnik zdążył tam przybyć (po swojej ucieczce z niemieckiej niewoli – patrz ramka) przed opuszczeniem stolicy Wielkiej Brytanii przez polską delegację. To ustalenie pozwoliło nam wyjaśnić w kolejnej części rozmowy szczegół, który początkowo budził moje zasadnicze wątpliwości. Chodziło o stwierdzenie, że podczas pobytu w Gibraltarze, w drodze powrotnej do Londynu, „gen. Sikorski poruszał się tam małymi samolotami”. P. Machała była pewna, że p. Kurnik użył tego zwrotu, natomiast ja tłumaczyłem, że nie może się on odnosić do Gibraltaru. Po pierwsze dlatego, że na tym małym terytorium istnieje tylko wewnętrzny transport lądowy i wodny. Po drugie – wiadomo, że od chwili wylądowania w Gibraltarze (3 lipca 1943 roku o godz. 18.37) do chwili startu (4 lipca o godz. 23.06) generał nie tylko nie opuszczał Gibraltaru, ale nawet nie był na lotnisku. Jednak wspomniane sprecyzowanie, że p. Kurnik był z gen. Sikorskim na Bliskim Wschodzie, doprowadziło nas do wniosku, że to właśnie tam „gen. Sikorski poruszał się małymi samolotami”. Jest to wniosek zgodny z prawdą. Samoloty, którymi generał podróżował po Bliskim Wschodzie po przybyciu do Kairu, były mniejsze od Liberatora B-24. Początkowe nieporozumienie wynikło zapewne albo z niezbyt precyzyjnej wypowiedzi p. Kurnika, albo z nieuwagi p. Machały podczas wysłuchiwania jego relacji. Jest to zupełnie naturalne, ponieważ zarówno p. Kurnik, jak i p. Machała skupili się na kwestii katastrofy, słusznie uważając pozostałe wątki za mniej ważne. Najważniejsze, że fraza o „małych samolotach” znalazła racjonalne wyjaśnienie.
Moja uwaga, że p. Kurnika nie było na liście pasażerów Liberatora B-24 AL 523, miała na celu wzbudzić jak największy krytycyzm p. Machały zarówno wobec relacji pierwotnej, jak i przekazywanej mi przez nią. W rzeczywistości jest to jednak szczegół bez znaczenia. Jak bowiem ustaliła brytyjska komisja śledcza w 1943 r., piloci samolotów wożących VIP-ów albo w ogóle nie sporządzali listy pasażerów, albo też wpisywali na nią fałszywe nazwiska.
Ponadto p. Machała dokładnie pamięta, że p. Kurnik powiedział jej, iż „podczas postoju w Gibraltarze zarówno on, jak i inne osoby towarzyszące gen. Sikorskiemu, które nie brały udziału w rozmowach [z Brytyjczykami], oraz mechanicy Liberatora AL 523, przez cały czas pilnowali samolotu na lotnisku. Aby nikt nie miał do niego dostępu, ponieważ obawiano się sabotażu. Osoby te zmieniały się co jakiś czas, pełniąc na okrągło dyżur przy tym samolocie”.
Najważniejsza część relacji pani Krystyny Machały brzmi następująco: „W chwili, kiedy zakończyła się wizyta i gen. Władysław Sikorski miał już odlatywać stamtąd [czyli 4 lipca 1943 r. z Gibraltaru do Londynu], wszyscy zebrali się na pasie startowym. I w ostatniej chwili wywiad – tylko nie wiem jaki, czy to był brytyjski, chociaż wujek dość dużo mówił o Brytyjczykach – doniósł, żeby nie wsiadać do tego samolotu. Wszyscy byli ostrzeżeni w ostatniej chwili, będąc już na płycie lotniska, przed odlotem. I wtenczas nastąpiła konsternacja. Nie wiedzieli, co robić. Skoro wywiad ostrzegł, żeby nie wsiadać, zdania podzieliły się. Generał powiedział, że nie wyda rozkazu. Że jeżeli chcą, to niech zostaną, ale on wsiada i leci. Z nimi była córka generała i córka również została na płycie lotniska. Nie wsiadła jednak do tego samolotu. Wsiadł jakiś pułkownik, jak to wujek mówił, ale przede wszystkim mówił o generale. Generał powiedział, że on leci, doszedł do schodków, odwrócił się, pokiwał córce. Będąc u góry, oddał honory i drzwi się za nim zamknęły. Ale wcześniej, jak wywiad doniósł im, żeby nie wsiadać do tego samolotu, chodziło tam o pilotów. Zostali podmienieni piloci, co w ogóle nie miało mieć miejsca, bo ten pilot, który z nimi przyleciał, miał odlatywać razem z nimi, i to była nieprzewidziana rzecz, która się wydarzyła. Oni się wszyscy zastanawiali, dlaczego została dokonana zmiana pilotów i dlatego ten wywiad ich ostrzegł. Mimo to generał wsiadł. Odlecieli tylko nad cieśninę. To była noc, błysk było widać bardzo dobrze. Widać było tylko błysk i coś ciemnego, lecącego w stronę morza. Jakieś kawałki, bo to była noc, chociaż była taka, że było widać, że coś leci, a błysk było bardzo dobrze widać. W ten sposób, według relacji wujka Leopolda Kurnika, zginął Władysław Sikorski”.
W tym momencie zapytałem p. Machałę, czy wujek – jako jeden z obserwatorów katastrofy – mówił, co zrobił bezpośrednio po niej. „Wszyscy się rozpierzchli, każdy w inną stronę, żeby ich razem tam nie dorwali. Bo już wiedzieli, że to był zamach, skoro ich ostrzeżono wcześniej. Czyli już było wiadomo, że to jest zamach. Wujek dostał się w Gibraltarze na okręt i tym okrętem przedostał się do Anglii. A gdzie reszta? Każdy na swoją rękę uciekł”– odparła. P. Machała nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kto z polskiej delegacji wsiadł do samolotu. Leopold Kurnik tylko mimochodem wspomniał o jakimś pułkowniku, nie wymieniając jego nazwiska. Natomiast otrzymałem zdecydowaną odpowiedź na pytanie, kto nie wsiadł:
Gros osób nie wsiadło.
– Córka nie wsiadła?
– Córka nie wsiadła. To na pewno. Wujek wymienił właśnie córkę. Że Zosia nie wsiadła. Córka została.
– Na pewno wsiadł gen. Tadeusz Klimecki, bo jego szczątki wykazują obrażenia charakterystyczne dla katastrofy. Na pewno wsiedli też płk Andrzej Marecki i adiutant por. mar. Józef Ponikiewski. A dlaczego? Bo nie wypadało, aby żołnierze, których dowódca wsiada, wycofywali się.
– Tego nie potrafię wytłumaczyć. Wujek też był wojskowym, też tam był, pełnił w tym czasie funkcję adiutanta. Do jego obowiązków należało m.in. przygotowywanie munduru i czyszczenie broni. Generał powiedział, że on im nie wyda rozkazu. Jak chcą, to niech zostają, ale on wsiada i leci pomimo ostrzeżenia przez wywiad.
– Do ostrzeżenia doszło dopiero na lotnisku? – Tak. Wszyscy już się zebrali, mieli odlatywać. I wtedy wywiad doniósł, aby nie wsiadać do tego samolotu, bo jest podmiana pilotów.
– A proszę mi powiedzieć, czy wujek wspominał coś o żegnających Anglik
ach, o gubernatorze?
– Nie. Mnie mówił tylko i wyłącznie o śmierci gen. Władysława Sikorskiego. Nic więcej. Ale wiem, że wujek mówił u nas w domu, iż musi jechać do Warszawy, aby tam spotkać się z jakąś Ewą, z którą się wcześniej umówił na spotkanie. Oraz iść na grób swojego syna, który jest pochowany na Powązkach [zmarł przed wojną w wieku około roku]. Chodziło o jakąś Ewę, która mieszkała na Bemowie w Warszawie. Ale nie wiemy, kto to był. Czy to był pseudonim jakiejś pani, czy to był ktoś z rodziny żony, bo myśmy rodziny w Warszawie nie mieli. Mój tata natomiast, z racji pełnionego zawodu maszynisty w PKP, miał darmowe podróże, więc towarzyszył wujkowi w jego podróżach po kraju w celu odwiedzania rodziny. Do Londynu wujek odlatywał z Poznania, gdzie zebrała się znaczna rodzina, aby go pożegnać.
Ta część relacji zawiera cztery kluczowe momenty.
OSTRZEŻENIE OD WYWIADU
Po pierwsze, według p. Kurnika, tuż przed wejściem do samolotu polska delegacja została powiadomiona przez wywiad, prawdopodobnie brytyjski, że po wejściu na pokład będzie narażona na niebezpieczeństwo. Jest to pierwsza tego rodzaju informacja.
Nikt nigdy wcześniej nie przekazał podobnej. Na razie brak podstaw, by sądzić, że w dającym się przewidzieć czasie możemy uzyskać niezależne potwierdzenie tej informacji z innego źródła.
Przyjmując wstępnie, że jest to informacja prawdziwa, należy zastanowić się, dlaczego przekazano takie ostrzeżenie gen. Sikorskiemu. Jeżeli rzeczywiście pochodziło ono od oficjalnych czynników brytyjskiego wywiadu, to można by je uznać za ostatnią (czwartą) próbę uratowania generała. Brytyjczycy nic więcej nie mogli uczynić. Samolot był w dyspozycji polskiego Naczelnego Wodza i premiera rządu RP, zatem nie wchodziło w grę odebranie mu go. Ponadto tak wyraźna akcja propolska byłaby jawnym sabotażem politycznym wobec sowieckiego inspiratora zamachu. Zwłaszcza że premier Winston Churchill prawdopodobnie miał dług wdzięczności wobec Stalina. Istnieje hipoteza, że przyczynił się on do uratowania życia Churchilla w próbie zamachu, która odbyła się 2 lipca 1943 r. o godz. 9.30 rano przed siedzibą premiera na Downing Street 10. Natomiast jeśli ostrzeżenie wyszło z kręgu zamachowców, to można by je interpretować jako zasłonę dymną, mającą na celu odsunięcie podejrzenia właśnie od nich. Jedno jest pewne – ta kwestia wymaga wnikliwego zbadania.
Po drugie, według p. Kurnika, sednem ostrzeżenia była wiadomość, że zostali podmienieni piloci . Ponieważ nominalnym pierwszym pilotem był ciągle kpt. Eduard Prchal, zatem chodzi o zmianę dotyczącą drugiego pilota.
Nie jest to nowa informacja, ale niesłychanie cenna. Potwierdza bowiem (w 1966 r.!) dotychczasową relację jednoźródłową z 1979 r., pochodzącą od Jima Leacha.
Wszystkie inne tego rodzaju informacje były anonimowe. Można więc uznać, że uzyskaliśmy potwierdzenie, iż mjr Wilfred Herring, który był drugim pilotem samolotu gen. Sikorskiego na trasie Londyn-Gibraltar-Kair-Gibraltar, został zmuszony do ustąpienia miejsca „dublerowi”, noszącemu przezwisko „Screwball” („Świr”). Oczywiście najprostszym sposobem zażegnania niebezpieczeństwa byłoby usunięcie „Świra” z kabiny pilotów. Jednak byłaby to dywersja wobec sowieckiego planu jeszcze jaskrawsza niż wstrzymanie startu samolotu.
CÓRKA GENERAŁA NIE WSIADA
Po trzecie, pan Kurnik twierdził z całą stanowczością, że Zofia Leśniowska, córka generała Władysława Sikorskiego, nie weszła na pokład samolotu. Jest to najbardziej zdumiewająca informacja w całej relacji. Wiemy bowiem z wielu źródeł, że determinacja Leśniowskiej w towarzyszeniu ojcu w jego ostatniej – jak się okazało – podróży, była tym większa, im bardziej zarysowywało się oczekujące go niebezpieczeństwo. Oparła się nawet dwukrotnym namowom Churchilla, by pozostać w Londynie. Co ją mogło skłonić do opuszczenia ojca? Możliwe są dwie odpowiedzi: albo strach w obliczu niebezpieczeństwa, które nagle zaczęło się urzeczywistniać, albo wręcz odwrotnie – niewiara w prawdziwość ostrzeżenia. Sześciotygodniowa podróż dobiegała końca. Generała Władysława Sikorskiego nie spotkało nic złego. Był znów na terytorium brytyjskim, a od Londynu dzieliło go zaledwie sześć godzin lotu. To mogło uśpić czujność Leśniowskiej, która niemal przez cały dzień zwiedzała Gibraltar i robiła zakupy. Motywem pozostania mogła więc być chęć przedłużenia sobie pobytu w atrakcyjnym miejscu oraz towarzystwie.
Dysponujemy jednym przekazem, który może potwierdzać relacjonowane przez L. Kurnika zamieszanie wokół dylematu „lecieć czy nie lecieć tym samolotem”. Oficer polskiego wywiadu jeszcze z czasów przedwojennych, cichociemny Tadeusz Kobyliński ps. Hiena, wyprawił się w 1945 roku do Związku Radzieckiego na poszukiwanie Leśniowskiej. Ktoś miał ją wcześniej widzieć w podmoskiewskim łagrze i zameldował o tym polskiemu podziemiu. Jak pisze Dariusz Baliszewski, „W świetle relacji ludzi, którzy zetknęli się z nim po wojnie, to on [Kobyliński], a nie gubernator Mason-MacFarlane miał przekonywać Zosię, by nie leciała z ojcem. Żaden oficjalny dokument nie potwierdza tej historii”. I oczywiście nie potwierdzi, bo takich dokumentów być nie może. Dlatego jedynym wyjściem jest poszukiwanie relacji i weryfikowanie ich. Jednak problem polega na tym, że nie wiemy, czy Kobyliński przekonywał Leśniowską dopiero na pasie startowym, pod wpływem wywiadowczej informacji o zmianie pilota, czy też wcześniej, na podstawie swoich przeczuć lub innych informacji.
Możemy jednak spróbować znaleźć przyczyny natury pozapsychologicznej, które skłoniły Leśniowską do pozostania w Gibraltarze, a mianowicie motyw polityczny. Oczywiście ujmiemy go tutaj w formie hipotezy. Skrupulatnie prowadzony „Dziennik czynności Naczelnego Wodza” zawiera znamienną lukę w odniesieniu do części okresu, który gen. Sikorski spędził na Bliskim Wschodzie. Nie wiemy, gdzie wtedy był i co robił. Wydaje się oczywiste, że podejmował wówczas czynności o najwyższym stopniu tajności. Coraz więcej historyków skłania się ku hipotezie, że powodem wyjazdu Sikorskiego na Bliski Wschód było tyleż uspokojenie nastrojów w 2. Korpusie, co nawiązanie tajnych kontaktów z rządem sowieckim.
W związku z tym, w tych nieopisanych w „Dzienniku czynności” dniach generał zapewne prowadził rozmowy z Sowietami. Jeśli tak było, to nie przyniosły one pozytywnego efektu. Świadczą o tym słowa Sikorskiego, wypowiedziane 16 czerwca 1943 r. podczas przyjęcia w polskim poselstwie w Bagdadzie, a zacytowane w raporcie de Jonghe’a dla Stolicy Apostolskiej („Właśnie teraz rozpoczęliśmy walkę z bolszewikami i mamy nadzieję, że Watykan będzie po naszej stronie”.). A także list Sikorskiego do kardynała Luigiego Maglione, sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej – datowany 4 lipca w Bejrucie (w rzeczywistości generała od dawna nie było już w tym mieście, widocznie jednak tam właśnie powstał projekt listu).
CÓRKA GENERAŁA W TAJNEJ MISJI
Jest rzeczą intrygującą, że w odniesieniu do pobytu generała w Gibraltarze 3–4 lipca, trwającego dokładnie 28,5 godziny, znamy wręcz minutowy rozkład jego zajęć, lecz tylko do godziny 15.30–16.00 4 lipca. Nie wiemy nic o późniejszych 7 godzinach. Na przykład żadne źródło nie potwierdza uczestnictwa generała w przyjęciu z okazji święta narodowego USA – a miał w tym przyjęciu wziąć udział. Można by per analogiam do pobytu na Bliskim Wschodzie wysunąć hipotezę, że wykorzystując pobyt ambasadora Iwana Majskiego w Gibraltarze, właśnie po południu Sikorski podjął z nim jakieś rozmowy. Jeśli tak by było, to można by – kontynuując hipotezę – spekulować, że rozmowy przyniosły pozytywny efekt i obie strony postanowiły je kontynuować w nieoficjalny i tajny sposób. Ze strony Sikorskiego było to oczywiście możliwe wyłącznie za pośrednictwem upoważnionej, zaufanej osoby. Sam premier nie mógł już zawracać z drogi do Londynu, gdzie był potrzebny, a nadzieja na końcowy sukces rokowań była zbyt wątła, by ryzykował autorytet nieprzygotowaną podróżą do Moskwy, czy choćby np. do Teheranu. Niestety, w otoczeniu generała nie było zbyt wielu osób, którym mógł on w pełni zaufać. Właściwie były takie tylko dwie: córka oraz osobisty sekretarz Adam Kułakowski.
Ten element hipotezy wcale nie jest nieprawdopodobny. Co prawda nic nam nie wiadomo o politycznych czy dyplomatycznych talentach Leśniowskiej, ale jako sekretarka i szyfrantka ojca była wtajemniczona we wszystkie jego bieżące posunięcia. Znała też prawdopodobnie jego plany, a zatem byłaby właściwą osobą do spełnienia poufnej misji. Jej hipotetyczną rolą nie miałoby być podejmowanie jakichkolwiek decyzji, lecz wyłącznie wysondowanie stanowiska Kremla w kwestii stosunków polsko-sowieckich po zerwaniu tychże przez Stalina. Następnie miałaby złożyć relację gen. Sikorskiemu. Tak ujęte zadanie na pewno nie przekraczałoby jej rozeznania politycznego i umiejętności dyplomatycznych.
CÓRKA GENERAŁA W POTRZASKU
Naturalnym sposobem jak najszybszego (w myśl zasady „kuć żelazo póki gorące”) dostania się Leśniowskiej do Moskwy byłoby zajęcie przez nią miejsca w samolocie Majskiego. Jeśli rzeczywiście tak było, to właśnie dlatego Leśniowska nie wsiadła do Liberatora AL 523, a nie wskutek obaw przed zamachem, beztroski czy czyichś perswazji. Wiemy z relacji kpt. Ronalda Capesa, dyżurnego oficera na wieży kontroli lotów w nocy z 4 na 5 lipca, że Liberator AM 914 Majskiego miał wystartować tuż po północy. Tak czy inaczej Leśniowska nie zginęła w katastrofie (zamachu) i nagle stała się dla Brytyjczyków kłopotem. Z emisariusza zamieniła się w jeńca. Wątła hipoteza, że mogła zostać przekazana Sowietom, zdaje się stawać nieco lepiej uzasadniona. Gdyby okazała się prawdziwa, to poznalibyśmy najgłębszy motyw, skłaniający Londyn do zatajania prawdy o zamachu. „Sprzedanie” Leśniowskiej byłoby bardziej kompromitujące niż dopuszczenie do zamachu na brytyjskim terytorium.
Rzadko wspomina się o Adamie Kułakowskim, osobistym sekretarzu gen. Sikorskiego. On także, podobnie jak córka generała, został oficjalnie uznany za zaginionego.
Jeden z moich najbliższych współpracowników, którego zdanie niezwykle cenię, uważa, że inspiratorem zamachu na Sikorskiego mogły być pewne kręgi amerykańskie. Chciały wzmocnienia sojuszu ze Stalinem – w myśl dewizy „walczymy z Niemcami do ostatniego Rosjanina” – a jednocześnie osłabienia pozycji Churchilla. Polityka Sikorskiego stanowiła zadrę w stosunkach między członkami koalicji antyhitlerowskiej, a konkretnie w kontaktach zachodnich aliantów z ZSRR, Amerykanie mogli zatem dążyć do usunięcia tej zadry. Podchodzę jednak dość sceptycznie do tej hipotezy. Kilkadziesiąt poszlak wskazuje na to, iż rozkaz zabicia Sikorskiego padł na Kremlu (w końcu to nie Amerykanie wysłali do Gibraltaru z terytorium Polski – okupowanej przez Niemców i zinfiltrowanej przez NKWD i GRU – kilku zabójców, podszywających się pod kuriera Komendy Głównej AK Jana Gralewskiego)
Gdyby zaś hipoteza o wysłaniu Leśniowskiej do Moskwy wraz z Majskim okazała się prawdziwa – a propozycja zarówno podjęcia rozmów z Sikorskim, jak i przyjęcia Leśniowskiej na pokład AM 914 padła ze strony sowieckiego ambasadora – to byłby to jeszcze jeden przyczynek do słuszności opinii o kierowniczym sprawstwie Kremla. Wykonałby podwójne uderzenie: unicestwił premiera rządu RP i przejął jego żywe archiwum .
OGIEŃ NAD GIBRALTAREM
Po czwarte, w relacji p. Kurnika, przekazanej przez p. Machałę, uderza informacja, że tuż przed wodowaniem samolotu ujrzał on błysk. Nic nie wspomniał o huku – być może silniki jeszcze wtedy pracowały, a być może hipotetyczny ładunek wybuchowy był niewielki.
Prof. Jerzy Maryniak teoretycznie udowodnił, że samolot był do końca w pełni sterowny. Zatem zeznania kpt. Prchala nie odpowiadały prawdzie, a skoro wodowanie nie było wypadkiem, to musiało być elementem zamachu. Trzeciej możliwości nie ma. Prof. Maryniak twierdzi też, że do zniszczenia podłogi samolotu musiało dojść dopiero wtedy, gdy maszyna – po 6–8 minutach unoszenia się na wodzie – powoli skapotowała i legła na dnie do góry kołami. Dopiero wtedy ładunek wybuchowy, leżący już nie na podłodze, lecz na suficie, eksplodował. Główna fala uderzeniowa skierowała się – zgodnie z prawami fizyki – nie na twarde podłoże, lecz w środowisko o mniejszej gęstości, czyli w górę, w stronę podłogi. Wniosek prof. Maryniaka zdają się pośrednio wspierać złożone przed brytyjskimi komisjami śledczymi zeznania świadków, którzy nic nie wspominali o błysku, huku czy wybuchu w samolocie przed jego wodowaniem. Jednak byli to wyłącznie świadkowie brytyjscy…
Sugerowanie czegokolwiek osobie, składającej relację, byłoby złamaniem jednej z podstawowych zasad warsztatu historycznego. Dlatego, dopiero gdy p. Machała zakończyła relację, powiedziałem jej, że informacja p. Kurnika o dostrzeżeniu błysku w samolocie na moment przed jego wodowaniem nie jest pierwsza. Już 6 lipca 1943 r. pisał o tym londyński „Dziennik Polski” za depeszą Agencji Reutera z 5 lipca. Według niej niemieckie radio podało, że w hiszpańskim miasteczku La Linéa de la Conceptión (położonym tuż na północ od wschodniego krańca pasa startowego) zaobserwowano płomienie w samolocie spadającym do morza. Liczne źródła potwierdzają, że niemieccy szpiedzy prowadzili stałą obserwację lotniska w Gibraltarze. Dotąd jednak uważałem wiadomość niemieckiego radia nie za efekt ich obserwacji, lecz raczej za najprostszy sposób poinformowania alianckich rządów i opinii publicznej, że Berlin wie, iż w Gibraltarze doszło do zamachu. Uważałem też zdanie: „Los pasażerów Liberatora dopełnił się ostatecznie podczas detonacji, poprzedzającej upadek samolotu” – zamieszczone w anonimie, wysłanym w latach 90. do red. Dariusza Baliszewskiego – za efekt zachowania się w pamięci autora listu tego właśnie komunikatu niemieckiego radia.
Obecnie, po zapoznaniu się z relacją p. Kurnika, mój sceptycyzm względem prawdziwości tego komunikatu jest nieco mniejszy. Czyżby zamachowcy – wiedząc, że obaj piloci, Prchal i wynajęty „Screwball”, przeżyją wodowanie, ponieważ będą przypięci pasami – postanowili również ich zgładzić? Może doprowadzili do uszkodzenia samolotu w powietrzu w nadziei, że „Screwball” nie zdoła opanować maszyny?
A jeśli tak było, to czy ładunek podłożono pod fotelem Prchala, który odniósł złamania kostek u obu nóg? Czy może ppłk. Victora Cazaleta, którego fotel został wyrwany z podłogi? Za dodatkową poszlakę na rzecz takiej hipotezy można uważać to, że polscy eksperci (podobnie jak przedstawiciele amerykańskiego producenta B-24) nie zostali dopuszczeni do zbadania wraku samolotu. Pełny raport z brytyjskiego badania szczątków maszyny w bazie Farnborough nie został opublikowany. – Szczątki – o ile mi wiadomo – nie zachowały się w brytyjskich magazynach.
Powyższe domniemania nie podważają opinii prof. Maryniaka, że ładunek, który zniszczył podłogę samolotu, musiał eksplodować po zatonięciu maszyny.
Wypada wreszcie skomentować słowa L. Kurnika, że widział „coś ciemnego lecącego w stronę morza. Jakieś kawałki, bo to była noc, chociaż była taka, że było widać, że coś leci”. Otóż z jednej strony uwaga o widoczności żywo przypomina kwestię por. Douglasa F. Martina ze stacji radiowej Special Operations Executive w Gibraltarze, położonej wysoko na Skale. Powiedział on: „Było ciemno, jednak nie była to noc czarna jak smoła i może pan być pewien, że rzeczy wydają się jaśniejsze, gdy patrzy się na nie z góry”. Jednak Martin obserwował unoszącego się na falach Liberatora z wysokości ok. 120–150 m n.p.m., i do tej wysokości odnosił swoją uwagę o widoczności. Natomiast L. Kurnik znajdował się niemal na poziomie morza, a chyba wszyscy pozostali świadkowie, obecni na lotnisku, twierdzili, że noc była ciemna i widzieli tylko światła pozycyjne samolotu. Z drugiej strony, negowano (szczególnie prof. Jaroslav Valenta), by Martin mógł ze swojego stanowiska obserwacyjnego dostrzec tajemniczą sylwetkę, kroczącą po wodowaniu po skrzydle samolotu (był to główny wątek jego relacji). Ale jaki Martin miałby interes, by w 1967 r. zmyślić swoją relację? Jeszcze trudniej uwierzyć, by p. Kurnik mógł dojrzeć „jakieś kawałki” odpadające od samolotu. Trzeba jednak pamiętać, że mogły one być oświetlone owym „błyskiem”, o którym wspomniał wcześniej. Dlatego, zachowując jak najdalej idącą wstrzemięźliwość, trzeba podsumować ten wątek stwierdzeniem, że brak podstaw, by wykluczyć wiarygodność tego fragmentu relacji.
NIĆ PODEJRZEŃ
Kończąc swoją relację, p. Machała podkreśliła, że kilkakrotnie usłyszała od p. Kurnika stwierdzenie, że „Rękę do śmierci Generała przyłożył Wschód – konkretnie Stalin”. P. Kurnik nie uzasadniał tej opinii. Być może wynikała ona z jego własnej analizy zachowania Brytyjczyków w Gibraltarze. A może nie tylko amb. Edward Raczyński (a później p. Helena Sikorska) miał identyczne zdanie, wyprowadzone – jak mówił – z analizy politycznej? Może także inne osoby, bliższe p. Kurnikowi, dzieliły się przemyśleniami z otoczeniem? Może sprawstwo Kremla było już wówczas w Londynie tajemnicą poliszynela?
Pragnę podziękować Pani Krystynie Machale za Jej inicjatywę i skuteczna jej realizacje. Uzyskaliśmy nowe poszlaki, które być może doprowadzą do przełomu w badaniu tajemnicy śmierci gen. Sikorskiego. Wszystko zależy od tego, czy uda się podążyć za tą nicią, nie zrywając jej.
Jest też sprawa zeznań oficerów z wieży lotów \”lost height steadily until it hit the sea\” / kapitan Ronald Capes/ oraz \”had slowly begun to sink\” -zaczął z wolna opadać.. Według wielu ekspertów , wersja wypadku jest nie do pogodzenia z techniką pilotażu. Obaj piloci nie stanowili zespołu ,pracował tylko jeden który nie zdążył wykonać wszystkich regulaminowych czynności w ciągu 16 sekund i że nie był nim Prchal.
Zajrzyjmy do książki T. Kisielewskiego . Porównano w 2009 r wodowania Liberatora B-24 o numerze AL 523 /Gibraltar/ oraz Airbusa A-320./ rzeka Hudson/.
Skoro Prchal nie pilotował a jedynie był zmuszony do statystowania w fotelu pierwszego pilota to drugim pilotem musiałby być mjr Herring ale został uznany za zaginionego podczas katastrofy. Według relacji 4.07.1943 Herring jednak został zdjęty z a następnie prawdopodobnie zabity przez zamachowców lub z rozkazu jako niewygodny świadek. Jim Leach w jednym z wywiadów zeznał że drugim pilotem mógł być Johnson . Jest jeszcze jedno ważne nazwisko i pilot który mógł albo być specjalnie szkolony albo zgłosił się na ochotnika.
Trzeba mu się przyjrzeć bliżej a szczególności ustalić czas od pobytu od kwietnia 1942 r w szpitalu na Malcie aż do 6.07.1943 . Pytanie też czy to on był wśród \”Brytyjczyków\” którzy wylądowali na Gibraltarze razem z sowieckim ambasadorem…
Ten kanadyjski psychopatyczny as lotnictwa myśliwskiego – George Beurling zwany Screwball /Świr/ który zginął w 1948 r w Rzymie w wyniku palestyńskiego sabotażu ponieważ miał pilotować z Włoch samoloty które miały być przeznaczone dla Izraela .
Z całą pewnością szukano pilota który przeprowadziłby kontrolowane wodowanie samolotu z gen Sikorskim na pokładzie a Beurling był na Gibraltarze po wypadku na Malcie .
To wiadomo po zeznaniu J. Leacha którego też próbowano do tego namówić. James Edgar Johnson był Anglikiem. Przeciwko podejrzewaniu o udział w zamachu przemawiają jego cechy psychiczne. Mimo że był doskonałym pilotem to nie miał opinii straceńca. Czy był nim Beurling który zginął potem w tajemniczych okolicznościach na skutek sabotażu / prawdopodobnie przeprowadził agent brytyjskich służb specjalnych – Levingham / ?
Nie ma już też dokumentu że po wcześniejszym wypadku na Macie i pobycie na Gibraltarze był on w dniu katastrofy na przepustce. Beurling miał też jedną wadę -był gadatliwy i lubił się chwalić…..
Dokument z 11.07.1943 r z pieczątką datowaną na 14.07.1943.
Premier RP i Naczelny Wódz generał Władysław Sikorski zostanie przywieziony z Plymouth do Londynu aby przez trzy dni leżeć w siedzibie polskiego rządu w Kensington Palace Gardens.
Ekshumację w Newark przeprowadzono po uzyskaniu stosownej zgody władz brytyjskich wyrażonych w nocie oficjalnej i w tajnym protokole oraz uzyskaniu zezwolenia wojewody krakowskiego na wwóz prochów ludzkich i pochowanie ich na terenie katedry na Wawelu. W obecności brytyjskiego lekarza sądowego, ekipy filmowej oraz przedstawicieli polskiego konsulatu (w polskiej delegacji nie uczestniczył ekspert z zakresu medycyny sądowej) wydobyto z grobu podwójną trumnę z ciałem generała Sikorskiego. Otwarcie trumny nastąpiło na terenie cmentarza w specjalnie w tym celu ustawionym namiocie. Po otwarciu drugiej trumny wyjęto z niej ciało owinięte w wojskowy koc. Świadczy to o tym, że zwłoki nie były ubrane w mundur wojskowy stosownie do ceremoniału w pogrzebach wojskowych, lecz zostało złożone do trumny w takim stanie, w jakim wydobyto je z wody. Oględzin zwłok dokonał lekarz i tylko on dotykał zachowanego w dobrym stanie zmumifikowanego ciała generała. Według pisemnej relacji jednego ze świadków na powłokach brzusznych, klatce piersiowej i na skórze czaszki nie zauważył żadnych rozcięć ani śladów zszycia, co świadczy o tym, że w 1943 nie przeprowadzono żadnego z elementów pełnej sekcji zwłok. Po kilkugodzinnych oględzinach, bez otwierania jam ciała zwłoki złożono w nowej trumnie, a tę opieczętowano pieczęciami konsularnymi i w uroczystej oprawie wojskowej przewieziono do Warszawy, a stamtąd do Krakowa.
17 września 1993 w obecności Prezydentów : Wałęsy i Kaczorowskiego trumna została złożona w grobowcu w krypcie św. Leonarda w katedrze św. Stanisława i Wacława na Wawelu w Krakowie.
Po 1989 r. Polska wielokrotnie podejmowała starania, aby uzyskać dostęp do wielu brytyjskich archiwów, w których mogą znajdować się ważne dokumenty dotyczące polskiego czynu zbrojnego w czasie II wojny światowej. Stronie polskiej najbardziej jednak zależało na uzyskaniu dostępu do archiwów brytyjskich tajnych służb, w których, jak sądzono, mogły znajdować się niezwykle ciekawe dokumenty dotyczące wkładu polskiego wywiadu w alianckie zwycięstwo. Liczono też, że być może dzięki temu uda się wyjaśnić zagadkę śmierci premiera polskiego rządu w Londynie gen. Władysława Sikorskiego, który według oficjalnej wersji miał zginąć w katastrofie lotniczej 4 lipca 1943 r., zaraz po starcie z lotniska w brytyjskim Gibraltarze.
Gdy w październiku 1992 r. Borys Jelcyn przekazał Prezydentowi Lechowi Wałęsie komplet dokumentów z Teczki specjalnej nr 1, do której dostęp mieli tylko przywódcy ZSRR, w siedzibie brytyjskiego rządu na Downing Street 10 można było odczuć pewną nerwowość. Dyskusje ministrów gabinetu Johna Majora oscylowały wokół obaw co do kontynuowania procesu ujawniania tajnych archiwów przez władze Rosji. Obawiano się w szczególności, że następne dokumenty, przekazane stronie polskiej przez Jelcyna, mogą dotyczyć również okoliczności śmierci gen. Sikorskiego.
W marcu 1993 r. minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Douglas Hurd w telefonicznej rozmowie z szefem rosyjskiej dyplomacji Andriejem Kozyriewem wyszedł z sugestią, aby Rosjanie „trzymali pod kluczem\” tę część swoich zasobów archiwalnych, która dotyczy Wielkiej Brytanii, gdyż ich ujawnienie mogłoby zagrozić brytyjsko-rosyjskim stosunkom.\”
O sprawie natychmiast dowiedział się prezydent Borys Jelcyn. Rosyjski przywódca zdecydował wtedy, że droga przekazywania stronie polskiej dokumentów z najtajniejszych rosyjskich archiwów musi ulec wyhamowaniu, bo w przeciwnym razie Brytyjczycy mogą wyrządzić niemniejszą szkodę Rosji.\”
W drugiej połowie lat 90. Brytyjczycy coraz częściej zgadzali się z sugestiami zbadania wielu aspektów polsko-brytyjskiej współpracy w czasie II wojny światowej. Gdy władzę w Polsce przejęła koalicja AWS-UW, sprawa dostępu do brytyjskich archiwów wróciła na wokandę. Była ona kilkakrotnie poruszana w rozmowach premiera Jerzego Buzka z brytyjskim premierem Tonym Blairem. Brytyjczycy stali się wówczas nieco bardziej otwarci na polskie starania. Nie mogli już dłużej zbywać ich milczeniem. W efekcie w 2000 r. doszło do powołania Polsko-Brytyjskiej Komisji Historycznej.
Polscy członkowie komisji nigdy nie mieli dostępu do tajnych akt brytyjskiego wywiadu i brytyjskiej dyplomacji z czasów II wojny światowej. Spora część z nich wciąż jest utajniona na kolejne kilkadziesiąt lat. Gdy w 2000 r. rozpoczął działalność polski IPN i stanęła sprawa śledztwa dotyczącego okoliczności śmierci gen. Sikorskiego, brytyjscy dyplomaci na nowo zaczęli kłamać w sprawie zawartości brytyjskich tajnych archiwów. W 2000 r. brytyjski ambasador w Warszawie John MacGregor oświadczył, że w brytyjskich archiwach nie ma żadnych „zatajonych dokumentów\” dotyczących prowadzonego w 1943 r. śledztwa w sprawie śmierci generała. Gdy polski historyk Jacek Tebinka podał, że z katalogu brytyjskiego archiwum państwowego wynika jednak, że co najmniej dwie teczki dotyczące sprawy śmierci Sikorskiego są zamknięte dla badaczy, strona brytyjska nadal zaprzeczała tym oczywistym faktom. W 2002 r. brytyjski ambasador w Warszawie Michael Pakenham oświadczył, że wszystkie znane rządowi brytyjskiemu dokumenty dotyczące gen. Sikorskiego są dostępne w Londynie i nie ma innych źródeł, ,,które przeczyłyby oficjalnej wersji zdarzeń\”. Znajdujące się w brytyjskich archiwach akta dotyczące tej do dzisiaj niewyjaśnionej śmierci nadal pozostają tajne.
Ekshumacja zwłok i badania specjalistów z Zakładu Medycyny Sądowej.
Unikalne zdjęcia pierwszej ekshumacji Sikorskiego – TVN24
Świadek ekshumacji Sikorskiego: Nie widziałem śladu po kuli – TVN24
Prawda jest brutalna : Wszystkim zależało żeby gen Władysław Sikorski zginął. Wielkiej Brytanii bo chciała aby Stalin przejął na siebie ciężar walki. Niemcom aby skłócić i przez to osłabić aliantów. Stalinowi żeby osłabić morale Polaków, zemsta za walkę o prawdę o Katyniu , wprowadzenie uległych komunistów ,osłabienie rządu w Londynie , linię Gersona przed konferencją w Teheranie i części Opozycji polskiej w Londynie aby pozbyć się generała Władysława Sikorskiego.
Pomnik Sikorskiego w Gibraltarze upamiętnia katastrofę Gibraltaru B-24 z 1943 roku z 4 lipca 1943 roku, która spowodowała śmierć generała Władysława Sikorskiego– naczelnego dowódcy Wojska Polskiego i premiera polskiego rządu na uchodźstwie. Obecna wersja pomnika odsłonięta 4 lipca 2013 roku, jest trzecią, zastępującą dwa wcześniejsze pomniki wzniesione w 1945 i 2003 roku w pobliżu miejsca katastrofy. Został zaprojektowany i zbudowany przez polską firmę, z wykorzystaniem piaskowca z Polski sprowadzonych przez Europę na Gibraltar, gdzie obecnie składa się z dużej części pomnika o szerokości 5 metrów.
CZEŚĆ I WIECZNA CHWAŁA BOHATEROM RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ !!!!!!
Wiecej zdjęć nie widziałem…byłem w szoku..
Wychodzę….
Jeszcze długo spacerując po masywie dochodzimy do pewnego miejsca
To geograficznie najdalej wysunięty punkt Europy..
Widzimy góry Atlas i Maroko..
Byłem też i po drugiej stronie Cieśniny ale wracamy z powrotem.. skała Gibraltaru nie jest już dla nas tajemnicą. .To pas umocnień wykutych przez m.in żołnierzy w różnym okresie czasu.
Z bliska widać wszędzie otwory strzelnicze..
Gibraltar nas żegna.
Jeszcze jedno wieczorno-nocne spojrzenie na tą ponurą skałę która napisała ponurą kartę naszej historii gdzie już w 1943 r wiadomość o Katyniu podzieliła Polaków na zawsze….
Ostatnie spojrzenie na naszego bohatera bo nie wiem czy jeszcze w życiu będę na Gibraltarze.
Post Scriptum.
Jeśli naiwnie myślicie że w przyszłości Wielka Brytania po odtajnieniu akt przyzna się do współudziału w zamachu na gen Władysława Sikorskiego , \”cichej\” pomocy Sowietom w wywiezieniu z Gibraltaru jego córki / na 100% nie wsiadła do samolotu / do Kairu to jesteście Państwo w wielkim błędzie. Jedyne co ujawnią a i to nie jest pewne że część polskich oficerów będących w tzw obozie \”piłsudczyków\” skupionych wokół gen Władysława Andersa oraz tych działających w ściśle tajnym \”Wydziale Ewakuacji\” w Londynie miało powód aby \”selektywnie wyeliminować\” kłopotliwego dla Stalina i Churchilla -Premiera i Naczelnego Wodza . Wiadomości o Katyniu już w 1943 r podzieliły Polaków na zawsze….
Dziękując Państwu za uwagę ,zapraszam na kolejny blog z cyklu #BiałyWywiad
Świętowit
You must be logged in to post a comment.